Ten artykuł jest częścią cykluZagrajmy w zielone
Bałtyk jest naszym skarbem. Prawda jest taka, że większość z nas jest po prostu od tego morza zależna (fot. Shutterstock)
Bałtyk jest naszym skarbem. Prawda jest taka, że większość z nas jest po prostu od tego morza zależna (fot. Shutterstock)

Sytuacja w Bałtyku jest coraz gorsza, między innymi dlatego, że coraz więcej w nim sieci widm. To problem, którego nie widać na pierwszy rzut oka, dlatego niewiele osób zdaje sobie z niego sprawę. Jaka jest jego skala w Bałtyku?

Zależy ona od tego, jak intensywne rybołówstwo występuje na danym obszarze. Szacujemy, że sieci dryfujących i tych, które już opadły na dno, w samej polskiej części naszego morza może być około 800 ton – bazujemy między innymi na danych dotyczących liczby sieci gubionych i tych, które udaje się wyłowić. 

Co się dzieje z takimi zgubionymi sieciami?

W zależności od tego, czy sieć jest cała, czy to tylko kawałek, oraz z jakiego jest materiału, różne będą wyrządzone przez nią szkody. Lżejsze sieci, zrobione z plastikowych, cienkich komponentów, stanowią śmiertelną, często niewidzialną pułapkę dla zwierząt morskich. Robią to, do czego zostały stworzone, tylko w sposób niekontrolowany: łowią zarówno ryby, jak i inne zwierzęta, w tym ssaki morskie, na przykład morświny, które mogą wpadać w nie rozpędzone w trakcie polowania i w konsekwencji się duszą. Jest to zagrożenie także dla ptaków, które nurkują w celu zdobycia pożywienia, dla jednostek pływających, w których silniki się wkręcają, i dla nurków eksplorujących podwodny świat. To jest niebezpieczeństwo na wielu poziomach.

Jeśli chodzi o cięższe sieci, na przykład duże sieci trałowe, które są ciągnięte za łodzią, jest większe prawdopodobieństwo, że pod wpływem swojego ciężaru opadną na dno. Nadal jednak mogą stanowić zagrożenie dla zwierząt.

Niezależnie od typu sieci każda z nich to dodatkowy odpad w środowisku morskim. Wraz z upływem czasu rozkładają się na mikrocząstki plastiku, które następnie mogą trafiać do łańcucha pokarmowego, a finalnie także na nasze stoły.

Kadr z filmu 'Widmo Bałtyku' Fundacji WWF Polska, przedstawiający zagubione sieci rybackie wyłowione z wraku przez ekipę nurkową (fot. WWF Polska)

Jak to się dzieje, że sieci się gubią? Czy nie da się temu zapobiec?

Są to głównie zdarzenia losowe. Jest kilka znanych nam scenariuszy. Przede wszystkim Morze Bałtyckie jest cmentarzyskiem wraków. Sieci rybackie często zahaczają o fragmenty zatopionych statków, rwą się i odczepiają. Mogą także trafiać do morza wskutek kolizji czy wypadków jednostek pływających, a także z powodu niekorzystnych warunków atmosferycznych, na przykład podczas sztormu.

Kto te sieci z morza wyławia?

Wyławianiem sieci zajmują się najczęściej rybacy i nurkowie. Zdarza się, że rybacy wyławiają tego typu odpady w trakcie standardowych połowów. Uczestniczą też w dużych akcjach, koordynowanych między innymi przez organizacje ekologiczne. Biorą w nich udział także nurkowie. Skupiają się najczęściej na oczyszczaniu wraków, co wymaga dużej precyzji oraz doświadczenia w tego typu operacjach.

WWF zajmuje się tematem zagubionych sieci rybackich od lat. Początkowo skupialiśmy się głównie na operacjach wyszukiwania i wyławiania sieci widm, natomiast w ramach ostatnio przeprowadzonych projektów opracowywaliśmy systemowe rozwiązanie problemu.

Przede wszystkim Morze Bałtyckie jest cmentarzyskiem wraków (fot. Shutterstock) , Sieci rybackie często zahaczają o fragmenty zatopionych statków, rwą się i odczepiają (fot. Shutterstock)

Na czym ono polega?

Chcemy, by rybacy mogli z łatwością raportować sytuację utraty sieci, podając konkretne współrzędne, tak by można było je wyłowić. Do tego potrzebny jest sprawnie funkcjonujący system – z jednej strony przystosowany do specyfiki pracy rybaków, z drugiej strony umożliwiający łatwe analizowanie danych.

Zwracamy również uwagę na to, jak wygląda odbiór sieci rybackich. W portach nie ma punktów, do których można by takie sieci oddawać, gdzie mogłyby zostać wstępnie przesortowane i przystosowane do włączenia do gospodarki odpadami na lądzie. Sieć wyłowiona z morza jest problemem wyłącznie osoby, która ją znalazła.

Ryba złapana w zagubione sieci rybackie wyłowione z morza podczas akcji prowadzonych na Bałtyku przez WWF Polska (fot. WWF Polska) , Sieci rybackie wyłowione z morza podczas akcji prowadzonych przez WWF Polska. Na zdjęciu widać głównie sieci stawne, o cienkich włóknach - najbardziej niebezpieczne pod kątem niekontrolowanego łowienia po zagubieniu (fot. WWF Polska)

Umierają nie tylko morskie zwierzęta zaplątane w sieci widma. Ekolodzy alarmują, że umiera Bałtyk. W 2018 roku aż 45 procent wszystkich kąpielisk nadmorskich było czasowo zamkniętych ze względu na zakwit toksycznych sinic. W 2019 – 57 procent. To są te konsekwencje zanieczyszczenia Bałtyku, które możemy zobaczyć na własne oczy. A co się w tym czasie dzieje pod wodą?

Jeszcze więcej, niż nam się wydaje. Z naszej perspektywy kąpieliska są zamknięte, woda jest „brudna", kąpiel w niej może powodować dolegliwości skórne, układu pokarmowego. Pod powierzchnią ta sytuacja jest dużo poważniejsza.

Eutrofizacja, czyli potocznie mówiąc: zakwitanie wody, oznacza przeżyźnienie środowiska morskiego, które bierze się ze zbyt dużej ilości substancji biogennych w wodzie – związków azotu i fosforu, które pochodzą między innymi z nawozów używanych w rolnictwie. Powodują one powstawanie zakwitów, woda zaczyna mętnieć i tworzy się warstwa nieprzepuszczająca światła, ograniczająca proces fotosyntezy – kluczowy dla roślin żyjących na dnie.

Po tym, jak sinice i glony zakwitną, zaczynają obumierać i cała ta materia opada na dno. Początkowo jest rozkładana przez bakterie tlenowe, które – jak sugeruje sama nazwa – bardzo intensywnie zużywają tlen. Do tego stopnia, że zaczyna go brakować dla innych organizmów i tworzą się tak zwane niedotlenione strefy. A odpowiedniego poziomu natlenienia wymaga wiele gatunków ryb, na przykład ikra popularnego w Polsce dorsza. Coraz niższe natlenienie wód głębinowych Bałtyku przyczynia się więc do spadku populacji ryb w naszym morzu. Kiedy bakterie tlenowe zakończą proces rozkładu, pojawiają się bakterie beztlenowe. One wydzielają siarkowodór, który wybija finalnie wszelakie życie na dnie. Powierzchnia takich martwych stref w Bałtyku wzrosła w ciągu ostatnich 115 lat ponad dziesięciokrotnie.

Jesteśmy w stanie oszacować, ile martwych stref mamy obecnie?

Stanowią one ponad 17 procent Morza Bałtyckiego, co oznacza, że w prawie jednej piątej Bałtyku nie ma życia. Powiedzieć, że to jest bardzo niepokojąca tendencja, to mało.

Martwe strefy Bałtyku w 2012 roku. Jaśniejszym kolorem czerwonym zaznaczono strefy, w których koncentracja tlenu jest poniżej 2 mg/l w strefach przydennych; kolorem ciemniejszym, w których koncentracja tlenu jest bliska 0 mg/l. Mapa stworzona podstawie danych z PNAS, data dostępu: 24 marca 2021 (fot. Gazeta.pl / PNAS)

Oprócz martwych stref, które są najbardziej skrajną konsekwencją eutrofizacji, jej efekty w mniejszym lub większym stopniu odczuwa obecnie aż 97 procent Morza Bałtyckiego. Skąd się biorą substancje biogenne w wodzie w takiej ilości?

W dużej mierze zależy to od rolnictwa. Ono przyczynia się do eutrofizacji przez nieprawidłowe praktyki, które w ostatnich latach się zintensyfikowały. Morze Bałtyckie jest z każdej strony otoczone lądem zamieszkiwanym przez miliony ludzi, co w połączeniu z rolnictwem nastawionym na szybkie plony, zyski i dużą liczbę nawozów skutkuje zalewaniem Bałtyku ogromnymi ilościami substancji biogennych. Do naszego morza wpada około 250 rzek, więc możemy sobie wyobrazić, jak dużą presję na ten akwen wywiera oddziaływanie człowieka.

Gdybyśmy wprowadzili dobre praktyki rolnicze, ograniczylibyśmy spływ związków azotu i fosforu z gospodarstw do wód. Rzeki byłyby czystsze. A to oznacza, że mniej substancji biogennych niosłyby do morza. Skutkiem byłoby zmniejszenie intensywności zakwitów. Efekty moglibyśmy widzieć z roku na rok.

Jakiego rodzaju dobre praktyki mogłyby do tego doprowadzić?

Chodzi o działania zatrzymujące substancje biogenne w gospodarstwie. Udaje się to osiągnąć, jeśli ziemia przez cały rok pokryta jest roślinnością, uprawia się ją między głównymi plonami, a także dba o jej strukturę – powinna być gruzełkowata, nie może być zbyt zbita, zagęszczona. Bardzo ważne jest też tworzenie wzdłuż rowów, brzegów rzek i jezior stref buforowych przez sadzenie drzew i krzewów. I zrównoważone nawożenie, z jak największym udziałem nawozów naturalnych.

Morze Bałtyckie jest z każdej strony otoczone lądem zamieszkiwanym przez miliony ludzi, co w połączeniu z rolnictwem nastawionym na szybkie plony, zyski i dużą liczbę nawozów skutkuje zalewaniem Bałtyku ogromnymi ilościami substancji biogennych (fot. Shutterstock)

Apelujemy o prowadzenie na większą skalę szkoleń dla rolniczek, rolników i osób będących doradcami rolniczymi. Konieczne jest też zapewnienie finansowego wsparcia dla wdrażania przez rolników tych praktyk. Rola rolników jest tutaj kluczowa. Ci, którzy chronią glebę, różnorodność biologiczną, a także przyczyniają się do poprawy gospodarki wodnej, powinni być nagradzani.

A jeśli nic się nie zmieni, ile zostało nam czasu, zanim całe życie w Bałtyku się udusi?

W skrajnie złym scenariuszu, zakładającym, że zawiedziemy, możemy spodziewać się bardzo poważnych konsekwencji. Bałtyk po prostu nie da rady. Sytuacja już jest zła, a jeśli nie zaczniemy działać, możemy doprowadzić do stanu, w którym utracimy możliwość korzystania z morza i jego dóbr. Tempo powstawania martwych stref jest duże, a możemy się spodziewać, że przy braku reakcji z naszej strony będzie coraz większe. Bez podjęcia zdecydowanych działań Bałtyk, jakim go znamy dzisiaj, może umrzeć.

Jak wtedy będzie wyglądał?

Możliwe, że latem sinice będą częściej kwitły, co sprawi, że służby sanitarne będą zamykać kąpieliska. Nie bez znaczenia dla tego procesu jest zmiana klimatu i to, że w Polsce mamy postępujący wzrost temperatur. W nadchodzących latach może powtórzyć się sytuacja z lat 2018 i 2019, kiedy odpowiednio 45 procent i 57 procent kąpielisk zostało zamkniętych.

Bałtyk jest naszym skarbem. Prawda jest taka, że większość z nas jest po prostu od tego morza zależna. Nie tylko dlatego, że dla wielu ludzi jest to miejsce pracy – a zamykanie kąpielisk może niekorzystnie wpłynąć chociażby na przychody z turystyki nadmorskiej. Ale przede wszystkim jest to ekosystem, który dzieli się z nami swoimi zasobami, który nas karmi, pomaga nam radzić sobie ze zmianą klimatu – pochłania CO2 z atmosfery i daje w zamian tlen – i jest domem dla wielu organizmów morskich. Niestety, coraz więcej z nich przegrywa walkę między innymi z sieciami widmo czy eutrofizacją.

W skrajnie złym scenariuszu, zakładającym, że zawiedziemy, możemy spodziewać się bardzo poważnych konsekwencji. Bałtyk po prostu nie da rady (fot. Shutterstock)

Co możemy zrobić, żeby pomóc ratować Bałtyk?

W ramach kampanii WWF "Godzina dla Ziemi" prosimy i apelujemy o podpisanie petycji w sprawie ochrony ekosystemu Morza Bałtyckiego skierowanej do premiera RP. W petycji zwracamy uwagę na cztery obszary, w ramach których Bałtyk wymaga natychmiastowej interwencji: rybołówstwo, sieci widma, eutrofizacja oraz morskie obszary chronione. Przekazujemy również szereg postulatów i rekomendacji, których wdrożenie jest w naszej ocenie niezbędne, by ochronić nasze wspólne morskie dziedzictwo. Potrzebujemy wsparcia i siły społeczeństwa, by wzmocnić przekaz i zwrócić uwagę na pilność podjęcia tych działań.

Moment, w którym prowadzimy kampanię, jest nieprzypadkowy. W 2021 roku w wielu aktach prawnych na poziomie Unii Europejskiej i regionu Morza Bałtyckiego mijają ostateczne terminy związane z realizacją celów dotyczących ochrony środowiska morskiego. Na przykład mieliśmy – nie tylko Polska, inne kraje również – do 2021 roku sprawić, by stan środowiska morskiego Bałtyku był dobry. Do 2020 roku należało skończyć z nadmiernymi połowami.

Niestety, te cele nie zostały osiągnięte, a w konsekwencji przyszłość ekosystemu Morza Bałtyckiego jest zagrożona.

Sylwia Migdał, specjalistka ds. ochrony ekosystemów morskich w Fundacji WWF (fot. Archiwum prywatne)

Sylwia Migdał. Specjalistka ds. ochrony ekosystemów morskich w Fundacji WWF Polska. Zajmuje się między innymi projektami związanymi z odpadami morskimi, rybołówstwem oraz morskimi obszarami chronionymi. Wykształcenie zdobywała na Wydziale Nauk o Zwierzętach SGGW, specjalizując się w ochronie zwierząt dzikich. Jej prace dyplomowe dotyczyły ssaków morskich występujących w Morzu Bałtyckim. W wolnych chwilach miłośniczka sportów wodnych, zapalona żeglarka i początkujący nurek.

Agata Porażka. Dziennikarka weekendowego magazynu Gazeta.pl, wcześniej pisała dla Wirtualnej Polski. Twórczyni cyklu Zagrajmy w Zielone, który skupia się na tym, co powinniśmy zrobić, by zamiast niszczyć, dbać o planetę. Interesują ją tematy związane z górami, środowiskiem i problemami współczesnego świata.

Piątka Weekendu: co możesz zrobić dla Bałtyku?

1. Ogranicz ilość chemii używanej w domu, by jak najmniej substancji biogennych trafiało do morza. 2. Będąc nad morzem, nie śmieć, a te śmieci, które znajdziesz, wyrzuć do odpowiedniego pojemnika. 3. Zwracaj uwagę na to, jakie produkty jesz i kupuj tylko ryby poławiane w sposób bezpieczny i zrównoważony, np.: z certyfikatem zrównoważonego rybołówstwa MSC. 4. Jeżeli zauważysz dryfujące w wodzie (np. przy plaży) sieci, poinformuj o tym odpowiedni Urząd Morski (Inspektorat Ochrony Wybrzeża) albo straż miejską lub gminną, jak najdokładniej określając ich położenie w morzu czy na lądzie. 5. Podpisz petycję do premiera RP Mateusza Morawickiego.

Podpisz petycję