Ten artykuł jest częścią cykluZagrajmy w zielone
Diugoń (vkilikov/Shutterstock)
Diugoń (vkilikov/Shutterstock)

Nazwa diugoń pochodzi od rodzajowej nazwy dugong, a ta od malajskiego słowa „duyong", co znaczy „pani morza".

W wydanej w 2015 roku przez Muzeum i Instytut Zoologii Polskiej Akademii Nauk publikacji „Polskie nazewnictwo ssaków świata" zaproponowano nazwę diugoń przybrzeżny i tej używamy w języku polskim. 

Co o nich wiemy?

Diugonie zeszły z lądu do wody jakieś 50 mln lat temu. Co prawda jedna z pierwszych wzmianek o diugoniach pojawia się w 1648 roku, ale ich wizerunki były uwieczniane na malowidłach już w prehistorycznych jaskiniach.

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie i niezawodne przepisy kulinarne - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Kości diugonia (Shutterstock)

Diugonie żyją w oceanach i wpadających do nich rzekach, a najbardziej lubią miejsca, w których woda morska miesza się ze słodką. Tam rośnie ich przysmak – trawa morska – tam mają słodką wodę do picia. Występują od Oceanu Indyjskiego przez Spokojny, zamieszkują wody od wschodnich wybrzeży Afryki i Morza Czerwonego po Australię, Wyspy Marshalla, Wyspy Salomona i Nową Kaledonię.

To ssaki roślinożerne absolutnie związane ze środowiskiem morskim. Wciąż są nie do końca odkryte przez zoologów. Nie wiemy dokładnie, jak długo żyją i na co chorują.

Jak wyglądają?

To kuzyni lepiej nam znanych manatów, należą do wspólnej grupy brzegowców. Wiemy, że na pewno są mniej wrażliwe niż manaty na zmiany temperatur. I nie są tak odważne – ludzie mieszkający nad kanałami na Florydzie widzą czasem manaty wynurzone do połowy i skubiące trawkę z ich ogródków.

 

Diugonie mierzą od jednego metra do czterech, ważą od 400 do 900 kg. Mają opływowy, wrzecionowaty kształt. Ich przednie kończyny przekształciły się w wiosłowate płetwy, którymi sterują i na których widać pozostałości po paznokciach. Do tego mają ustawioną poziomo, wciętą pośrodku płetwę ogonową. Ogony mają podobne jak u delfinów – trójkątne, zaostrzone, z widocznym wgłębieniem. To ich motory napędowe. Tylne kończyny diugoni zupełnie zanikły.

Co ciekawe, z daleka diugonie wydają się zupełnie obłe i gładkie, ale gdy przyjrzymy im się pod światło, zobaczymy sierść na całym ciele. Natomiast na pyszczkach mają wąsiki, prawdopodobnie czuciowe. Są szarobrązowe, ale często trudno to stwierdzić, bo w wodach stojących zaczynają zarastać glonami.

Tworzą duże stada?

Diugonie są czasem widywane w dużych stadach, ale nie oznacza to, że w nich żyją. One po prostu przypłynęły w miejsce, gdzie rośnie dużo smacznej trawy, i wspólnie się tam pasą. Są monogamistami, żyją w małych rodzinach, najczęściej para z młodym albo samica z młodymi.

Przyjmuje się, że średnia wieku diugonia to około 20 lat. Naukowcy to jedynie szacują, bo głębszych badań wciąż nie przeprowadzono. Zaczynają się rozmnażać w wieku 8–10 lat. Samica rodzi młode raz na 2–3 lata, a każde karmi przez ponad rok – po tym okresie młode stają się samodzielne. Gruczoły mlekowe mają pod przednimi kończynami, podobnie jak słonie.

Samica bardzo długo zajmuje się maluchem. Gdy nie ma on jeszcze siły pływać samodzielnie, przywiera do mamy – albo na grzbiecie, albo od dołu – chwytając płetwą jej płetwę.

Diugonie potrafią też pływać pod wodą (Shutterstock)

A spanie? Jedzenie? Jak wyglądają u nich te najprostsze czynności?

Oczywiście diugonie śpią też w wodzie. Mogą to robić z nosami wystawionymi na zewnątrz albo co kilka minut się wynurzając. Jedzą bardzo dużo. W zasadzie przez cały dzień pasą się na morskiej trawie. Jedzą, trawią i wydalają. Podobnie jak krowy muszą mieć bez przerwy wypełniony przewód pokarmowy, są zresztą nazywane morskimi krowami. Dziennie zjadają nawet do 20 kg swojego przysmaku.

Są ruchliwe?

Głównie migrują za jedzeniem. I wtedy wypływają nawet daleko w rzeki, bo tam, gdzie morska woda miesza się z rzekami, rośnie najsmaczniejsza trawa morska. Przesuwają się jednak na krótkich dystansach i powoli, w przeciwieństwie do delfinów czy waleni, które potrafią migrować na duże odległości. Diugonie wytrawnymi podróżnikami nie są.

Mówi się, że diugoń należy do grupy syren morskich, trzeba go jednak odróżnić od prawdziwego gatunku nazywanego syreną morską, który wyginął w XVIII wieku. Syreny morskie żyły w zimnych północnych wodach między Alaską a Rosją. To smutny przykład, jak człowiek wytępił te piękne, ogromne morskie zwierzęta. Mogły ważyć po 8–10 ton. Polowano na nie dla skór, mięsa i tłuszczu, którym się ogrzewało i impregnowało drewno.

Los diugoni może być podobny. Trafiły do czerwonej księgi zagrożonych gatunków, bo są zagrożone wyginięciem z powodu działalności człowieka. Ile ich żyje na świecie? Tego nikt nie wie. Jednak trafiły do księgi, bo w kilku miejscach, gdzie żyją, ich liczba drastycznie spada. To może dowodzić, że w innych wodach jest podobnie.

Diugonie żyją średnio około 20 lat (Shutterstock)

Znikają z wód wokół Madagaskaru i Mauritiusa. Człowiek na nie poluje. Dlaczego?

Penisy diugoni są w tradycyjnej medycynie chińskiej postrzegane jako afrodyzjak. To kompletna bzdura, a wzięła się stąd, że te zwierzęta potrafią kopulować nawet przez dwie godziny.

Wysuszone i sproszkowane penisy diugoni nie mają z afrodyzjakami nic wspólnego. Podobnie jak sproszkowane rogi nosorożców. Niestety, przesąd jest powtarzany i stąd rosnąca liczba polowań na diugonie. Jaka jest skala kłusownictwa w przypadku tego gatunku – nikt nie jest w stanie oszacować. Zatrzymywani kłusownicy to zaledwie kilka procent pośród tych, którzy na te zwierzęta nielegalnie polują. Z tego, co wiemy, polowania na diugonie stały się modne w ostatnich pięciu latach z powodu handlowej ekspansji Chin do krajów rozwijających się w Afryce i Azji Południowo-Wschodniej.

Kto zamawia afrodyzjaki z diugoni?

Cały łańcuszek wygląda tak: do jakiejś wsi w Azji lub w Afryce – krajów wolałabym nie ujawniać – przylatuje cudzoziemiec i rozpuszcza wici, że za penis diugonia zapłaci kilkaset dolarów. To dla miejscowej ludności jest równoznaczne z wysłaniem dziecka do szkoły albo utrzymaniem rodziny przez pół roku, więc nawet jeśli bardzo kochają swoją przyrodę, nie są w stanie oprzeć się pokusie. Ruszają na polowanie – a diugonie zwykle pływają niedaleko brzegu – i szybko dostarczają cudzoziemcowi zamówiony towar.

Suszone penisy diugoni trafiają najczęściej do Chin, gdzie robi się z nich specyfiki na potencję i sprzedaje na miejscu za ogromne pieniądze. Nabywcy to rosnąca klasa średnia w Chinach, która wciąż chętnie hołduje zabobonom.

Inaczej jest w Wietnamie, gdzie ostatnimi czasy rząd dokłada wszelkich starań, by ukrócić nielegalny handel zwierzętami i częściami ich ciał. I przynosi to efekty – widzimy je, bo nasza fundacja ma w Wietnamie kilka projektów ochrony zwierząt. Chiny natomiast chronić zwierząt nie chcą. Jeszcze w latach 70., podczas fali głodu, chiński rząd doprowadził do rozkwitu nielegalnego handlu zwierzętami, zachęcając do tworzenia tak zwanych farm dzikich zwierząt. Tak zwanych, bo większość zwierząt trafia tam ze środowiska naturalnego z całej Azji Południowo-Wschodniej.

Diugonie są zagrożone wyginięciem (Shutterstock)

Nie ma programów ochrony diugoni, na przykład w którymś z ogrodów zoologicznych?

Nie spotkałam się z informacją, żeby diugonie mieszkały w zoo. Sprawdziłam to w naszym systemie, który zrzesza około tysiąca ogrodów zoologicznych z całego świata. W ogrodach mieszkają wyłącznie manaty karaibskie, które są potomkami uratowanych kiedyś poranionych manatów.

Żeby zobaczyć diugonia, trzeba pojechać do Australii, gdzie najchętniej bytują tuż przy brzegu, albo do Egiptu. Tam najłatwiej i najszybciej można zaobserwować te morskie ssaki, bo woda jest przejrzysta. Mam jednak prośbę do wszystkich turystów, żeby diugoni nie prześladować, nie gonić ich ani nie straszyć.

Naukowcy twierdzą, że diugonie wydają dźwięki przypominające beczenie owiec. Gdy są przestraszone, wzajemnie ostrzegają się gwizdami.

Diugonie oczywiście boją się człowieka, ale są ciężkie i powolne, więc niełatwo im się ucieka. Poza tym paraliżuje je strach przed łodziami motorowymi, których śruby potrafią je solidnie pokaleczyć. Tak dzieje się często na przykład w Morzu Czerwonym – wypoczywa tam bardzo wielu turystów, którzy masowo uprawiają sporty wodne. Diugonie żyją w płytkich wodach, na głębokości 3–4 m, a tam najłatwiej można je zranić śrubą.

Mają pecha, bo występują głównie na terenach Azji Południowo-Wschodniej, w Egipcie i Indiach oraz w Kenii. Prawo ich jakoś szczególnie nie chroni, poza tym w krajach rozwijających się turystyka wciąż nie podlega europejskim restrykcjom. A już na przykład w Portugalii nie można samemu wypożyczyć łodzi motorowej i popłynąć, żeby na przykład oglądać walenie. Można to robić wyłącznie z certyfikowanymi biurami podróży, które współpracują najczęściej z instytutami badawczymi.

Diugonie uwielbiają trawę morską (Shutterstock)

Co jeszcze – poza kłusownictwem i nieodpowiedzialną turystyką – diugoniom szkodzi?

Bardzo cierpią z powodu huraganów czy tsunami. Człowiek też ma w tym swój udział, bo karczuje zarośla mangrowe, na których, nad samą wodą, buduje hotele. A te mangrowce chroniły brzegi przed tsunami. Podczas huraganów czy tsunami diugonie mogą nawet stracić życie. Woda się cofa i zostają na brzegu, a bez wody nie mogą długo przetrwać.

Wielkim zagrożeniem jest dla diugoni stawianie tam. Mało kto bowiem myśli o tym, żeby zrobić tak zwane przepławki dla ogromnych zwierząt. Robi się je dla ryb, ale nie dla ważących po kilkaset kilogramów ssaków. A gdy rzeka na przykład wyschnie, diugonie giną tuż pod tamami – umierają z braku wody.

Pewnie źle znoszą też zmiany klimatyczne?

Bardzo źle, podobnie jak inne gatunki. Oprócz zmian temperatury oceanu szkodzą im zmiany częstotliwości i siły opadów. Gdy olbrzymia ilość brudnej wody wpada do morza, niszczona jest trawa i giną związane z nią organizmy.

Z całą pewnością szkodzi im też mikroplastik, który spływa do mórz i oceanów, oraz w ogóle wszelkie zanieczyszczenia wody. Po pierwsze, podtruwa je, a po drugie, sprawia, że zanikają łąki morskie. W mętnej wodzie mnożą się glony, które przeszkadzają trawom w rozwoju. Jeszcze niedawno na przykład na Wyspach Kanaryjskich były olbrzymie łąki trawy morskiej, które zniknęły z powodu zanieczyszczeń.

Dr Anna Mękarska zajmuje się ochroną ginących gatunków (mat. prasowe)

W jaki sposób możemy pomóc diugoniom?

Bardzo łatwo przychodzi nam krytykowanie ludzi z krajów rozwijających się, którzy kłusują i zabijają te zwierzęta, ale zastanówmy się, dlaczego to robią? Gdy kupujemy T-shirt za parę złotych, to znaczy, że ktoś w Azji Południowo-Wschodniej dostał za uszycie go skandalicznie małe pieniądze. I żeby utrzymać swoją rodzinę, musi iść kłusować. Zatem w pewnym sensie my też popychamy tych ludzi do przemytu, kłusownictwa i nielegalnego handlu częściami zwierząt.

Ale żeby nie kończyć naszej rozmowy tak pesymistycznie: na jednej z konferencji rok temu poznałam Louisę Ponnampalam z Malezji, która zajmuje się ratowaniem diugoni. Jej organizacja prowadzi badania naukowe, które pomogą chronić te zwierzęta, bierze też pod opiekę osobniki, które zostały ranne albo zostały sierotami. Karmi je specjalnie przez siebie przygotowywanym tłustym mlekiem, a potem, gdy wydobrzeją, wypuszcza na wolność. To jedyna taka osoba na świecie, o której wiem.

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie i niezawodne przepisy kulinarne - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Anna Mękarska. Doktor zootechniki. Prezeska Fundacji ZOO Wrocław Dodo. Zajmuje się ochroną zwierząt we wrocławskim zoo oraz w ich naturalnym środowisku w Azji, Afryce i Ameryce Południowej.

Piątka Weekendu: Jak możesz pomóc diugoniom?

1. Oglądając diugonie, nie strasz ich, nie atakuj, nie podpływaj blisko. 2. Ogranicz użycie plastiku. 3. Nie kupuj przedmiotów zrobionych z kości, ze skóry, z kłów itp. części zwierząt i nie daj się nabrać na ich "cudowne" właściwości. 4. Wybieraj ekologiczną żywność i produkty fair trade. 5. Wspieraj fundacje, które chronią ginące gatunki.