
Imię i nazwisko: Aneta Borkowska
Wiek: 35
Wykształcenie: Politechnika Warszawska, dyplom inżyniera; Warszawski Uniwersytet Medyczny, lekarz medycyny, specjalistka radioterapii onkologicznej, w trakcie doktoratu
Osiągnięcia: współzałożycielka organizacji non profit zajmującej się edukacją zdrowotną Medycyna po prostu; współzałożycielka firmy Genoomy zajmującej się interpretacją genomu człowieka; współzałożycielka Ogen.pl tworzącej spersonalizowane rozwiązania zdrowotne bazujące na genomie; lekarka radioterapeutka w Narodowym Instytucie Onkologii
Gdyby z jej życiowych wyborów ułożyć mapę, to ścieżka wiodąca do jej obecnego życia przypominałaby labirynt. Bo kto to widział, by dziewczyna ze szkoły sportowej wygrywała konkursy plastyczne, a młoda pani inżynier rozważała specjalizację z psychiatrii? Gdy zaproponowano jej udział w popularnym paradokumencie "Młodzi lekarze", uznała, że to świetny sposób, by powiedzieć coś o swojej specjalizacji – radioterapii. Filmowano ją, gdy pracowała na oddziale dla małych dzieci w Instytucie Onkologii w Warszawie. Nie zastanawiała się, co jej samej przyniesie udział w dokumencie, bo jak tu myśleć o sobie, gdy na co dzień widzi się ciężko chore dzieci pocieszające swoich rodziców?
– Pokora. To najcenniejsza lekcja, jaką odebrałam, pracując najpierw w hospicjum, a później w Centrum Onkologii [obecnie Narodowy Instytut Onkologii – przyp. aut.]. Gdy każdego dnia stykasz się z umieraniem, a jedyne, co możesz w wielu sytuacjach zrobić, to sprawić, by w tym odchodzeniu było przynajmniej mniej bólu fizycznego, po prostu pokorniejesz. I raptem okazuje się, że te wszystkie małe kłopoty dnia codziennego, te drobiazgi, które potrafimy rozdmuchiwać do niebotycznych rozmiarów, wątpliwości, złości, żale, że one wszystkie po prostu nie mają znaczenia - opowiada i dodaje:
Bo znaczenie ma bliski człowiek, który weźmie cię za rękę, gdy tego potrzebujesz, który poświęci ci swój czas. Umierający ludzie nie myślą o majątku, o zaszczytach, nie zastanawiają się, czy mogli dłużej pracować lub więcej zarobić. Oni chcą, by ktoś po prostu był obok
Tam są ludzie
Dwa lata. Przez dwa lata w co drugi weekend wstawała rano, wsiadała do autobusu i jechała na wieś, do ludzi odchodzących w tak zwanych hospicjach domowych. Gdy pytam, co było najtrudniejsze, bez wahania odpowiada, że konieczność poradzenia sobie psychicznie z kilkunastoma takimi sytuacjami dziennie. Bo lekarz, chociaż teoretycznie ma tylko sprawdzić stan chorego, przepisać leki, zlecić badania, tak naprawdę musi wziąć na siebie wszystko: strach, ból i lęk nie tylko chorego, ale też jego rodziny. A sytuacje są bardzo różne.
– Doświadczamy całego wachlarza emocji – od empatii po nieskrywaną niechęć, złość i wybuchy agresji. Czasami bliscy i sami chorzy są pogodzeni z sytuacją, w innych wypadkach oczekują, że dokonamy cudu, że jeśli tylko przepiszemy jakiś nowy lek, to uda się przedłużyć choremu życie lub wręcz go wyleczyć. Jedne rodziny są zamożne, te często żądają znalezienia nowej terapii. Wizytując innych, zastanawiasz się, jaki najtańszy lek przepisać, by w ogóle go wykupiono. Czy to we mnie zostaje? Tak. Gdy wracałam do domu po całym dniu takich wizyt, chciałam ściągnąć z siebie te emocje jak przemoczony płaszcz. Ale następnego dnia wstajesz rano, znowu wsiadasz do autobusu, bo tak wybrałaś, a tam są ludzie, którzy na ciebie czekają – opowiada.
Zaangażowanie wygrywa
Właśnie odebrała przygotowaną i wydrukowaną rozprawę doktorską. Temat dotyczy czerniaków stóp i rąk.
– Są bardzo rzadkie, mają troszkę odmienną biologię od czerniaków pozostałych części ciała, inny profil genetyczny. Właśnie nimi zajmuję się w Narodowym Instytucie Onkologii – wyjaśnia Aneta Borkowska.
Ale onkologia nie jest jedyną dziedziną, którą się zajmuje. Działa przede wszystkim na styku technologii i medycyny, współtworząc nowoczesne narzędzia zdolne wspierać lekarzy.
– Technologia zawsze mnie pociągała, możliwość pracy z algorytmami uczenia maszynowego, wykorzystywanie najnowszych zdobyczy nauki do wsparcia zarówno życia codziennego, jak i tworzenia specjalistycznych narzędzi. Pomyślałam, że sztuczną inteligencję można zaprząc do wsparcia lekarzy w niektórych trudnych lub czasochłonnych zajęciach – wyjaśnia.
W ostatnich latach głośno było o wykorzystaniu algorytmów sztucznej inteligencji do analizowania ogromnych zbiorów danych medycznych. Na przykład uczeni związani z Uniwersytetem Stanforda wyszkolili system SI rozpoznający prawie 130 tys. zmian skórnych, w tym znamion, wysypek i innych zmian chorobowych. Umożliwia wykrycie skórnych zmian nowotworowych bez konieczności interwencji lekarskiej. System był testowany przez zespół dermatologów i ponoć zdał testy śpiewająco, wykazując aż 90-procentową skuteczność.
– W medycynie jest mnóstwo danych, od historii chorób, przez radiologię, w tym na przykład skany z rezonansu magnetycznego, tomografii komputerowej czy badania mammograficzne, po patomorfologię i dalej. Mamy ogromne bazy, które mogą posłużyć sztucznej inteligencji do nauczenia się rozpoznawania wzorców. Na przykład w radioterapii używamy tomografii, na podstawie której obrysowujemy guzy. Okonturowanie jednego zajmuje od kilkunastu do kilkudziesięciu minut. To dużo czasu, który moglibyśmy poświęcić pacjentowi. Dlatego uczymy SI samodzielnego wykonywania konturów, aby w przyszłości wsparła nas w tym procesie – mówi Aneta Borkowska.
SI uczyła się na tomografiach pacjentek, którym usunięto raka piersi, jednak z zachowaniem piersi. Pierwsze testy wyszły bardzo pomyślnie, a konturowanie SI pokrywało się z tym zaproponowanym przez lekarzy. Algorytm jest rozwijany i testowany, ale Aneta nie chce na nim poprzestać. Pracuje nad kolejnym typem medycznej SI, tym razem skoncentrowanym na czerniaku rąk i stóp. Za bazę danych posłużą zdjęcia wykonane supernowoczesnymi mikroskopami. Im więcej danych, tym lepsze i bardziej precyzyjne narzędzie uda się stworzyć. Rozwinięcie systemu wymaga też odpowiedniego finansowania, o co niestety nie jest łatwo.
Jednak największa trudność to po prostu dostrzec, gdzie można coś zrobić. Jest wielu znakomitych lekarzy i wielu świetnych specjalistów z zakresu SI, potrzebny jest jednak łącznik między światem medycyny i zaawansowanego high-techu. Staram się być tym łącznikiem
– mówi młoda lekarka.
Od klasy sportowej po medycynę
Odkąd pamięta, zawsze ciągnęło ją w sprzeczne na pierwszy rzut oka kierunki jednocześnie. Gdy wybrała w gimnazjum klasę sportową, to zakochała się w malarstwie, a nawet wygrała duży konkurs plastyczny.
– To nie znaczy, że nie lubię sportu, do dziś umiem zrobić szpagat i całkiem szybko biegam, ale jakoś tak wychodziło, że nie byłam w stanie obrać jednego jedynego kierunku i oddać mu się całkowicie. Uwielbiałam sport, ale poznałam świetnego i znanego w moich rodzinnych Siedlcach nauczyciela malarstwa, pana Kozaka. Wraz z innymi uczniami poszliśmy w plener malować kamienice. Było fajnie. Później zaproponował nam namalowanie obrazów olejnych. Coś słyszałam o technice, ale na tyle mało, że zapytałam tatę, czy mogę wziąć farby olejne, które w wielkich puszkach stały w garażu. I tak pierwszy obraz olejny namalowałam farbami przemysłowymi. Ale spodobał się i wygrałam konkurs – wspomina.
Malowała przez wiele lat, nawet w liceum, w klasie matematyczno-fizycznej. Szło jej tak dobrze, że znajomi i rodzina byli pewni, że spróbuje dostać się na ASP. Jednak Anetę pociągało już coś innego: precyzja i technologia. Złożyła dokumenty na Politechnikę Warszawską i została studentką Wydziału Inżynierii Materiałowej.
– Ludzie parający się naukami ścisłymi zawsze mi imponowali, wydawali się tacy absolutnie zorganizowani i racjonalni, podchodzący do życia w przemyślany sposób. Pociągała mnie logika matematyki i możliwości nowych technologii – wspomina i dodaje, że na politechnice czuła się nie jak studentka, ale jak przyszła współpracownica, ktoś nabierający szlifów, by stanąć w jednym rzędzie z samymi wykładowcami. Właśnie dlatego nie obawiała się powiedzieć na uczelni, że zamierza studiować również medycynę.
– Nikt mnie nie powstrzymywał, przeciwnie, mogłam ułożyć sobie plan zajęć tak, by łączyć te inżynieryjne z medycznymi – mówi.
Czy było trudno? Tak. Brakowało czasu na wszystkie przyjemności okresu studiów, na wypady z przyjaciółmi, randki, długie wieczory w klubach. Były momenty, gdy już nie dawała rady i odpuszczała. Jak jeden z egzaminów z anatomii.
– Po prostu nie byłam w stanie ruszyć się z krzesła i pojechać na egzamin. Wtedy do mnie dotarło, że przeszarżowałam i muszę zwolnić, czasami coś przełożyć, odpocząć. Zrozumieć, że organizm ludzki ma swoje ograniczenia – opowiada.
Przyszłość: lek na podstawie profilu genetycznego
Tej filozofii hołduje do dziś. Mówi, że trzeba się wysypiać i dobrze jeść, że czasami warto coś odłożyć i dać sobie czas, dać czas swoim bliskim, nie spieszyć się. A przyszłość?
– Wierzę w ciągły rozwój, w szukanie nowych pól działalności, odnajdywanie inspiracji. Na przykład teraz zajmuję się genetyką. W wynikach sekwencjonowania DNA poszukujemy korelacji między genami a predyspozycjami człowieka. I nie mówię o jakichś specjalnych talentach, ale na przykład o genetycznych różnicach w metabolizowaniu określonych substancji, tłuszczów czy witamin. Te badania mogą w przyszłości pozwolić dobierać odpowiednie leki do profilu genetycznego danego człowieka. Dobrym przykładem są tu leki psychiatryczne. Teraz psychiatrzy, przepisując leki, nieco strzelają z nadzieją, że trafią do celu. Jednak leki nie zawsze skutkują i terapię trzeba zmieniać czasami kilkukrotnie. Dzięki takim badaniom jak nasze będzie można dopasować lek na podstawie profilu genetycznego i znacznie zwiększyć skuteczność leczenia – tłumaczy.
Psychiatria również leży w kręgu jej zainteresowań. Tuż po uzyskaniu dyplomu inżyniera, gdy odbywała staż zawodowy, bardzo poważnie rozważała taką specjalizację. Jednak górę wzięła radioterapia onkologiczna, ponieważ łączy kwestie medyczne z technologiami. Ale teraz Aneta chce się skupić po prostu na życiu.
– Chciałabym mieć czas dla bliskich, założyć rodzinę, mieć dzieci. Chcę takiego zwykłego życia, bo nieważne, jak dużo niesamowitych rzeczy robimy zawodowo, poza pracą jesteśmy po prostu ludźmi – podsumowuje.