Ten artykuł jest częścią cykluMłoda Polska
Emilia Biała (fot. Piotr Stós/Nautica Vis)
Emilia Biała (fot. Piotr Stós/Nautica Vis)

Cykl "Młoda Polska" poświęcony jest Polkom i Polakom, których podziwiamy i którym chcemy kibicować. Kolejne sylwetki publikujemy w każdy wtorek. Oto nasi wcześniejsi bohaterowie:

''Myślę o tym dzwonku na górze, żeby go wcisnąć. Dzwonek wyłącza czas''. Aleksandra Rudzińska wyłącza czas najszybciej na świecie

Bogusławski to teraz gorące nazwisko w świecie mody. Wielu chce z nim współpracować, ale niewielu ma okazję

"Jeśli przyjdzie minister, który wprowadzi ochronę środowiska do szkół, to pierwsza postawię mu pomnik"

IMIĘ:

Emilia

NAZWISKO:

Biała

DYSCYPLINA:

freediving

WIEK:

37 lat

OSIĄGNIĘCIA:

wicemistrzostwo świata we freedivingu w 2011 roku oraz osiem rekordów kraju. Polka, która uczy freedivingu na świecie i używa go jako narzędzia, które w połączeniu z technikami oddechowymi i relaksacyjnymi pomaga ludziom być w lepszym kontakcie z samym lub samą sobą. Uczestniczy w projektach społecznych i edukacyjnych związanych z ochroną środowiska.

W wypowiedzi Emilii Białej, wicemistrzyni we freedivingu, czyli nurkowaniu na wstrzymanym oddechu, słowa związane z wodą i pływaniem wkradają się nawet wtedy, gdy nie mówi o nurkowaniu.

Wpływ na ludzi.

Przepływ energii.

Mamy wpływ na rzeczywistość.

Jazda na rowerze wpłynęła na rozwój mięśni nóg.

Swobodny przepływ myśli.

Zanurzenie w sobie.

Dobrze pływać nauczyła się późno, bo dopiero w wakacje między trzecim a czwartym rokiem studiów. Wcześniej, jak mówi, jakoś sobie radziła, machając dość nieporadnie rękami, żeby utrzymać się na powierzchni.

Zanim jednak tak się stało, w jej życiu nastąpił splot różnych okoliczności.

Emilia Biała zdobyła wicemistrzostwo świata we freedivingu w 2011 roku (fot. arch. prywatne)

Amazonki nie zarabiają pieniędzy

Pięcioletnia Emilia bawi się z innymi dziećmi w świeżych, wilgotnych borach sosnowych Puszczy Bolimowskiej. Zbierają jagody i grzyby. Snują pierwsze plany na przyszłość. - Kim chcesz być, jak dorośniesz? - pyta ktoś Emilkę. - Amazonką, która jeździ konno po łąkach i lasach - wypala i szybko orientuje się, że przedszkolaki nie wiedzą, kim były mitologiczne Amazonki, o których sama dowiedziała się niedawno z bajki opowiadanej przez mamę.

Dwa lata później, kiedy pójdzie do szkoły i dowie się, że większość dzieci marzy o posadzie nauczycielskiej, zostaniu lekarzem, baletnicą, gwiazdą rocka albo strażakiem, porzuci marzenie o zostaniu wojowniczą kobietą. Dorośli powiedzą jej też, że z bycia Amazonką nie da się utrzymać, co stanie się kolejnym argumentem, żeby zastanowić się nad bardziej praktycznym zajęciem. Kiedy jednak przed maturą będzie wybierać kierunek studiów, okaże się, że nadal nie ma pomysłu, co mogłaby robić w życiu.

- Mój osiem lat starszy, rozważny, brat studiował wtedy w Wojskowej Akademii Technicznej i na Politechnice i do niego, jak do wyroczni, poszłam po radę - wspomina Emilia. - Zasugerował mi prawo, po którym mogłabym mieć pewny zawód. Zgodziłam się z nim i poprosiłam, żeby zawiózł mnie do Warszawy na egzaminy wstępne. I oblałam je, zostając tym samym w punkcie wyjścia, czyli bez planu na przyszłość. Wtedy w sukurs przyszła przyjaciółka, która powiedziała mi o europeistyce, nowym kierunku na Uniwersytecie Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie. To był czas, kiedy Polska starała się o przyjęcie do Unii Europejskiej, więc pomyślałam, że to może być dobry wybór, a poza tym chciałam nauczyć się języków.

Jako dziecko, Emilia mówiła, że zostanie Amazonką (fot. Piotr Stós/Nautica Vis)

Emilka, to tak jak w "Wielkim Błękicie"

Zdaje egzaminy i zostaje przyjęta. Ale języków się nie nauczy, bo poziom lektoratów jest niewystarczający. Po trzecim roku, nieco rozczarowana studiami, kupuje razem z koleżanką bilety autokarowe w jedną stronę do Francji. V Republikę wybiera tylko dlatego, że gdy przed maturą mama wysłała ją na pielgrzymkę w intencji pomyślnego zdania egzaminu dojrzałości, dziewczyna zaprzyjaźniła się z młodzieżą z Francji. - Ale kiedy po latach wyjeżdżałam, nie miałam już kontaktu z tymi ludźmi - opowiada freediverka. - Zatrzymałyśmy się więc z koleżanką u polskich sióstr zakonnych, mieszkających pod Paryżem. Nazaretanki pomagają młodym dziewczynom znaleźć dorywczą pracę.

Po pięciu tygodniach, ze znajomością trzech zwrotów: merci beaucoup, au revoir i bonjour, jadą na południe, do Cannes, pracować jako au pair. Emilia trafia do rodziny Annie i Andy'ego, Niemca, który wiele lat wcześniej poznał Annie na stoku narciarskim w Alpach, zakochał się i wyjechał za przyszłą żoną do Francji. Był malarzem, instruktorem narciarstwa i pasjonatem sportu. - Ten niewysoki facet, wówczas niemal 70-letni, ale kondycją fizyczną nierzadko bijący młodych na głowę, miał błysk w oku i niezwykle dużo cierpliwości w sobie - wraca pamięcią miesięcy spędzonych na południu Francji Emilia. - Andy stał się dla mnie jak drugi ojciec, był bratnią duszą. To on nauczył mnie pływać w przydomowym basenie i zaszczepił we mnie radość i prawdziwą pasję życia. A kiedy sześć lat później powiedziałam mu, że zaczęłam uprawiać freediving ogromnie się z tego cieszył, jak gdyby był to jego własny sukces. Śmiał się w głos i mówił: Emilka, to tak jak w "Wielkim Błękicie".

"Wyobraź sobie teraz, że jesteś delfinem. Wolnym, kierowanym tylko swoimi potrzebami. W każdym z nas drzemie uśpiony delfin", pisał we wspomnieniach Jacques Mayol, wielokrotny rekordzista świata we freedivingu, pierwowzór jednego z bohaterów filmu Luca Bessona "Wielki Błękit", nazywany "człowiekiem delfinem".
 

Z Francji Emilia wraca oswojona z wodą. Zna trochę lepiej język francuski i ma pomysł na temat pracy magisterskiej - pisze o mniejszościach z krajów Maghrebu i rozpoczynających się we Francji społecznych tarciach z udziałem ludności pochodzącej z byłych kolonii - Maroka, Algierii i Tunezji. Co mogłaby jednak robić z tymi umiejętnościami i zdobytą wiedzą, ciągle nie wie. Znajomi podrzucają kolejne propozycje pracy. Może w firmie farmaceutycznej? Może jakiś marketing? Może asystentka w biurze? - Czułam się zagubiona, bo wiedziałam, że przyszedł czas na dorosłe życie i poważną pracę, ale nadal, mimo skończonych 25 lat, nie wiedziałam, co chcę robić w życiu - opowiada o rozterkach sprzed ponad dekady. - Byłam dość zdesperowana, więc wysłałam na oślep CV do różnych firm. Jedną z nich było miejsce, o którym wiedziałam jedynie, że szuka kandydatów mówiących po angielsku i francusku. Przyjęli mnie. Dostałam stanowisko asystentki w biurze zajmującym się doradztwem finansowym, księgowością i audytem. A ja wtedy nawet nie wiedziałam, co to jest audyt.

"Jesteś syreną"

Pracę przyjmuje, nawet bardzo się w nią angażuje. Często zostaje po godzinach, w weekendy archiwizuje dokumenty. Godzi się na takie życie, bo wszyscy wokół niej żyją w podobny sposób, więc wydaje jej się, że tak trzeba. Kryzys przychodzi po pięciu latach. Zauważa, że w jej świecie nie ma niczego poza pracą. Przyjemnością i odskocznią jest basen, na który chodzi cztery lub pięć razy w tygodniu. - I któregoś razu zobaczyłam pod wodą człowieka płynącego z wielką, czarno-szarą monopłetwą - przypomina sobie Emilia. - Zaciekawiła mnie, bo wyglądała czarodziejsko, a mnie pociągają rzeczy nietypowe, niedostępne dla każdego. Pożyczył mi ją, pozwolił się przepłynąć, co zresztą skończyło się dla niego dość katastrofalnie, bo niechcący ją złamałam, wykonując niewłaściwy nawrót. Na szczęście nie zraził się tym i stopniowo zaczął wprowadzać mnie w świat freediverów.

Tamtego popołudnia Emilia czuje, że w końcu znalazła coś dla siebie, że dzięki monopłetwie może się wyróżnić, być inna niż wszyscy. Kiedy po kilku miesiącach kupuje własny sprzęt i nosi go w wielkiej, niewymiarowej torbie, na pytania, co w niej ma, odpowiada tajemniczo, że to jej skrzydła, serce, płetwa. W odpowiedzi słyszy, że w takim razie jest syreną. I to jej się podoba.

- Freediving nie jest tylko dyscypliną sportową - wyjaśnia Emilia. - Powiedziałabym, że to raczej dyscyplina mentalna, spotkanie się z samym lub samą sobą pod wodą przy użyciu technik oddechowych i relaksacyjnych. Brzmi to pewnie egzotycznie, ale ma w sobie coś z medytacji. Niektórzy nawet nazywają freediving podwodną medytacją. Mówi się też, że w tej dyscyplinie kondycja fizyczna stanowi zaledwie ułamek tego, co istotne. O powodzeniu nurkowania i jego długości w 80-90 proc. decydują nasze myśli i emocje, czyli ta część, którą znacznie trudniej wytrenować niż ciało. Im spokojniejszy umysł, im mniej w nas stresu, im niższy poziom adrenaliny, tym bardziej rozluźnione ciało i mniej tlenu zużywamy i tym dłużej możemy być pod wodą.

Emilia mawia, że pod wodą czuje, jakby oddychała pełną piersią (fot. arch. prywatne)

4 minuty i 18 sekund

Kilka miesięcy później Emilia jedzie na zlot freediverek nad Jezioro Powidzkie w Wielkopolsce. Organizuje go Agata Bogusz, pierwsza w Polsce instruktorka freedivingu, chcąca przyciągnąć i zachęcić do tego sportu kobiety. Emilia kupuje na tę okazję najtańszą, czarno-bordową piankę surfingową z krótkimi nogawkami i rękawami. Marznie w wodzie. Skupia się na obserwowaniu Agaty. Emilii imponuje jej swoboda ruchów i spokój, który freediverka ma w sobie. Słucha opowieści o nurkowaniach w ciepłych wodach, gdzie ryby mają bajkowe kolory, które Emilia zna wyłącznie z filmów przyrodniczych. Zapisuje się do Agaty na kurs basenowy, a po nim startuje w pierwszych zawodach. - Pamiętam, jak ją do tego nakłaniałam - wspomina Bogusz. - Próbowałam jej uświadomić, że jeżeli jest w stanie przepłynąć w dwóch płetwach dystans 75 metrów, to w monopłetwie, bez trudu, pokona odległość 100 metrów. Udało mi się ją przekonać do startu i bardzo się z tego cieszę, bo mam wrażenie, że to dało jej wiarę w możliwości i pchnęło do podejmowania kolejnych kroków.

A kolejnym krokiem są zawody w Rybniku, organizowane co roku w Barbórkę. Emilia jednak nie planuje w nich startować. Chce jedynie towarzyszyć znajomym, popatrzeć, jak sobie radzą, i sfilmować ich pożyczoną od brata podwodną kamerą. - Okazało się, że znajomi wykręcili mi numer i bez pytania mnie o zgodę i zdanie wpisali mnie na listę uczestników - opowiada Emilia. - Powiedzieli mi o tym w drodze do Rybnika. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, na której w toalecie przed lustrem szlifowałam ruchy, jakie kilka godzin później miałam wykonywać pod wodą. To było czyste szaleństwo.

Emila osiąga wtedy najlepsze, dotychczas, życiowe wyniki. Przepływa na jednym oddechu, bez płetw, dystans 61 metrów. W głowie toczy cichą wojnę. Głos rozsądku mówi, że nigdy wcześniej nie była tak długo pod wodą, że to niebezpieczne. Pragnienie i marzenie dopingują: dasz radę! W innej kategorii, w której liczy się czas, na jaki wstrzyma się oddech (STA), wytrzymuje pod wodą przez 4 minuty i 18 sekund.

Zawody w Rybniku, 2015 rok (fot. arch. prywatne)

Kilka miesięcy później startuje w otwartych mistrzostwach Polski. Monopłetwę pożycza od swojej instruktorki Agaty Bogusz. Niebieskie okularki dostała od rodziny na gwiazdkę. I tak wyposażona bije kolejny swój rekord. Przepływa 128 metrów pod wodą na jednym oddechu. Chwilę później dowiaduje się od koleżanki, że została wpisana na listę rezerwową na zbliżające się Mistrzostwa Świata we freedivingu odbywające się w Lignano Sabbiadoro we Włoszech. - Myślałam, że to żart - przyznaje Emilia. - Bo od momentu, kiedy w ogóle usłyszałam o freedivingu, do chwili ogłoszenia listy zawodników minęło zaledwie 10 miesięcy. W tym czasie trenowałam dwa, trzy razy w tygodniu. A na mistrzostwach świata mieli wystartować zawodnicy, których oglądałam i podziwiałam na YouTube. Najlepsi z najlepszych.

Wszyscy wywodzimy się z morza

Mimo obaw nie rezygnuje. Ma tylko dwa problemy. Koszty wyjazdu, które każdy z uczestników pokrywa sam, i mało czasu na przygotowania. Zaledwie trzy miesiące. Z pierwszym kłopotem Emilia radzi sobie, idąc prosto do szefa. Mężczyzna zdążył się już przyzwyczaić do widoku pracownicy przychodzącej do firmy z wielką monopłetwą na plecach i walizeczką, w której taszczyła niemal cztery kilogramy ołowiu do odpowiedniego wyważenia się w wodzie. Godzi się zasponsorować jej nową monopłetwę. Z drugą trudnością pomaga uporać się Tomasz "Nitas" Nitka, instruktor freedivingu. Przygotuje Emilię z ogromnym zaangażowaniem. Ćwiczą przed lub po pracy. Wieczorami analizując nagrania z treningów. Pracują nad poprawieniem techniki, odpornością na zakwaszenie mięśni i nad tolerancją na zwiększony poziom CO2 w organizmie.

- Pomogłem jej podjąć decyzję, że warto jechać. Nie ze względu na potencjalnie możliwe do osiągnięcia rezultaty, które były wówczas niewiadomą, ale po prostu po to, by wziąć udział w wielkiej imprezie, która zostanie w pamięci na całe życie - komentuje Tomasz Nitka. - Zabraliśmy się do pracy z myślą, by na tyle, na ile to możliwe, poprawiła swoje wyniki. Tymczasem rzeczywistość kompletnie nas zaskoczyła, bo w ciągu zaledwie dwóch miesięcy poczyniła ogromne postępy, co było dowodem na to, że Emilia ma wyjątkowy potencjał do freedivingu. Trzeba było tylko dać jej trochę wiary we własne siły i wsparcia merytorycznego.

Emilia na ostatnim treningu przed wyjazdem na mistrzostwa przepływa w monopłetwie 190 metrów. Nie wie, czy to mało, czy dużo. Nie odnosi się do wyników innych zawodników, zwłaszcza do rekordów świata. Woli nie sprawdzać, żeby się nie sugerować i nie stresować. - Pojechałam na zawody, bo zwolniło się dla mnie miejsce i z listy rezerwowych wskoczyłam na główną. - wspomina mistrzostwa z 2011 roku. - Najpierw odbywały się kwalifikacje, w których pobiłam wszystkie dotychczasowe rekordy Polski we wszystkich trzech kategoriach. W finale jeszcze poprawiłam swój wynik o 25 metrów i zdobyłam drugie miejsce na świecie w kategorii dynamika w monopłetwie. Nikt w Polsce nie pokonał mnie przez kolejne pięć lat.

Po latach Emilia Biała zdecydowała, że zamiast rywalizować, woli dzielić się doświadczeniem z innymi (fot. Artur Dąbrowski)

Kilkakrotnie jeszcze startowała w zawodach, ustanawiając jeszcze dwa kolejne rekordy Polski. W pewnym momencie jednak podjęła decyzję, że więcej rywalizować nie będzie. Zrezygnowała na rzecz dzielenia się swoim doświadczeniem z innymi. - Czułam presję, że muszę być ciągle lepsza, a tego nie chciałam - wyjaśnia. - Zapętliłam się w nieustannej walce o lepszy wynik. Podjęłam więc decyzję, że koniec ze startami w zawodach. Odeszłam też z korporacji i teraz prowadzę szkolenia freedivingu na całym świecie. W Chorwacji, Egipcie, na Bali, Filipinach. Myślę, że freediving pomógł mi pogodzić się ze sobą, stał się narzędziem samopoznania i pozwolił zaakceptować ten proces. Zrezygnowałam ze współzawodnictwa i dzięki temu freediving jest moim kompasem w życiu, stanowi punkt odniesienia, do którego zawsze wracam. W wodzie, w której jestem sama ze swoimi myślami, ta układanka najlepiej składa się w całość. Czuję, że pod wodą, gdzie nie oddycham, paradoksalnie, oddycham pełną piersią.

Jacques Mayol pisał: "Przede wszystkim, wszyscy wywodzimy się z morza. Nasze życie w łonie jest przedłużeniem tej genezy. Czy to ryba wyewoluowała do postaci człowieka, czy może człowiek zawiera w sobie wzorzec ryby? Człowiek, który schodzi pod powierzchnię morza ze wstrzymanym oddechem, niczym nie różni się od ssaków morskich. Delfin, nurkując, nie zmienia się w rybę. Robi to, co my: wstrzymuje oddech. Też oddycha".

Emila stopniowo poznawała świat freedivingu (fot. Piotr Stós/Nautica Vis)

Nina Harbuz. Przez 10 lat dziennikarka Polskiego Radia, gdzie prowadziła audycje o popkulturze i psychologii. Publikowała m.in. w National Geographic Traveler, Magazynie Coaching, Vogue i Wysokich Obcasach. Absolwentka Gender Studies w PAN. Studiuje psychoterapię w Laboratorium Psychoedukacji. Jest wolontariuszką w hospicjum i Centrum Praw Kobiet. Dwukrotnie nominowana do nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej. Zdobyła Kilimandżaro.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER