Ten artykuł jest częścią cykluZagrajmy w zielone
Coraz więcej osób zakłada balkonowe ogródki (Shutterstock.com)
Coraz więcej osób zakłada balkonowe ogródki (Shutterstock.com)

Stoimy z Piotrem Sosnowskim, znanym w sieci jako "Sosna i jego sadzonki", pod dziesięciopiętrowym blokiem przy ul. Broniewskiego 91 w Warszawie i spoglądamy na puste balkony. Może na trzech z kilkudziesięciu stoi jakaś roślina. – Szkoda, że tak mało. Wszystkie balkony mogłyby kipieć zielenią – mówi "Sosna".

Jego zdaniem garść ziarenek wystarczy, żeby na balkonie powstała prawdziwa dżungla. Cieszy się, że coraz więcej osób – również wskutek pandemii – zaczęło uprawiać balkonowe ogródki. – W ciągu ostatnich trzech lat, czyli odkąd zajmuję się miejskim ogrodnictwem, podejście do roślin bardzo się zmieniło – twierdzi.

'Sosna' przy swoim skrawku miejskiej zieleni (Ewa Jankowska) , Poziomki 'Sosny' (Ewa Jankowska)

Ale też zaraz dodaje, że wciąż popełniamy przy uprawie roślin podstawowe błędy. To go jednak nie dziwi, bo sam je robił. – Rośliny mi marniały. Nie wiedziałem dlaczego. Okazało się, że odpowiedź jest prosta. Zazwyczaj powodem było nieodpowiednie podłoże – jeśli na słonecznym balkonie nie wymieszasz ziemi na przykład z zeolitem, który absorbuje wilgoć, nie dodasz na zewnątrz ściółki, dwa dni roślin nie podlejesz, wszystko ci uschnie – tłumaczy.

"Sosna" nie dobierał też roślin do warunków na balkonie. – Sadziłem takie, które nie lubią słońca, jak sałata czy mięta, w bardzo nasłonecznionym miejscu. Albo w cień dawałem te, które są ciepłolubne, na przykład dynię, pomidory, cukinię, paprykę, ogórki, zioła śródziemnomorskie. Kiedy popełnia się tak podstawowe błędy, łatwo się zniechęcić. A wystarczy trochę poczytać – przekonuje.

Doktorat z balkonowego ogródka

Ewie uprawiany na balkonie szpinak zjadł szkodnik, a poziomki nie wyrosły. W tej chwili, jak twierdzi, wie już tyle, że mogłaby zrobić doktorat z mieszania substratów do podłoża. I nie wyobraża sobie życia bez swojej balkonowej dżungli. – Ogródek uratował moje zdrowie psychiczne. Przed pandemią nigdy niczego nie uprawiałam. Rosły na moim balkonie jakieś kwiatki, ale zupełnie nie byłam do nich przywiązana, raz je podlałam, raz nie. Zwykle mi usychały. Pandemia zamknęła mnie i mojego męża w domu. Wcześniej prowadziliśmy bardzo aktywne życie. Monotonia, której nie znaliśmy, zaczęła nam bardzo doskwierać – opowiada.

Ewa znalazła w domu trochę nasion, które kiedyś ktoś jej przyniósł. Nie miała nawet doniczek, więc użyła opakowań po jajkach. Posadziła sałatę, szpinak, bazylię, poziomki. Na pobliskim targu dokupiła pomidorki koktajlowe, papryczki chili, różne zioła, bakłażan. – Mam spory, nasłoneczniony balkon, z szerokim parapetem, więc wszystko zaczęło mi pięknie rosnąć. Wystarczyło regularne podlewanie. Jestem mieszczuchem totalnym, obserwowanie, jak coś wyrasta z niemalże niczego, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. O monotonii w życiu takiego ogródka też nie ma mowy – co chwila coś się  zmienia. W przerwie w pracy, zamiast scrollować Facebooka, wychodzę na balkon zobaczyć, jak rośnie mi sałata – mówi Ewa.

Ogródek balkonowy Ewy (materiały archiwalne) , Zeszłoroczne plony Ewy (materiały archiwalne) , Ewa doczekała się na swoim balkonie bakłażanów (materiały archiwalne)

Bardzo przywiązała się do swoich roślin, są dla niej jak dzieci. Gdy w ubiegłym sezonie temperatura spadała poniżej 10 stopni Celsjusza, część roślin, na przykład bakłażany, wnosiła na noc do domu. O pomidorki, które zniszczyła burza, walczyła jak lwica. – Ze starej podartej piżamy zrobiłam temblaki na gałązki, żeby mogły się zrosnąć. Niesamowite było obserwowanie, jak się regenerują. Rośliny są niesamowicie odporne! Pozostałe połamane gałązki wrzuciłam do wody, z czasem zaczęły wyrastać z nich korzenie. Posadziłam je ponownie. Pomidorki znów wyrosły – opowiada.

Maria do swoich balkonowych upraw robiła aż trzy podejścia. Za pierwszym i drugim razem dobrała nieodpowiednie podłoże do sadzonek. – Zaczęłam od rzodkiewki, szczypiorku, sałaty. Ale nic nie chciało mi rosnąć, zamiast dużych liści sałaty miałam takie minilistki. Okazało się, że wsypałam do doniczek za mało ziemi i nie zadbałam o jej odpowiednie nawilżenie. Balkon był mocno nasłoneczniony, jak patelnia. Dla roślin było zdecydowanie za sucho – opowiada.

W kolejnym sezonie, już na nowym balkonie, Maria postanowiła spróbować jeszcze raz. – Balkon w nowym mieszkaniu był bardziej przestronny. Tym razem zadbałam o odpowiednią ziemię i doniczki do sadzonek. Niestety, popełniłam błąd przy sadzeniu nasturcji – umieściłam je tuż obok warzyw. Nasturcje przyciągnęły mszyce, które prawie wszystko mi zniszczyły. Próbowałam się ich pozbyć za pomocą roztworu z czosnku, ale niewiele to pomogło. Doczekałam się zaledwie kilku pomidorów – wspomina.

W tym sezonie Maria podjęła kolejną próbę. – Zaczęło się niefortunnie, bo umieściłam siewki w zbyt ciężkiej, gliniastej ziemi, rośliny nie chciały się rozwinąć. Na czas udało mi się je przesadzić do gotowej żyznej mieszanki. W tej chwili mam już rzodkiewki, truskawki, w jednej ze skrzynek rosną bób i sałata – mówi.

Anna uprawia balkonowy ogródek od prawie 11 lat, doskonale więc zna swoje rośliny. Wiele trzyma w skrzyniach, które zbudowała z mężem. – Zaczęło się od trzech doniczek bratków, które zastałam na balkonie, gdy wprowadziliśmy się do mieszkania. W tej chwili mam tu pomidorki koktajlowe, maliny, klematisy, poziomki, rzodkiewkę i dużo ziół, bo uwielbiam pietruszkę, majeranek i miętę – wymienia.

Najbardziej dumna jest z dzikiej róży, którą, jak mówi, odratowała. – Przechodziłam kiedyś koło ogrodu przeznaczonego do likwidacji. Pan, który się nim zajmował, żalił mi się, że szkoda mu szczególnie róży. Wzięłam ją do siebie i posadziłam. Zaczęła puszczać listki, w tym roku pojawił się pierwszy pączek!

Widok z balkonu Anny (materiały archiwalne) , Pomidorki Anny (materiały archiwalne) , Zioła Anny (materiały archiwalne)

Dla Anny ogródek to namiastka zieleni w coraz bardziej zabetonowanym mieście. – Mieszkamy na ostatnim piętrze czteropiętrowego bloku. Odkąd się tu wprowadziliśmy, wiele się zmieniło. Deweloperzy wycinają drzewa i osuszają teren na potęgę. Jeszcze kilka lat temu pod oknami stała tylko niska fabryczka, dzielił ją od nas rząd topoli. Mieliśmy widok na kilka dzielnic. W pewnym momencie fabryczka zniknęła, topole zostały przycięte do połowy, później prawie wszystkie w całości wycięto. W miejscu fabryczki stanęły ośmiokondygnacyjne bloki – mówi Anna.

Podejście strategiczne

Opowiadam Joannie Gałązce i Jakubowi Garnisowi, edukatorom ogrodniczym, twórcom projektu "Zrób to z nami online", o pustych balkonach przy Broniewskiego. – Nie każdy chce bawić się w ogrodnictwo. I może dobrze – mówi z przekonaniem Kuba i wyjaśnia: – Uprawę roślin porównałbym do posiadania psa czy kota. Jak już się decydujemy na założenie balkonowego ogródka, to musimy liczyć się z tym, że będziemy musieli o niego dbać przez cały czas: doglądać, podlewać. Nie jestem pewien, czy osoba, której często nie ma w domu albo która często wyjeżdża, powinna sobie taki ogródek zakładać. Chyba że ma kogoś, kto pod jej nieobecność będzie się nim opiekował. W tej chwili w wielu sklepach można też kupić roślinę z gotowymi owocami. Ludziom się one podobają, bo owoc ładnie wygląda. Żeby taka roślina nam nie umarła, to trzeba wiedzieć, jak ją pielęgnować. Problemem wielu ludzi jest słomiany zapał. Kupują wszystkiego mnóstwo. Potem nic im nie wyrasta, frustrują się i szybko porzucają zabawę w ogrodnictwo.

Uprawa roślin nie jest też, jak dodaje Joanna, tanim zajęciem. – Można oczywiście zorganizować sobie doniczki z odzysku, kupić pierwszą lepszą ziemię, samodzielnie zbudować skrzynie. Tylko pytanie, czy to wystarczy? – zastanawia się edukatorka.

Za małe doniczki, ziemia złej jakości albo niedostosowana do zapotrzebowania roślin – to często popełniane błędy. – Z czasem trzeba też rośliny nawozić, a w razie pojawienia się szkodników, użyć środków ochrony roślin. To wszystko kosztuje – mówi Joanna Gałązka.

Jakub Garnis dodaje: – Większość naszych balkonów ma niewielką powierzchnię, więc nie można się łudzić, że zbiory będą tak obfite, że nie będziemy musieli już kupować warzyw, owoców czy ziół w sklepie. Ogrodnictwo balkonowe daje przede wszystkim satysfakcję z samodzielnej uprawy roślin jadalnych.

Dlatego radzi, żeby najpierw ocenić, jakie mamy warunki na balkonie. Potem zastanowić się, co lubimy jeść. A następnie wybrać trzy–cztery gatunki warzyw czy owoców i skupić się na ich uprawie. – Przetestujmy, co wychodzi nam najlepiej, i zostańmy przy tym. Kiedyś próbowałem uprawiać na swoim balkonie bakłażany, ale po prostu mi się to nie udawało. Uznałem, że nie ma co robić sztuki dla sztuki, i skupiłem się między innymi na uprawie pomidorów i ziół, na przykład bazylii, której mam cztery donice. Robię z niej przepyszne pesto bazyliowe. A mięty, tymianku, oregano mam tyle, że w sezonie w ogóle nie kupuję świeżych ziół w sklepie, suszonych nie używam wcale – opowiada Jakub.

Jakub skupił się na uprawie ziół (materiały archiwalne) , Ma na balkonie również pomidory (materiały archiwalne)

Joanna radzi, by zwrócić uwagę na odmiany określonych owoców czy warzyw. – Jeśli nie chcemy, żeby balkon nam zarósł, wybierajmy te karłowe i krzaczaste, na przykład polskie odmiany pomidora Maskotka i ogórka Dar, które się tak nie rozrastają – tłumaczy. I podpowiada, jak pogodzić – na przykład na niewielkim balkonie – potrzebę posiadania jadalnych roślin z zamiłowaniem do kwiatów. – Nasturcje to "must have". Oprócz tego, że są jadalne w całości, to są również roślinami wskaźnikowymi – na nich zazwyczaj w pierwszej kolejności pojawiają się mszyce. Kwiaty jadalne mają również pelargonie, aksamitka i begonie – mówi Joanna.

Ekobalkon

Zarówno Ewa, Anna, jak i Maria chcą, żeby ich ogródki balkonowe były jak najbardziej przyjazne środowisku. Starają się nie stosować chemicznych środków ochrony roślin, ale wyłącznie te naturalne, na przykład roztwór wody z czosnkiem. Maria do sadzenia roślin wykorzystała plastikowe kanistry po wodzie. Gdy potrzebuje doniczki, najpierw szuka wśród znajomych. Zauważyła, że dzięki temu, że ma własne warzywa i owoce, które zawsze zjada, marnuje mniej żywności.

Ewa unika nadmiernego stosowania nawozów. – Nie chodzi o to, żeby zbierać bogate plony, ale żeby się trochę pobawić i mieć swój mały wkład w miejski ekosystem. Mimo to sałaty mam tyle, że już właściwie w sklepie jej nie kupuję. Cieszę się też, że mam własne zioła i nie jestem zmuszona do kupowania ich w sklepie razem z plastikową folią, w którą są zawsze opakowane – dodaje.

Ewa donice ma z odzysku. – Na Facebooku ktoś wrzucił informację, że wyrzuca 20 doniczek – pobiegłam po nie. Ziemię kupuję w sklepach z żywnością ekologiczną. Jak ognia unikam torfu. Wydobycie go z naturalnych złóż torfowych niszczy te siedliska, a to z kolei skutkuje uwalnianiem gazów cieplarnianych do atmosfery.

Anna bardzo się cieszy, gdy jej balkon odwiedzają różne owady, na przykład pszczoły. Specjalnie dla nich w tym roku zamontowała domek dla owadów i przygotowała poidełko z wodą.

Joanna i Jakub tłumaczą, że jeśli chcemy przyciągnąć na swój balkon na przykład dzikie pszczoły lub trzmiele, wystarczy, że posadzimy tam kwitnące rośliny. – Możemy owadom postawić domek, pamiętajmy jednak, żeby był on wykonany z naturalnych materiałów, niepomalowany farbą, która może zniechęcić je do zasiedlania go. Ważne, żeby średnice słomek, z których między innymi zbudowany jest domek, były zróżnicowane – owady są mniejsze i większe. Jeśli chcemy umieścić na balkonie poidełko, to super, ale pamiętajmy, żeby było tam dużo różnych kamyków, kawałków drewna, czyli miejsca do lądowania, a woda była tylko w małych szczelinach między tymi elementami, żeby owad się nie utopił. I jeśli już zapewniamy źródło wody, to musimy dbać o to, aby woda już tam zawsze była – tłumaczy Jakub.

Domek dla owadów na balkonie Anny (materiały archiwalne) , Kwiaty na balkonie Anny przyciągają pszczoły (materiały archiwalne)

Tych, którzy mają więcej miejsca na balkonie, Joanna zachęca do zbierania deszczówki w beczkach czy wiadrach i wykorzystywania jej do podlewania roślin. Wkręconym ogrodnikom amatorom poleca również zrobienie na balkonie kompostownika. – Wystarczy odpowiedni pojemnik w rozmiarze 30x40 cm. Kompost można wykorzystać jako nawóz czy podłoże, ma najlepsze parametry – przekonuje.

Naturalna ochrona roślin? Świetny pomysł, ale Joanna i Jakub zaznaczają, że wszystko, czym je pryskamy, może być szkodliwe dla pszczół czy innych owadów. – Najbardziej trujące substancje wymyśliła przecież natura – przekonuje Joanna. – Nie trzeba za wszelką cenę unikać chemicznych środków ochrony roślin, tylko stosować je w odpowiednich momentach, najlepiej po zmroku, po oblocie pszczół. Jeżeli nie mamy na balkonie kwiatów, nie musimy się tak bardzo przejmować porą, ważne, żeby nie robić oprysków w pełnym słońcu – stwierdza.

***

Pytam "Sosnę", Joannę i Jakuba, czy w maju jest sens jeszcze cokolwiek sadzić. Odpowiedź jest jedna – wszystko. Jakub radzi jednak kupić rozsadę, czyli młodą roślinę. Dzięki temu pierwsze plony będzie można zebrać dużo wcześniej. 

Od "Sosny" dostaję nasiona sałaty, bazylii cytrynowej, łąki kwietnej, słonecznika, pomidora malinowego. Po powrocie do domu wychodzę na swój mały balkon i rozglądam się, co sąsiedzi mają na swoich. Głównie suszarki na pranie. Na jednym stoi niewielka donica z kwiatami, na kolejnym doniczka z ziołami. Reszta pusta. Spotkana na klatce schodowej sąsiadka wyznaje, że jej próby uprawy czegokolwiek spełzły na niczym. – Wszystko tutaj wysycha na wiór, za dużo słońca – przekonuje.

Decyduję się spróbować, choć balkon mam od południa. Jadę do sklepu ogrodniczego i kupuję donice na kwietną łąkę, zioła i pomidory, nasiona pomidorów Maskotka oraz odpowiednią ziemię. Tego samego dnia ustawiam donice na balkonie.

Ewa Jankowska. Dziennikarka. Redaktorka. W mediach od 2011 roku. W redakcji magazynu Weekend od 2019 roku. Współautorka zbioru reportaży "Przewiew". Jedna z laureatek konkursu "Uzależnienia XXI wieku" organizowanego przez Fundację Inspiratornia. Jeśli chcesz się podzielić ze mną swoją historią, napisz do mnie: ewa.jankowska@agora.pl.

Piątka Weekendu: jak zrobić ogród balkonowy przyjazny środowisku?

1. Posadź na balkonie również kwiaty, na przykład mieszankę kwiatów miododajnych. W ten sposób twój balkon stanie się atrakcyjnym miejscem dla pszczół, które będą mogły się u ciebie pożywić. 2. Zanim kupisz nowe donice i pojemniki, upewnij się, czy nie masz jakichś w domu lub czy twoi znajomi nie chcą się ich pozbyć. 3. Zbieraj na balkonie deszczówkę, czyli wodę z opadów. Wystaw na balkon wiadro lub beczkę i poczekaj, aż napełni się wodą. Wodę wykorzystaj do podlewania swoich roślin. 4. Stwórz ogródek z głową - nie sadź warzyw czy owoców, których nie będziesz później jeść. Sprawdź dokładnie, jakie warunki panują na twoim balkonie, i na początek posadź tylko kilka roślin. 5. Załóż na balkonie własny kompostownik - uzyskany nawóz posłuży ci do odżywiania roślin.