Ten artykuł jest częścią cykluZagrajmy w zielone
Ostrzeżenia o zjawiskach pogodowych to już dzisiaj częsty widok (Kamil Zajaczkowski/Shutterstock)
Ostrzeżenia o zjawiskach pogodowych to już dzisiaj częsty widok (Kamil Zajaczkowski/Shutterstock)

Prawdziwa zima przychodzi do nas tylko zrywami, pierwszy dzień roku był w Polsce rekordowo ciepły i czeka nas najpewniej kolejne upalne lato. A już w trakcie poprzedniego zastanawialiśmy się, jak zmiany klimatu zmienią nasze życie – czy na wzór krajów południowych nie zaczniemy urządzać sobie sjesty?

Zmiany klimatu dotyczą całej kuli ziemskiej i dotykają każdego regionu – bez wyjątku. Są jednak miejsca, które będą silniej doświadczone. Mam na myśli obszary półkuli południowej oraz obszary arktyczne. Scenariusze przyszłości, mówiące o sytuacji za 25–50 lat, są dla nas, jako Europy, relatywnie łagodne.

Czyli jakie?

Widać w nich istotny wzrost temperatur ekstremalnych i częstotliwości występowania fal upałów. One się też wydłużą, ale w przypadku Polski mowa jest o średnio jednym, dwóch dniach więcej w porównaniu z sytuacją obecną. I nie chodzi tu tylko o wysokie temperatury ekstremalne, ale także o występowanie nocy tropikalnych. W czasie nocy tropikalnych powietrze nie wychładza się poniżej 20 stopni Celsjusza, przez co ludzie nie mają możliwości zregenerowania organizmu, występują u nich problemy ze snem, męczą się z gorąca. 

W ciągu roku w Polsce mamy średnio 10 upalnych dni, czyli takich z temperaturą powyżej 30 stopni. Nieco więcej na południu Polski, znacznie mniej na północy i wschodzie. Plus jeden dzień w ciągu 50 lat nie będzie więc zmianą drastyczną. Odpowiadając na pani pytanie: sjesta nie ma ekonomicznej racji bytu w przypadku 10 upalnych dni w roku. Dla nas upał będzie nie do zniesienia, ale obiektywnie patrząc, będzie on mniej dojmujący niż ten typowy dla krajów południowych. 

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>

Moja nauczycielka hiszpańskiego z Sewilli mówiła, że bez sjesty w jej rodzinnym mieście latem nie da się funkcjonować. Znajoma mówiła z kolei o upale w Kenii – że był on dla niej dosłownie obezwładniający.

To miejsca, w których upał jest długotrwały, temperatura szybko rośnie powyżej 30 stopni, a noce nie są wcale chłodne. W Polsce falę upału definiuje się jako temperaturę maksymalną powyżej 30 stopni przez minimum trzy dni. Choć ta maksymalna wartość jest chwilowa, to nie oznacza wcale, że my mniej się męczymy. Nasze fale upałów w porównaniu z tymi w regionach południowej Europy są inne przez odmienną wilgotność powietrza, obecność wiatru czy kąt padania promieni słonecznych. Pamiętać należy także, że my, jako nacja, odczuwamy upały inaczej. Silniej.

W Polsce roczna średnia temperatura to 7 stopni Celsjusza, w południowej Europie jest znacznie wyższa. Przykładowo dla Skandynawów 20 stopni na plusie to powód, żeby założyć krótkie spodenki, u nas to wciąż pogoda na lekki sweter.

Dla Polaków komfort cieplny to wskazania między plus 17 a 21 stopni – nie za ciepło, nie za chłodno, optymalnie. Skandynawowie ten próg komfortu mają niżej, dla mieszkańców Afryki jest on znacznie wyższy. Różne nacje różnie więc reagują na ciepło.  
W Polsce sjesta nam nie grozi - zbyt mało jest dni upalnych w skali roku (guss.95/Shutterstock)

Czyli sjesta nas nie czeka, ale nauka adaptacji owszem.

W upał ratujmy się piciem dużych ilości chłodnych napojów, skracaniem godzin pracy w te kilka dni ekstremalnie gorących lub pracą na drugą zmianę czy zdalną, chłodzeniem się prysznicami, jeśli pracujemy z domu. Będąc na zewnątrz, na ulicy, korzystajmy na krótko z tzw. wysp chłodu – przykładowo z klimatyzowanych sklepów, galerii lub zacienionych skwerów pobliskich parków. Na Zachodzie są udostępniane publicznie chłodzone pomieszczenia w urzędach miejskich, w polskich miastach stawia się kurtyny wodne. Przy galopujących cenach energii montowanie i używanie klimatyzatorów może stracić na popularności. 

A co z osobami pracującymi na zewnątrz: na budowach, w polu, w usługach itp. Może dla nich należy wprowadzić sjestę? A może w polskim prawie pracy są już przepisy, które pozwalają przerwać pracę, gdy jest ekstremalnie gorąco?

Rozwiązaniem może być – obowiązujące w Polsce – wprowadzenie elastycznych godzin pracy, tak by w sumie przepracować osiem, ale w godzinach z najwyższą temperaturą zrobić "okienko". Sjesty codziennie nawet w przypadku osób pracujących na zewnątrz nie są uzasadnione. Upalnych dni mamy naprawdę mało. Nie oznacza, że fale upałów mamy ignorować, wręcz przeciwnie.  

Tym bardziej że w czasie tych, które nawiedziły Europę w roku 2003, zmarło 80 tys. osób. Dla seniorów takie temperatury bywają zabójcze. 

Nie tylko starsze osoby i dzieci źle reagują na upał. Także osoby z chorobami układu krążenia, po przebytych zawałach i udarach, z ograniczoną mobilnością. Ludzie starsi i przewlekle chorzy mają inny metabolizm, przyjmują szereg leków i tym samym są bardziej na upały wrażliwe.

Zmiany klimatyczne wymuszają zmianę myślenia, stąd kampanie informacyjne o niezostawianiu dzieci czy zwierząt w upale w samochodach.

Musimy oduczyć się pewnych nawyków, na przykład właśnie zostawiania dzieci czy zwierząt w samochodzie, który w upale zamienia się błyskawicznie w piekarnik. Jak widać, edukacji jest za mało – co roku media informują o kolejnych takich przypadkach. Niestety, nie mamy wypracowanych systemowo odruchów.

W upały korzystać warto z wysp chłodu - np. kurtyn wodnych i zacienionych parków (Dutch_Photos / Shutterstock)
Włosi, Hiszpanie, Grecy wiedzą, czym grozi upał. Zasłaniają okna przed słońcem, aktywność przesuwają na wieczór, piją dużo niesłodkich napojów, w Turcji – herbatę miętową.

Ekstrema pogodowe idą także w drugą stronę, śnieg pojawia się tam, gdzie rzadko atakuje zima: w Turcji, na Majorce.

Jak to z ekstremami w przypadku zmian klimatycznych bywa - będą częstsze i bardziej gwałtowne. Ale w Turcji czy na Majorce nie pojawią się z ich powodu systemowe rozwiązania typu centralne ogrzewanie. Na Wyspach Brytyjskich wystarczy kilkanaście centymetrów śniegu i ogarnia je paraliż, dla nich jest to ekstremum. W czasie ostatniego ataku zimy w styczniu w USA w części stanów, jak w subtropikalnym Missisipi, domy nie miały żadnych rozwiązań pozwalających je ogrzać. W Polsce mamy dwuszybowe systemy okienne, żeby lepiej chronić przed zimnem, na południu Europy pojedyncze. Nie ma co inwestować w rozwiązania, które będą potrzebne okazjonalnie.

Nietypowy widok - śnieg na Majorce (JSpannhoff/Shutterstock)

Z drugiej strony Unia Europejska zaczyna zmieniać standardy budownictwa, żeby zmniejszyć zapotrzebowanie na ciepło zimą oraz na chłód latem, czyli zwiększyć efektywność energetyczną budynków. Jest to działanie proklimatyczne, bo produkcja energii ma ślad węglowy, więc wpływa negatywnie na klimat.   

Obserwuję pewną smażalnię ryb ulokowaną na skarpie nad Bałtykiem. W ciągu dwóch lat doszło do takich osunięć ziemi, że przy kolejnym to miejsce przestanie istnieć. Powodzie, wichury, pożary – jak się przed nimi zabezpieczyć? Pewnie ubezpieczyciele już tak chętnie przed klęskami żywiołowymi nie ubezpieczają?

Tutaj indywidualne patrzenie w przyszłość na niewiele się zda, bo jest potrzebne wsparcie systemowe. Nie powinno się wydawać pozwoleń na zabudowę na terenach zalewowych czy zagrożonych erozją, takich jak klify. Scenariusze kryzysu klimatycznego mówią o bardziej intensywnych i nagłych opadach, do zalań i podtopień będzie więc dochodzić nawet w miejscach, w których teraz one nie występują.

Już niebawem śniegu może zabraknąć na niżej położonych zboczach górskich (BrunoK1/Shutterstock)

Niestety, decydenci są często ignorantami w kwestiach zmian klimatu. Z moich doświadczeń, bazujących na spotkaniach w grupach roboczych i na konferencjach, wynika, że 99 proc. planistów przestrzennych w swojej pracy nie bierze ich w ogóle pod uwagę. A nie jest wiedzą tajemną, że poziom mórz i oceanów będzie się podnosił, a erozja brzegów morskich będzie postępowała.

A co z innymi scenariuszami? Że zamiast zimnolubnych ziemniaków będziemy uprawiać sorgo, a polskie Wybrzeże będzie jak Malediwy? W przypadku Bałtyku, w którym jak tylko jest ciepło, od razu pojawiają się sinice, wydaje mi się to mało prawdopodobne.

Rzeczywiście – choć nie w najbliższej przyszłości – może zdarzyć się tak, że w regionach bardziej narażonych na susze, na przykład w okolicach Kielc, trzeba będzie zmienić rodzaj upraw.

Optymalizacja produkcji rolnej to kwestia, którą rolnicy bardzo szybko ogarną. Czysta ekonomia pokaże, co jest, a co nie jest opłacalne. Zmiany klimatu przyspieszą te decyzje, a rolnictwo będzie jednym z sektorów, który będzie musiał się adaptować znacznie szybciej niż pozostałe.   
Wzburzone fale Bałtyku (Natalya Fedotova/Shutterstock) , Turkusowy kolor wody na Malediwach (Sven Hansche/Shutterstock)

A Bałtyk?

Bałtyk jest morzem płytkim i niestety znacznie zanieczyszczonym. Nie spodziewajmy się, że szybko stanie się Malediwami. Sinice pojawiają się, kiedy jest wysoka temperatura, ale także kiedy występują w wodzie zanieczyszczenia, więc nie tylko zmiany klimatu mają tu znaczący wpływ. Niestety, ocieplenie klimatu nad Bałtykiem może się wiązać z powszechniejszym występowaniem w cieplejszej wodzie patogenów, na przykład bakterii vibrio, mogących prowadzić do zachorowań na cholerę.

Myśląc perspektywicznie, powinniśmy przestać spuszczać ścieki do morza, powinno powstać więcej oczyszczalni. Tu też jednostka, poza ograniczeniem śmiecenia, ma wpływ jedynie poprzez wybory świadomych i patrzących szeroko decydentów.

Do końca stulecia śnieg ma być tylko w partiach gór położonych powyżej 2500 m n.p.m. Banki znają te prognozy i nie udzielają kredytów na inwestycje w infrastrukturę typowo narciarską poniżej tej wysokości, bo wiedzą, że te biznesy nie mają szansy się zwrócić.

To znowu adaptacja, którą wymusza ekonomia. Do pewnej wysokości być może stoki będą dośnieżane, a później być może zastąpi je igielit. Turystyka – podobnie jak rolnictwo – znajdzie sposoby na przełożenie wajchy i aktualizację atrakcji. Po górach można chodzić, wspinać się, jeździć na rowerach ze wspomaganiem elektrycznym. Dostosowywanie się do zmian klimatycznych w wariancie idealnym powinno przebiegać równolegle z redukcją emisji gazów cieplarnianych.

Nowy, pozbawiony roślin rynek w Rudzie Śląskej (Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl) , Rynek w Leżajsku po rewitalizacji (Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl)

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>

Więcej mądrze posadzonej zieleni, retencji wody – te zasady są dość proste, ale kiedy się przyjrzy betonowaniu placów miejskich w Skierniewicach, Włocławku, Częstochowie, Lubaczowie, Płocku, trudno nie odnieść wrażenia, że zamiast iść do przodu, my się cofamy.

To prawda. Miasta same się nie betonują, ktoś podejmuje takie decyzje. Gdyby uwzględnić scenariusze dla danego regionu pokazujące wzrost wysokości i częstotliwości występowania temperatur i zjawisk ekstremalnych (na przykład ulewnych deszczy czy opadów śniegu), to zadbano by o zieloną i błękitną infrastrukturę.

Wybetonowane place, zadaszone budynki na tych placach sprawiają, że wodę trzeba wyprowadzać poza ten teren, przez co powstają leje depresyjne, czyli strefa z obniżonym zwierciadłem wód gruntowych. To ma znaczące konsekwencje dla środowiska: zaczyna brakować wód gruntowych, naruszany jest system ekologiczny danego obszaru.

Kiedy nie pada, zaczynamy sztucznie nawadniać, czerpiąc wodę z gruntu. Jej zapasy się wyczerpują, zaczyna brakować wody do spożycia. Błędne koło.  

Betonowanie ma rozległe skutki systemowe. Będzie powodowało nagrzewanie, susze, a co za tym idzie – uschną na tym obszarze rośliny. A jednocześnie w czasie gwałtownych ulew, często skumulowanych, podtapiane będą okoliczne piwnice.

Trawa jest trudna w utrzymaniu i wymaga regularnego nawadniania. W ogrodzie warto zasadzić inne rośiny (Kamil Jany/Shutterstock) , Susze, powodzie, wiecej dni gorących i wyższe temperatury - efekty zmian klimatu widoczne są na każdym kroku (CreatorsDNA/Shutterstock) , W przypadku zmian klimatycznych pojawia się większa gwałtowność i intensywność zjawisk pogodowych (Mariusz Mario Galas/Shutterstock)

Można chcieć dobrze, ale zaszkodzić, sadząc inwazyjne gatunki... Najbardziej błaha decyzja może mieć poważne konsekwencje.

Owszem. Sianie trawy nie jest wyjściem, sadzenie inwazyjnych gatunków także (lista stworzona przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska). Nasadzenia mogą wzajemnie źle na siebie wpływać, rośliny bywają trujące dla dzieci i zwierząt. Zawsze warto się konsultować z ekspertami, a nie słuchać prezydenta, wójta czy przedstawiciela wspólnoty, który ma pomysł, ale być może nie wziął pod uwagę wiedzy eksperckiej. 

Coraz częściej tworzone są bezmyślnie zielone strefy, a wraz z nimi – o zgrozo – pojawia się inwazja kleszczy. Tam, gdzie mamy zieleń tworzoną w celu retencji wody, pozbawiamy ją właściwości użytkowych dla mieszkańców. Inaczej jest z parkami – ich nie możemy zostawić dziko, tylko planujemy je tak, by z nich korzystać, zabezpieczając ludzi przed komarami i kleszczami. Klimat jest niestety zagadnieniem wielowątkowym, w którym trudno o złoty środek.

Czy jest kraj, który ze względu na położenie geograficzne lub doświadczenia związane z żywiołami jest wyjątkowo dobrze przygotowany na kryzys klimatyczny? Może Japonia?

Japończycy są – także pod względem mentalnym – dobrze przygotowani na klęski żywiołowe. Są nauczeni, jak się zachowywać w przypadku na przykład trzęsienia ziemi. Chociaż tsunami, niezwiązane ze zmianami klimatycznymi, zaszkodziło im poważnie.

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>

Stany Zjednoczone mają aleje tornad i związany z nimi system wczesnego ostrzegania – moim zdaniem są świetnie przygotowane, a jednak pożary i atak zimy przerosły USA. Europa – zielona, nowoczesna, a kiedy w 2022 wyschły rzeki, byliśmy w kropce.

Nie ma kraju, który byłby lepiej niż inne przygotowany na zmiany klimatyczne, bo my, naukowcy, nie wiemy do końca, co się może wydarzyć w danym miejscu.

Japonia jest dobrze przygotowana na klęski żywiołowe (Moses.Cao/Shutterstock) , Widok z satelity na huragan Florence u wybrzeży USA (elRoce/Shutterstock)

Czy pan, jako naukowiec, robi coś, żeby się na zmiany klimatyczne przygotować?

Mieszkam w domu z ogródkiem, w którym całą wodę z opadów przekierowuję na ogród, a nie do studzienek. Mam oczko wodne, minimalną ilość trawy, w domu jestem przygotowany na chłody i upały. W pomieszczeniach od północy, zaciemnionych przez drzewa, mogę spać w czasie tropikalnych nocy – tam nie ma konieczności włączania klimatyzacji. Mam bardzo dużą oranżerię, która pełni funkcję naturalnego klimatyzatora w domu, a storczyki kwitną w niej całą zimę.

Warto pamiętać, że niezależność energetyczną dają odnawialne źródła energii. Musimy jednak dobrze policzyć, czy nas stać na instalację, czy są do niej dopłaty, czy inwestycja ta się zwróci.

W przypadku inwestycji także można próbować się zabezpieczyć. Dostępne są scenariusze klimatyczne z symulacjami znikania pokrywy śnieżnej, ze wskaźnikami wzrostu i występowania opadów. Patrząc na nie, można stwierdzić, czy w ciągu najbliższych 50 lat konieczne będą zmiany i modyfikacje w danym regionie.

Zobacz wideo Katarzyna Kasia: Myślisz, że ktoś w polskiej polityce myśli o 2055 roku?

Dr inż. Krzysztof Skotak. Kierownik Ośrodka Zintegrowanych Badań Środowiska w Instytucie Ochrony Środowiska – Państwowym Instytucie Badawczym. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy zawodowej zakresie ochrony środowiska, jakości powietrza atmosferycznego, badań zintegrowanych i zmian klimatu. Członek międzynarodowych komitetów i grup roboczych Komisji Europejskiej i Światowej Organizacji Zdrowia, w tym Europejskiej Grupy Zadaniowej ds. Środowiska i Zdrowia w zakresie zmian klimatu i jego wpływu na zdrowie.

Ola Długołęcka. Redaktorka. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.