
Panie Piotrze, jak to się zaczęło?
Ponad 20 lat temu, gdy mieszkałem w Szczecinie, znalazłem małego kotka. Był mróz, kotek miał futerko zabrudzone jakąś substancją. Wziąłem go do domu, wymyłem i zawiozłem do weterynarza. Kotek dostał antybiotyk i doszedł do siebie, więc zadzwoniłem do lokalnego radia, żeby mu znaleźć dom. I znalazłem. To było pierwsze zwierzę, którego los odmieniłem.
Ale pani pyta o wiewiórki.
Właśnie.
Od studiów interesuję się fotografią. Najpierw robiłem zdjęcia krajobrazów, a potem zwierząt. Zacząłem dostrzegać, że wiele zwierząt jest chorych albo rannych. Że wymagają pomocy, czego czasem nawet gołym okiem nie widać.
Kiedyś wypatrzyłem pięknego ptaka. To był podlot – opuścił gniazdo i uczył się latać. Powiększyłem zdjęcie, zauważyłem, że nie ma górnej części dzioba. Uświadomiłem sobie, że jak tylko rodzice przestaną go karmić, umrze z głodu. Dziś, gdziekolwiek zauważę jakieś zwierzę, najpierw analizuję, czy jest zdrowe.
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
A z wiewiórkami zaczęło się jakieś sześć lat temu. Jedną z pierwszych, którą uratowałem, próbowała zabić wrona. To była młoda wiewiórka, leżała na plecach, miała rany na ciele i zakrwawioną mordkę. Zawiozłem ją do weterynarza, a gdy ją opatrzył, wróciłem z nią do domu. I tę wiewióreczkę odchowałem.
Nadał jej pan imię?
Tak. Wiewiórasek. Po paru tygodniach, gdy doszedł do siebie i podrósł, wypuściłem go w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Dziś wiem, że było za wcześnie, na szczęście Wiewióraskowi to nie zaszkodziło. Wiewiórka, która wraca do natury, musi być w pełni sprawna. Musi umieć skakać jak sprężyna i szybko biegać.
Chce pan powiedzieć, że wiewiórkę trzeba trenować?
W przypadku wiewiórki, która zbyt szybko została opuszczona przez mamę, jedną z ważniejszych rzeczy jest przygotowanie fizyczne. Jeśli nie wychowuje się w warunkach naturalnych, powinna mieć drzewko, na którym będzie się uczyła skakania, balansowania, podciągania i wyskakiwania z uginającej się gałęzi. Jak się tego nie nauczy sama, w naturze, może spaść z drzewa i się połamać. Wiele razy widziałem takie upadki, z nawet 20 m. Wiewiórki spadają w trakcie pogoni lub z wyskoków, na przykład z suchej gałęzi, która może się złamać.
Mam specjalny pokój dla zwierząt, do którego wstawiam drzewka do wiewiórczych ćwiczeń. Gdy tylko tam wchodzę, wiewiórka od razu wskakuje mi na ramię. Kiedyś jedna zeskoczyła na mnie prosto z żyrandola.
Wiewiórasek był pierwszy. A potem?
Opowiem pani o Bejbisi, zżyłem się z nią. To była niezwykła wiewiórka.
Dlaczego?
Poznałem ją w Łazienkach, jak była bardzo malutka. Sama podchodziła, żeby się ze mną bawić. Potrafiła jedną łapką wisieć na pniu drzewa, a trzema tarmosić moje palce.
Spotykaliśmy się codziennie pod jej ulubionym drzewem. Zawsze tam była. Jednak któregoś dnia się nie pojawiła. Przez dwie godziny chodziłem po okolicy i fotografowałem sikory. W końcu wróciłem pod drzewo Bejbisi, a wtedy ona zeszła na dół, wskoczyła na mnie i od razu zasnęła. Jak się potem okazało, miała ciężką postać kokcydiozy – to choroba wywoływana przez pierwotniaki. Wiewiórka, gdy na nią zapadnie, potrafi długo siedzieć na drzewie bez ruchu, jak zamrożona, nie ma ochoty do życia. Ma biegunkę z krwią, nie je i nie pije. Wreszcie chowa się w dziupli i umiera.
Zabrałem Bejbisię do lekarza, wyleczyłem i wypuściłem na wolność. Odwiedzałem ją potem jeszcze przez jakiś czas. Wiewiórki migrują, straciliśmy więc kontakt.
Niektórzy przyrodnicy twierdzą, że oswojone dzikie zwierzę może sobie potem nie poradzić w naturze.
Nie zgadzam się ze stwierdzeniami, że oswojona przez człowieka wiewiórka nie poradzi sobie w naturze. Każdą z odchowanych podopiecznych po wypuszczeniu odwiedzałem na wolności nawet przez kilka miesięcy. Owszem, chorą wiewiórkę trzeba wziąć do ręki, żeby strzykawką podać jej lekarstwa i jedzenie, i wtedy jej stosunek do człowieka się zmienia, zaczyna się oswajać. Ale nie uświadamiamy sobie, że dzikie zwierzę też ma potrzebę kontaktu i zabawy. Tego się nauczyłem, zajmując się wiewiórkami.
Jak wypuściłem Wiewióraska, to chodziłem do Łazienek codziennie, żeby sprawdzić, jak sobie radzi. I radził sobie świetnie.
Skąd pan wiedział, że to on? Czym wiewiórki się od siebie różnią?
To tak, jakby mnie pani zapytała, czym ja się różnię od innego mężczyzny. Wieloma szczegółami. Podobnie jest u wiewiórek. Poza wyglądem różnią się też zachowaniem. Są takie, które nie boją się wskoczyć człowiekowi na dłoń, są takie, które ufnie podchodzą, a są i takie, które muszą zbliżać się stopniowo, zataczać kręgi, żeby w końcu wziąć orzech.
Jeśli wiewiórka dorasta pod opieką człowieka, to powstaje coś w rodzaju rodzicielskiej więzi. I potem, nawet jak ją wypuszczę, rozpoznaje mnie podczas odwiedzin, między innymi po wyglądzie, głosie czy zapachu. Wiewiórki mają przecież doskonały węch.
Co się teraz dzieje z Wiewióraskiem?
Nie wiem, bo w naturalny sposób straciłem z nim kontakt. Wiewiórki urodzone na wiosnę po odchowaniu wypuszczam w okolicy maja–czerwca. Wtedy, gdy są w trakcie zmiany futra – z grubego, zimowego, srebrnego, na cienkie, rude, tracą też pędzelki na uszach – spędzają dużo czasu w koronach drzew, obgryzają zielone szyszki, które w tym czasie się pojawiają. Wystarczy tydzień lub dwa, żeby wiewiórka wyglądała zupełnie inaczej w letnim futrze, i wtedy trudno ją odnaleźć. A po jakimś czasie ona po prostu zaczyna zajmować się swoimi sprawami.
Na jednym z nagranych przez pana filmików widziałam, jak wiewiórka postanawia wyjąć z zamkniętego słoika orzechy laskowe. Podbiega, zrzuca pokrywkę i ucieka. Po chwili, gdy uznaje, że jest bezpiecznie, wraca, nurkuje mordką do środka i wyjada orzechy.
Bo wiewiórki są bardzo mądre! Ja eksperymentów z ich udziałem nie robię, ale w internecie jest mnóstwo filmików, na których widać, że zwierzęta bez trudu pokonują skomplikowane tory przeszkód z zapadniami i dźwigniami. Więc zrzucenie wieka słoika i wyjedzenie ze środka orzechów to żaden wyczyn.
Karmniki dla wiewiórek mają na górze daszki na zawiasach, żeby orzechów nie wyjadały ptaki. Wiewiórki szybko się uczą, że aby dostać się do pożywienia, należy daszek podnieść. I świetnie sobie radzą.
Wielokrotnie się przyglądałem, jak w Łazienkach wykopują orzechy spod śniegu. Albo jak gryzą lód na zamarzniętym stawie, żeby zaspokoić pragnienie.
Mam wrażenie, że darzy pan wiewiórki wręcz czułością.
Są tak słodkie, że na ich widok każdy się uśmiecha. Kiedyś widziałem, jak przy jednej klęczał facet z grubym karkiem. Prosił wiewiórkę, żeby mu wybaczyła, że nie ma przy sobie orzechów. Było to naprawdę przekomiczne.
A jakie są relacje między wiewiórkami?
Zaobserwowałem, że niektóre wiewiórki lubią swoje towarzystwo, a inne nie. Jak się zakumplują, to potrafią nawet razem spać. W dziupli albo wybudowanym przez siebie gnieździe.
Na przykład moja Ozenka miała ulubione, bardzo wysokie drzewo, a w nim dziuplę. Zwykle wchodziła tam wieczorem i zasypiała. Zdarzało się, że czasem tę dziuplę zajmował samiec z krzywym ogonem. Zresztą on też kiedyś trafił do mnie na leczenie, bo miał owsiki i bakteryjne zapalenie powieki. Pewnego razu zobaczyłem, jak ten samiec podchodzi do dziupli Ozenki i czeka na jej reakcję. Obserwował ją, a gdy nie wyczuwał agresji, to wchodził do środka i razem spędzali noc.
Wiewiórka na wolności musi się też nauczyć radzić sobie z ptakami. Wchodzi do dziupli, a tam na przykład gniazdo ma szpak, który zaczyna ją atakować. Czasem ptaki podlatują, żeby zaatakować wiewiórkę siedzącą na drzewie. Musi mieć wyostrzony wzrok i słuch i być bardzo sprawna, żeby w porę uciec.
Wspomniał pan o Ozence.
Wziąłem ją do domu po Bejbisiu. To była miłość mojego życia. Niestety, skończyła się tragicznie. Ale od początku. Będąc w Łazienkach, zobaczyłem, że dorosła wiewiórka niesie młodą. Wygląda to tak, że maleństwo jest zwinięte w kłębek, a mama trzyma je ząbkami za grzbiet. Jednak ta młoda była zastanawiająco duża. I nagle się rozwinęła. Mama nie potrafiła jej podnieść, więc po paru próbach zostawiła młodą na pieńku i sobie poszła.
Podszedłem do tego pieńka, a wtedy mała wskoczyła mi na rękę. Zobaczyłem, że ma zakrwawioną buźkę. Pomyślałem, że jest ranna lub chora.
Domyślam się, że się pan nią zaopiekował?
Oczywiście. Zabrałem ją do domu, opatrzyłem i odchowałem. Potem wypuściłem, ale codziennie ją odwiedzałem, przez wiele miesięcy. Na mój widok przychodziła, skakała po mnie, a ja podawałem jej orzechy. Kładła się na plecach, a ja ją głaskałem. Któregoś razu nie przyszła, a parę dni później, gdy znów się spotkaliśmy, zauważyłem, że jest osowiała. Zabrałem ją do lekarza i znowu zacząłem leczyć. Potem oddałem ją do szpitala dla zwierząt, gdzie jej stan bardzo się pogorszył. Gdy dostałem sygnał, że mogę ją odebrać, zmarła na moich rękach kilka godzin później. Sekcja wykazała, że cierpiała na pewną rzadką u gryzoni przypadłość, która sprawiała, że nie mogła jeść.
Pomagając wiewiórkom, zdobywa pan wiedzę o ich chorobach.
Kiedyś trafiłem na wiewiórkę, która miała problemy z okiem. Dowiedziałem się od weterynarzy, że najczęściej wynikają one z kłopotów z zębami. Zawiozłem ją do lecznicy, przeszła operację usunięcia oka, z niewyjaśnionych przyczyn po udanym zabiegu zmarła. Nie pomogła nawet reanimacja.
Spotkałem w Łazienkach wiele wiewiórek, które miały strupy od oka do ucha. Okazało się, że to efekt zmian nowotworowych. Ich przyczyna nie jest znana. Zastanawiam się, czy powodem nie jest genetyka, bo wiewiórki w Łazienkach mogą być ze sobą blisko spokrewnione. Wciąż próbujemy to ustalić z grupą zaprzyjaźnionych weterynarzy.
Z prymitywną wiedzą, że w przyrodzie odbywa się selekcja naturalna, wyszedłem ze szkoły podstawowej. Ale czy to, że zdrowe zwierzę może się na przykład napić wody zatrutej albo zakażonej przez człowieka i zachorować, oznacza selekcję naturalną? Według mnie nie. Czy powinniśmy zwierzęta ratować? Moja odpowiedź brzmi: oczywiście, tak. Należy się zachowywać wobec zwierząt tak samo jak wobec ludzi, jeśli chodzi o podejście do cierpienia.
Informacje o zdrowiu wiewiórek czerpię głównie z publikacji naukowych. Uczę się nie tylko, na jakie choroby zapadają, ale także jak się nimi wtedy zajmować. Na przykład jaja pierwotniaków, które powodują kokcydiozę, są trudne do zniszczenia, nie działa na nie prawie żadna chemia. Skuteczny jest amoniak, ale to oznacza, że musiałbym nim pooblewać podłogę w pokoju, w którym mieszkają chore wiewiórki. Smród byłby tak duży, że trzeba by ewakuować cały blok, więc ja używam lampy ultrafioletowej, bo kokcydia giną w jej świetle.
Sporo w panu determinacji.
Nie widzę różnicy między nami a zwierzętami. Tak samo się rodzimy, żyjemy, cierpimy, na koniec umieramy. Nie mam wątpliwości, że powinniśmy zwierzętom pomagać, kiedy tego potrzebują. Chora wiewiórka przestaje jeść i pić. Zaszywa się w dziupli i umiera z wycieńczenia. Gdy ją wyleczę, na przykład z kokcydiozy, będzie cieszyć się pełnią życia przynajmniej kilka miesięcy. To bardzo dużo w odniesieniu do krótkiego życia na wolności.
Spotkałam się z głosami, że wiewiórki roznoszą wściekliznę.
Kiedyś widziałem w Łazienkach taką sytuację: pani wyciągnęła w stronę wiewiórki dłoń z orzechem. Zwierzątko podeszło, oparło się łapkami o rękę tej pani i wzięło jedzenie. Mężczyzna, który przechodził obok, mówi: "Niech pani nie dotyka tej wiewiórki, bo ona może być wściekła". Poraziło mnie to. Przecież to kompletna bzdura. Nieprawdą jest, że wszystkie dzikie zwierzęta stanowią dla nas śmiertelne zagrożenie i że jak do nas podchodzą, to na pewno są wściekłe. Gdyby okazało się, że wścieklizna jest stwierdzona w Łazienkach, to prawdopodobnie park byłby po prostu zamknięty.
Panu nigdy żadna wiewiórka nie zrobiła krzywdy?
Wiele razy byłem przez wiewiórki ugryziony, ale nigdy nie miałem powikłań. Zwykle gryzą lekko, żeby sprawdzić, czy to przypadkiem nie jest coś do jedzenia. Raz tylko jedna wiewiórka w trakcie leczenia przegryzła mi palec obok kości. Poczuła się zagrożona i chciała uciec. To było na początku naszej znajomości, wiewiórka nie wiedziała, że chcę jej pomóc, a ja ją źle chwyciłem. Wie pani, podawanie lekarstwa dorosłej dzikiej wiewiórce to wyższa szkoła jazdy. Staram się zachowywać ostrożność, ale zdarza mi się popełnić błąd.
Wiewiórkę trzeba dobrze, wcale nie mocno, chwycić w grubej rękawicy za szyję tak, żeby nie mogła tej ręki ugryźć. Ale również tak, żeby nie przegryzła sobie języka lub wargi, próbując ugryźć człowieka. Wtedy można podawać jej jedzenie, lekarstwa i wykonać inne czynności wymagające precyzji drugą ręką bez rękawicy. Do podania zastrzyku potrzebna jest druga osoba do pomocy. Zwykle jest to mój syn.
Co oprócz orzechów wiewiórki lubią najbardziej?
Latem uwielbiają młode liście mniszka lekarskiego lub orzeszki grabowe. Zimą przynoszę im do domu dębowe gałęzie, które wstawione do wazonu po dwóch–trzech tygodniach wypuszczają listki. To dla wiewiórek ogromny przysmak. Nie należy dawać wiewiórkom winogron, bo potrafią się zachłysnąć pestką. Nie służą im też gruszki – dostają po nich biegunki. Z kolei słonecznik, nerkowce w dużych ilościach mogą powodować u nich wypłukiwanie wapnia ze względu na dużą zawartość fosforu, a przecież one muszą mieć silne, zdrowe kości, bo spadają z drzew. Nie lubią orzeszków ziemnych. Co ciekawe, wiewiórki jedzą grzyby, czasem też trujące, które im nie szkodzą. Te zwierzątka uwielbiają słone smaki, ale nie należy im dawać nic słonego, na przykład chipsów. Latem potrafią z pasją wskakiwać mi na rękę i zlizywać pot. W naturze z kolei często liżą korzenie lub kamienie, na których odkładają się sole mineralne.
Ile wiewiórek pan uratował?
Kilkanaście. Czasem jedna wiewiórka mieszka u mnie długo. Jeśli jest leczona przez lato, to gdy wyzdrowieje przed zimą, nie mogę jej wypuścić na wolność, bo nie przeżyje. Zostaje więc do maja.
W Ustawie o ochronie zwierząt jest zapis, że każdy może pomóc rannemu zwierzęciu, łapiąc je w celu udzielenia pomocy weterynaryjnej. Ale nie ma szczegółów. Gdy idę do lecznicy z chorą wiewiórką, lekarz wypisuje leki i mówi, jak je podawać. Oczywiste jest, że to ja będę się chorym zwierzątkiem zajmował. Dwa razy wystąpiłem o zgodę na przetrzymywanie wiewiórki w domu do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Raz ją dostałem, za drugim razem nie, mimo że nic się nie zmieniło. Odpowiedziano mi, że przecież w pobliżu jest ośrodek, który zajmuje się leczeniem dzikich zwierząt. Sęk w tym, że gdy składałem pierwszy wniosek, ten ośrodek też już był. Ale żaden ośrodek nie będzie zajmował się trudnymi przypadkami, na przykład nowotworami, tak jak ja. Bo na to nie będzie miał czasu ani ludzi. Po prostu źle rokujące przypadki zostaną poddane eutanazji.
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
I co pan zrobił?
Zostawiłem chorą wiewiórkę w domu, wyleczyłem ją i przywróciłem do środowiska. Urzędnik, który nie wydał zgody, jednocześnie zgłosił mnie na policję. Zostałem przesłuchany, ale nie dopatrzono się przestępstwa i sprawę umorzono.
Przykro mi, bo kiedy wiewiórce trzeba podawać lekarstwo, wstaję w środku nocy. Finansuję leczenie z własnej kieszeni i ze zrzutki. Ale nie narzekam, bo oprócz ogromnego stresu mam z tego satysfakcję. Bardzo przeżywam śmierć każdej wiewiórki. Proszę sobie wyobrazić, że na kimś pani zależy, jest pani do niego przywiązana i nagle go pani traci. Nie muszę chyba tłumaczyć, co się wtedy czuje.
Chciałbym, żeby pani napisała, że warto ratować wiewiórki i inne dzikie zwierzęta.
Piotr Wierciński. Inżynier budownictwa, pracuje jako analityk finansowy. Jego pasją jest ratowanie dzikich zwierząt, a szczególnie wiewiórek. Mieszka w Warszawie.
Piątka Weekendu - jak pomóc wiewiórkom
1. Wiewiórki są w Polsce pod częściową ochroną. Gdy wasze drogi się przetną, nie rzucaj w nią na przykład patykami. 2. Możesz dokarmiać wiewiórki, zwłaszcza zimą. Lubią orzechy grabu, piniowe, laskowe, włoskie, pestki dyni, a w trakcie rehabilitacji sałatę i marchewkę. Nie należy ich karmić słonecznikiem, orzechami nerkowca i arachidowymi. 3. Jeśli zauważysz, że wiewiórka dziwnie się zachowuje, jest na przykład osowiała, zastanów się, czy nie potrzebuje pomocy. Nie należy nigdy łapać wiewiórki gołą dłonią, bo ugryzie. 4. Jeśli jest ranna albo ma widoczne oznaki choroby, poszukaj pomocy na pogotowiu dla zwierząt lub zawiadom straż miejską, na przykład ekopatrol. Możesz zasięgnąć informacji u osób pomagających dzikim wiewiórkom, takim jak Piotr Wierciński. 5. Wspieraj organizacje i ludzi pomagających wiewiórkom i dzikim zwierzętom.