
Cykl "Młoda Polska" poświęcony jest Polkom i Polakom, których podziwiamy i którym kibicujemy. Kolejne sylwetki publikujemy w każdy wtorek.
IMIĘ:
Paulina
NAZWISKO:
Marona
WIEK:
29 lat
ZAWÓD:
biotechnolog
OSIĄGNIĘCIA:
W latach 2015-2018 uzyskała finansowanie trzech projektów badawczych, a w latach 2017-2018 została laureatką prestiżowych konkursów PRELUDIUM 13 oraz ETIUDA 6 organizowanych przez Narodowe Centrum Nauki. Otrzymała liczne stypendia, m.in. im. Jana Zurzyckiego za najlepsze publikacje i START 2018 dla wybitnych młodych naukowców. Odbyła staż w AntiCancer Inc. w San Diego w USA, niebawem zacznie staż w Roswell Park Comprehensive Cancer Center także w USA. Jest współautorką publikacji m.in. w prestiżowym czasopiśmie "Cancer Research". Stypendystka programu L'Oréal-UNESCO dla Kobiet i Nauki.
- Zawsze chciałaś zajmować się biologią? - zadaję pytanie siedzącej przede mną drobnej dziewczynie popijającej latte.
- Nie, w dzieciństwie miałam jeszcze kilka innych pomysłów. Jak większość dzieci wymyślałam sobie nową przyszłość tak pewnie z raz w tygodniu. Ale jedna rzecz była stała: lubiłam podglądać przyrodę. Zastanawiać się, dlaczego liście zmieniają kolor i spadają, obserwować owady, dreptać za mrówkami. A później zaczęłam hodować fasolę. Ale nie tak, jak to się robi na zajęciach biologii w szkole podstawowej. Ja swoje fasole opisywałam i hodowałam na odpowiednich pożywkach, by sprawdzić, w jakich warunkach rozwijają się najlepiej - wspomina.
Cały parapet pokoju w rodzinnym domu zastawiony był słoiczkami, a wokół okna rozciągały się sznurki, po których wspinała się fasola. W każdym słoiku znajdowała się pożywka pozbawiona jednego istotnego dla wzrostu roślin pierwiastka. - Pożywki przygotowywałam w licealnym laboratorium, stamtąd również wzięłam wodę destylowaną, w której hodowałam jedno kontrolne ziarenko fasoli. Do tej pory nie wiem, co było w tej wodzie destylowanej, która przecież powinna była być pozbawiona składników odżywczych, że to właśnie na niej wyrosła mi największa fasola - wspomina.
"Kręci mnie badanie życia"
Paulina z czasem zamienia w laboratorium swój pokój w domu rodzinnym w okolicach Bielska-Białej. Układa i opisuje muszle przywożone z wczasów w Chorwacji, zbiera kamienie, skamieliny, kości. Wymyśla sobie, że zostanie archeologiem. Zamierza badać szczątki dinozaurów. I ten pomysł długo nie chce jej opuścić. - Aż zrozumiałam, że chociaż dinozaury były wspaniałymi zwierzętami, to jednak wymarły, a mnie najbardziej kręci badanie życia - wspomina.
W liceum wybiera klasę biologiczno-chemiczną. Jest w swoim żywiole. I wszystko byłoby znakomicie, gdyby nie języki obce. - Mama jest absolwentką Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, uczy języka francuskiego. Całe życie próbowała mnie w tym języku rozkochać, przekazać dziecku własną pasję. Ale jak procesy biologiczne są dla mnie oczywiste, naturalne i niesprawiające żadnych problemów, tak francuski jest absolutnie nie do opanowania. Cóż. Staram się myśleć, że nie każdy musi wszystko potrafić. Języki? Nikt nie jest doskonały. Ja umiem zaimplantować wycinek tkanki pod mysią nerkę wielkości połowy ziarenka grochu i zrobić to tak, że pacjent przeżyje - twierdzi.
Nauczyła się tego na stażu, który odbyła w San Diego pod opieką profesora Roberta Hoffmana. Poznali się w Krakowie, Paulina miała okazję wziąć udział w jego gościnnych wykładach dotyczących metod obrazowania nowotworów w modelach mysich.
- A później Fundacja na rzecz Nauki Polskiej przyznała mi stypendium "Start", w ramach którego mogłam wybrać sobie miejsce na odbycie stażu. Nie wahałam się nawet chwili, wiedziałam, że chcę uczyć się od profesora Hoffmana. Miałam wątpliwości, czy znajdzie się dla mnie miejsce w jego laboratorium, ale zgodził się. Spakowałam się i pojechałam do San Diego - wspomina.
Wyjątkowo śmiertelny przeciwnik
Badania, które prowadzi Paulina, pozwalają przyjrzeć się rozwojowi komórek nowotworowych, a także przerzutom na kolejne organy. A w przyszłości mogą też pomagać w opracowaniu leków skutecznych w konkretnych odmianach tej choroby. - Wyobraź sobie, że moglibyśmy pobrać próbkę zmienionej nowotworowo tkanki od pacjenta, a później zaimplementować ją myszy lub kilku myszom i na nich sprawdzać, jaka terapia będzie najskuteczniejsza. To odmieniłoby proces leczenia - twierdzi Paulina.
Na co dzień zajmuje się określaniem roli białka MCPIP1 w procesach inicjacji, wzrostu i progresji, a także unaczynienia jasnokomórkowego raka nerki. Publikacje naukowe zespołu, w którym pracuje Paulina, sugerują, że właśnie to białko może mieć istotny wpływ na rozwój nowotworu. - Nie jest on najczęściej spotykanym nowotworem, stanowi zaledwie trzy procent wszystkich przypadków nowotworów. Ale jest wyjątkowo śmiertelny. Nie daje jednoznacznych objawów, przez co zwykle rozwija się zupełnie niezauważony. A gdy zostanie zdiagnozowany, często jest już za późno na skuteczne leczenie - mówi Paulina i dodaje, że tematem zainteresowała ją jej promotorka, docent Katarzyna Miękus.
- Można powiedzieć, że gdy się spotkałyśmy, obie byłyśmy debiutantkami - wspomina docent Katarzyna Miękus. - Ja dopiero zatrudniłam się na Wydziale Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, dla Pauliny, która pracę magisterską pisała w innym zakładzie, to również był nowy start. Jednak szybko nawiązałyśmy kontakt.
Katarzyna Miękus podkreśla, że Paulina jest niezastąpiona, skrupulatna, a w dodatku nie obawia się przyznawać do błędów czy wątpliwości.- To nieczęsto spotykane cechy, choć wydawałoby się, że dla osób zawodowo zajmujących się nauką wręcz niezbędne - mówi. Zwraca też uwagę, że Paulina umie stawiać sobie cele. - Nie rzuca się bez zastanowienia na wielkie projekty, które - jeśli się powiodą - mogą oczywiście przynieść znaczne korzyści, ale jeśli podejdzie się do nich bez odpowiedniego przygotowania, tylko zaszkodzą i badaniom, i karierze. Działa krok po kroku: od mniejszych projektów do coraz większych, od drobnej publikacji po coraz poważniejsze. I to przynosi efekty. Jest wyjątkowo rzetelna - dodaje.
Współpraca układa się świetnie także dlatego, że - jak podkreśla Paulina - jej promotorka, poza byciem autorytetem naukowym i inspiracją, daje jej takie codzienne wsparcie, rozumie wątpliwości i zwykłe problemy.
"Byłam nieszczęśliwa"
Z opowieści Pauliny można by wnioskować, że jej droga zawodowa jest bliska karierze idealnej. A miała przecież czas poważnych wątpliwości. - Marzyłam o studiach biologicznych i o Uniwersytecie Jagiellońskim, o Krakowie. Moi rodzice studiowali w Krakowie, mama na Uniwersytecie Pedagogicznym, a tata w Akademii Górniczo-Hutniczej. I kiedy wydawało się, że moje marzenie właśnie powinno się spełniać, bo zostałam przyjęta na biotechnologię, czułam w środku, że chcę wszystko rzucić - wspomina Paulina. - Pierwsze dwa lata studiów to głównie zakuwanie przedmiotów ścisłych: matematyki, fizyki, chemii. Nie miałam zbyt dużo styczności z preparatami, brakowało mi zajęć w laboratorium. Byłam nieszczęśliwa, pozbawiona chęci do nauki, do pracy. Naprawdę wydawało mi się, że popełniłam błąd, że powinnam była wybrać inny kierunek. Ale na trzecim roku zaczęłam pracę w laboratorium i moje podejście zmieniło się o 180 stopni. To było to! Właśnie tego zawsze chciałam - opowiada.
Pracę licencjacką napisała o czerniaku mysim, magisterską o mięsaku prążkowanokomórkowym, nowotworze często występującym u dzieci. Teraz, poza badaniami związanymi z doktoratem, zajmuje się badaniem odporności raka nerki na stosowane obecnie leki celowane.
- Rak nerki tworzy zazwyczaj silnie ukrwione guzy, a terapie celowane polegają głównie na stosowaniu inhibitorów angiogenezy, które zablokują tworzenie nowych naczyń krwionośnych. Jest to niezbyt skuteczne, bo komórki nowotworowe mają umiejętność adaptacji do różnych warunków i szybko stają się oporne na stosowane leki. Badamy, jak pod wpływem leków zmienia się morfologia i zachowanie komórek nowotworowych. Pacjenci chorujący na raka nerki nie mają dużego wyboru dostępnych terapii. Dlatego tak ważne jest poznanie konkretnych mechanizmów odpowiedzialnych za nabywanie oporności w celu opracowania nowych leków lub polepszenia istniejących - wyjaśnia Paulina Marona.
Praca w laboratorium jest jej prawdziwym żywiołem. To, które stworzyła jeszcze w czasach gimnazjum we własnym domu, było pełne kolorowych fiolek, słoików. - Na wzór pracowni z książek o Harrym Potterze - mówi. Jest wielką fanką magicznej sagi. Pojechała nawet do Londynu, do studia Warner Bros, by zobaczyć scenografie, w których kręcono filmy o młodym czarodzieju. - To było ekscytujące, bajeczne. Spędziłam tam cały dzień, choć gdybym mogła, to nie wychodziłabym przez tydzień. Nawet napiłam się kremowego piwa. I chyba to był jedyny zawód w trakcie wycieczki. Jest okropnie słodkie, z piwem nie ma zupełnie nic wspólnego. A na pamiątkę przywiozłam sobie paczkę fasolek wszystkich smaków. One naprawdę są we wszystkich smakach! - opowiada.
Magia w deszczu
Teraz skupia się na dokończeniu pracy doktorskiej i przyszłej obronie. Ale zanim to nastąpi, wyjedzie na kolejny staż, tym razem do Buffalo w stanie Nowy Jork. Umożliwiło go wygranie konkursu Narodowego Centrum Nauki Etiuda. Paulina otrzymała też stypendium 19. edycji programu L'Oréal-UNESCO dla Kobiet i Nauki. Celem wyróżnienia jest wsparcie młodych badaczek prowadzących innowacyjne projekty z zakresu szeroko rozumianych nauk przyrodniczych.
- Większość nagrodzonych w tym roku prac naukowych może przyczynić się do rozwiązania globalnych problemów związanych z podnoszeniem możliwości leczenia chorób i zapobiegania rozprzestrzeniania się czynników je wywołujących. Nasze stypendystki reprezentują różne dziedziny i dyscypliny naukowe. Od badań z zakresu medycyny poprzez nauki biologiczne, ale doceniliśmy także badaczkę pracującą nad zagadnieniami z zakresu fizyki i astronomii - podsumowała tegoroczne zgłoszenia prof. dr hab. Ewa Łojkowska, przewodnicząca jury programu L'Oréal-UNESCO dla Kobiet i Nauki.
Paulina nazywa to wyróżnienie wyjątkowym. Wśród laureatek są co roku kobiety, które zmieniły bieg nauki. - Nie mogłam uwierzyć, że uznano mnie za jedną z takich osób - mówi. - Tym bardziej że o przyznanym wyróżnieniu dowiedziałam się w trakcie Open'era. Ze sceny huczy muzyka, z nieba leje deszcz, a ja słyszę, że zostałam stypendystką programu L'Oréal-UNESCO. Magiczne.
Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka . Dziennikarka i redaktorka zajmująca się głównie tematyką popularnonaukową. Związana m.in z Życiem Warszawy i Weekend.Gazeta.pl oraz z Magazynem Wirtualnej Polski.