
IMIĘ: Ewa
NAZWISKO: Pajor
ZAWÓD: piłkarka
OSIĄGNIĘCIA: mistrzostwo Europy U-17, mistrzostwo Polski (2014, 2015), Puchar Polski (2013, 2014, 2015), mistrzostwo Niemiec (2017, 2018, 2019, 2020), Puchar Niemiec (2016, 2017, 2018, 2019, 2020), miejsce w rankingu „25 najlepszych piłkarek świata” w serwisie Goal.com
Ewa nie pamięta dokładnie, kiedy zainteresowała się futbolem. Wspomina jedynie słowa swojego kuzyna, który twierdzi, że gdy zaczęła kopać piłkę, była niewiele większa od niej. Nie wszyscy jednak wspierali ją w jej pasji. – Zdarzały się niezbyt przyjemne sytuacje, niektórzy mówili wprost, że piłka to sport dla chłopców, ale mnie to nie interesowało, za bardzo kochałam futbol – opowiada. W rodzinnym Pęgowie oraz w Wieleninie, w którym mieści się jej podstawówka, jest początkowo jedyną dziewczynką, która gra w piłkę. Na szczęście dla jej boiskowych partnerów nie ma to większego znaczenia. – Koledzy z drużyny przyjmowali mnie z otwartymi ramionami i nie mieli problemu z tym, że jestem jedyną dziewczyną w składzie. Miałam szczęście, bo gdyby traktowali mnie w inny sposób, to może nie zostałabym piłkarką.
Już niebawem rozpoczyna treningi w szkolnej drużynie Orlęta Wielenin. Jej pierwszym mentorem zostaje trener Piotr Kozłowski, który pomaga dziewczynce rozwijać jej niewątpliwy talent. W Orlętach nie ma sekcji damskiej, Ewa trenuje więc razem z chłopcami. Wraz z nimi również regularnie bierze udział w licznych turniejach. – Zdarzało się, że zdobywałam tytuł królowej strzelczyń, a raczej – w tym przypadku – króla strzelców (śmiech). Chłopcy byli zazwyczaj bardzo zdziwieni, ale nigdy nie robili mi z tego powodu przykrości.
Podczas jednego z „chłopięcych” turniejów młoda zawodniczka przykuwa uwagę przedstawiciela Medyka Konin. To klub z dobrze rozwiniętą sekcją damską, ze sporymi osiągnięciami w kobiecej piłce. Ewa ma zaledwie dziesięć lat i nie jest gotowa na przeprowadzkę. W Koninie jednak doskonale wiedzą, że warto na nią czekać.
Debiut przed szesnastką
Po ukończeniu szkoły podstawowej Ewa wraz z siostrą (również piłkarką) rozpoczynają treningi w Medyku. Jednocześnie uczęszczają do miejscowej Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Początki nie należą do najłatwiejszych.
Jestem bardzo zżyta z moimi rodzicami oraz licznym rodzeństwem, tęskniłam. Pomogła obecność siostry oraz fakt, że znałam już wcześniej z turniejów sporo dziewczyn, z którymi zamieszkałam w internacie. Ale nie żałuję, że doszło wówczas do przeprowadzki. Właściwie dopiero wtedy zaczęła się na dobre moja sportowa kariera.
Ewa przez kilka lat cierpliwie trenuje i występuje w meczach młodzieżowej drużyny Medyka. W 2012 roku otrzymuje wreszcie możliwość debiutu w Ekstralidze, czyli najwyższej klasie rozgrywkowej w polskim kobiecym futbolu. Nie ma wówczas jeszcze nawet szesnastu lat, dlatego potrzebna jest specjalna zgoda Polskiego Związku Piłki Nożnej. Tym razem wszyscy wiedzą, że jej talent nie może już dłużej czekać. Nastolatka już chwilę po wejściu na murawę pokazuje, na co ją stać. – Pamiętam to bardzo dobrze, debiutowałam na stadionie w Koninie, na którym w pewnym sensie się wychowałam. Weszłam z ławki i bardzo chciałam pomóc drużynie w zwycięstwie: udało się asystować i strzelić bramkę, niesamowity moment – wspomina.
Już rok później wraz z piłkarską reprezentacją kobiet do lat 17 uczestniczy w mistrzostwach Europy. Ze Szwajcarii przywozi złoty medal. Kilka miesięcy później otrzymuje tytuł UEFA Under-17 Golden Player dla najlepszej piłkarki w Europie do lat 17. – Medykowi zawdzięczam bardzo wiele, ale po Mistrzostwach Europy U-17 w 2013 roku poczułam, że chcę spróbować swoich sił za granicą. Chciałam zrobić kolejny krok – mówi.
Zanim jednak do tego dojdzie, Ewa nie ustaje w szlifowaniu swojego talentu w polskiej drużynie. Wraz z Medykiem zdobywa kolejne laury, w tym (trzykrotnie) Puchar Polski i (dwukrotnie) mistrzostwo Ekstraligi.
Zdaje sobie przy tym sprawę, że bacznie przyglądają jej się przedstawiciele klubów z zagranicy. Wśród nich jest niemiecki Wolfsburg, jedna z najlepszych kobiecych drużyn na świecie.
Zderzenie ze ścianą
Ewa jest zbyt ambitna, by sięgać po półśrodki. Choć wie, że w Niemczech trudno będzie jej się przebić do pierwszego składu, nie jest zainteresowana innymi ofertami. W 2015 roku decyduje się na transfer.
Swoje początki w Wolfsburgu określa jako „zderzenie się ze ścianą”. Obciążenia treningowe i tempo gry w niczym nie przypominają tych znanych z Ekstraligi. Ewa codziennie wraca do domu kompletnie wyczerpana. Mimo to ani myśli się poddać. Wie, że jej moment jeszcze nadejdzie.
Zależało mi tylko na tym, żeby krok po kroku przebić się do pierwszego składu i walczyć o najwyższe cele
– przyznaje.
Choć cały czas czeka na debiut w Bundeslidze, wie, że Wolfsburg wiąże z nią duże nadzieje. Cierpliwie trenuje więc z pierwszą drużyną i regularnie występuje w meczach drugiego składu. Jak dziś przyznaje: – Dzięki temu byłam zarówno w rytmie treningowym, jak i meczowym. To zaprocentowało.
Gdy w 2016 roku na dobre dołącza do pierwszego składu, jest już gotowa do gry na najwyższym poziomie. Na co dzień cicha i spokojna, na boisku pokazuje zupełnie inne oblicze. – Często słyszę, że są tak naprawdę dwie Ewy. Gdy wchodzę na boisko, to wkładam w to cały możliwy wysiłek, chcę wygrać wszystkie pojedynki, by pomóc drużynie. W pewnym sensie na boisku pokazuję prawdziwą siebie. Z drugiej strony moja pozaboiskowa twarz też jest prawdziwa. Nie wiem do końca, jak to wytłumaczyć; przychodzi mi to naturalnie.
Szybko staje się jasne, że polska napastniczka to jeden z najjaśniejszych punktów drużyny – naszpikowanej przecież piłkarskimi osobowościami w rodzaju Pernille Harder. W latach 2016-2020 Ewa zdobywa wraz z Wolfsburgiem cztery tytuły mistrzowskie i pięć Pucharów Niemiec.
We wspinaczce na piłkarskie szczyty nie są w stanie przeszkodzić jej nawet problemy zdrowotne. W 2017 lekarze diagnozują u Ewy stożek rogówki, chorobę, która może doprowadzić nawet do utraty wzroku. Na szczęście dwie operacje przeprowadzone przez niemieckich lekarzy pozwalają na to, by Polka w dalszym ciągu cieszyła kibiców swoją grą. W roku 2019 Ewa zostaje królową strzelczyń Bundesligi – w 19 meczach zdobywa aż 24 bramki. – Wielka w tym zasługa trenera Ralpha Kellermana, który dobrze pokierował moją karierą – mówi z właściwą sobie skromnością. – Gdybym zbyt szybko trafiła do pierwszego składu, mogłabym odbić się od wspomnianej ściany i słuch by o mnie zaginął, a tak wdrażałam się stopniowo.
Najważniejsze to robić swoje
W 2020 roku Wolfsburg zdecydował się na przedłużenie kontraktu z polską piłkarką. W kontrakcie została zawarta klauzula: kluby zainteresowane zatrudnieniem Ewy Pajor będą musiały zapłacić niemieckiej drużynie milion euro. W ten sposób Polka stała się najcenniejszą zawodniczką świata. Na tym jednak nie koniec indywidualnych osiągnięć: w tym roku, po raz drugi z rzędu, Ewa Pajor trafiła na listę „25 najlepszych piłkarek na świecie” opublikowaną przez serwis Goal.com.
Jak sama bez wahania przyznaje, dotychczasowe sukcesy nie są w stanie zawrócić jej w głowie: – Jestem bardzo spokojną, zdystansowaną osobą, która niezbyt lubi opowiadać o sobie, więc sodówka mi nie grozi. Indywidualne wyróżnienia są miłe, ale moim priorytetem jest to, by dawać z siebie sto procent na boisku i być coraz lepszą zawodniczką. Najważniejsze są trofea zdobyte razem z drużyną.
Ewa stara się przy tym nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość. Choć zdaje sobie sprawę, że Wolfsburg jest jednym z faworytów do wygrania Ligi Mistrzyń, skupia się wyłącznie na każdym kolejnym meczu. – Do wszystkiego trzeba dojść małymi krokami – podkreśla.
Polka przyznaje, że całe jej życie jest wypełnione futbolem: wolny czas poświęca na regenerację organizmu. Podobnie jak jej piłkarski idol Cristiano Ronaldo przywiązuje wagę do diety i chętnie przygotowuje sobie odpowiednio zbilansowane posiłki.
Choć sama urodziła się w czasach, gdy w mediach próżno było szukać informacji na temat kobiecego futbolu, dostrzega, że sytuacja ulega powoli zmianie. Lekceważące komentarze dotyczące pań grających w piłkę, na które wciąż łatwo trafić w mediach społecznościowych i na poświęconych futbolowi forach, kwituje następująco: – Chciałabym, żeby takie wypowiedzi pojawiały się jak najrzadziej. Na szczęście coraz więcej osób nas wspiera, media również poświęcają nam więcej uwagi. Nie powinnyśmy się więc denerwować głupimi komentarzami. Najważniejsze to robić swoje.
Mateusz Witkowski. Ur. 1989. Redaktor naczelny portalu Popmoderna.pl, stały współpracownik Gazeta.pl, „Czasu Kultury" i „Dwutygodnika”. Stypendysta MKiDN w roku 2018, stypendysta NCK w roku 2020. Interesuje się związkami między literaturą a popkulturą, brytyjską muzyką z lat 80. i 90. oraz włoskim futbolem. Współautor fanpage’u Niedziele Polskie, autor facebookowego bloga Popland. Prowadzi zajęcia dotyczące muzyki popularnej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Cykl "Młoda Polska"
Artykuły poświęcone są Polkom i Polakom, których podziwiamy i którym chcemy kibicować. Przyglądamy się ich sukcesom w świecie nauki, sportu, kultury czy technologii. Pytamy, co okazało się najważniejsze na drodze do prestiżowych nagród, międzynarodowego uznania i osobistej satysfakcji.