Ten artykuł jest częścią cykluZagrajmy w zielone
Ubrania, które są wrzucane do pojemników, nigdy nie trafiały i nie będą trafiać do osób ubogich (fot. Krzysztof Koch / Agencja Wyborcza.pl)
Ubrania, które są wrzucane do pojemników, nigdy nie trafiały i nie będą trafiać do osób ubogich (fot. Krzysztof Koch / Agencja Wyborcza.pl)

Plaga nielegalnych kontenerów w kraju zaczęła się dobrych kilka lat temu, gdy mali i duzi gracze zaczęli się orientować, jak wielki potencjał leży w rynku odzieży używanej. Ubrania, które są wrzucane do pojemników, nigdy nie trafiały i nie będą trafiać do osób ubogich - za to zysk, który przynosi ich sprzedaż, może zasilić niejedną kieszeń.  

Obecna cena za jeden kilogram niesortowanej odzieży używanej z rynku polskiego waha się pomiędzy 0,4 a 0,9 zł. To, ile można zyskać po sortowaniu, ocenić jest ciężko - nigdy nie wiadomo, ile w danym kontenerze będzie ubrań do sprzedaży, które trafią do second handów, a ile trzeba będzie utylizować.

Biznes musi się opłacać, skoro, by zwiększyć ilość pozyskiwanych ubrań, a przez to możliwy zysk, kontenery są często błędnie oznaczane: naklejkami fundacji, które nie istnieją, z właścicielami firm, których nie da się znaleźć. Albo samodzielnie wykonanymi naklejkami Polskiego Czerwonego Krzyża.

Co się dzieje z ubraniami, które oddajemy?

Jedną z osób, które sprzeciwiają się takim procederom, jest Tomasz Bocian. Razem z partnerką, Zofią Zochniak, założył start-up Ubrania do Oddania, jako manifest przeciwko temu, co dzieje się na rynku odzieży używanej. Firma zajmuje się odpowiedzialną i transparentną sprzedażą ubrań w drugim obiegu.

- Przede wszystkim rozwiewamy mit, że ubrania trafiają do potrzebujących. Tak nie jest i nigdy nie było - tłumaczy. - Ludzie biedni nie potrzebują ubrań. Przez błędne myślenie dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których fundacje zajmujące się osobami bezdomnymi czy pomagające uchodźcom dzwonią do nas z pytaniem, czy możemy zabrać od nich ubrania, bo mają dwie tony ciuchów w piwnicy i nie wiedzą, co z nimi zrobić.

Ubrania z kontenerów i zbiórek door-to-door, czyli zbieranych z klatek schodowych i dziedzińców, trafiają do sortowni. Tam są dzielone na różne kategorie: te najlepszej jakości trafiają do polskich second handów; te gorszej są przeznaczane na eksport na rynki rozwijające się, głównie afrykańskie i w Azji Środkowej; te najbardziej zniszczone są sortowane ponownie. Dzieje się tak bez względu na legalność zbiórki - procedury w każdym miejscu są podobne.

Sortownia w Skarżysku-Kamiennej (fot. Materiały prasowe / Wtórpol)

- Na ostatnim etapie również kategoryzuje się rzeczy według materiału, z jakiego zostały zrobione - wyjaśnia Tomasz. - Z rzeczy bawełnianych robi się tzw. czyściwo, czyli szmaty, używane w warsztatach samochodowych czy w fabrykach do polerowania różnych powierzchni. Natomiast te, które się nie nadają na czyściwo, trafiają w najlepszym przypadku do cementowni jako paliwo alternatywne. W najgorszym - na śmietnik.

Z rzeczy, które znajdują się w kontenerach, zdecydowana mniejszość trafia do kolejnej sprzedaży - jak tłumaczy Bocian, od 70 do 90 proc. ubrań uznaje się za odpad, który przeznaczany jest do utylizacji. Duże firmy mają moce przerobowe i technologie, by obrabiać w ten sposób kilkaset ton ubrań dziennie. Do największych graczy na polskim rynku, działających legalnie, należą Wtórpol - opierający swoje działania głównie na zbiórkach krajowych - i Vive, przede wszystkim importujący ubrania z zagranicy. Jest także spora grupa samozwańczych zbieraczy, którzy stawiają beżowe pojemniki na własną rękę. I gdy coś się nie sprzeda, utylizują to samodzielnie.

- Tacy ludzie często nie mają technologii ani kontaktów, by móc te ubrania wysłać na inne rynki czy zrobić z nich paliwo alternatywne - tłumaczy Tomasz. - Więc zostawiają je w lesie. Albo rozdają pracownikom w formie kostek na opał, które są potem palone w piecach i zatruwają powietrze.

Co jest oczywiście nie tylko bardzo szkodliwe, ale również nielegalne. Grzywna za palenie niedozwolonymi odpadami (do których zaliczają się m.in. plastiki, guma, tworzywa sztuczne i tworzywa podobne) wynosi od 20 zł do nawet 5 tys. zł. Możliwe jest również zastosowanie aresztu, który trwa od 5 do 30 dni.

Legalny i nielegalny zysk

Co się dzieje z ubraniami z kontenerów legalnych, m.in. tych należących do Polskiego Czerwonego Krzyża? Procedura wygląda bardzo podobnie - po pierwotnej segregacji jadą do zakładu w Skarżysku-Kamiennej, a następnie są odsprzedawane, eksportowane, utylizowane. Z tą różnicą, iż zyski ze sprzedaży rzeczy trafiają na szczytne cele. Polski Czerwony Krzyż przeznacza je na działania statutowe, m.in. dożywianie głodnych dzieci, poprawę życia najbiedniejszych rodzin czy tworzenie miejsc pomocy dla potrzebujących.

Zyski ze sprzedaży ubrań z kontenerów PCK trafiają na szczytne cele (fot. Sławomir Mielnik / Agencja Gazeta)

Na podobnej zasadzie działają Ubrania do Oddania, tyle że dają swoim klientom możliwość wyboru, którą inicjatywę społeczną bądź fundację z nimi współpracującą chcieliby wesprzeć. I za każdy przyniesiony kilogram ubrań Ubrania do Oddania wpłacają na nią złotówkę.

Wiele osób jednak w dalszym ciągu, bardziej lub mniej świadomie, wspiera organizacje, które z pomocą osób potrzebujących mają mało wspólnego. Kontenery niewiadomego pochodzenia  stały się w niektórych miastach plagą, którą ciężko jest wytępić. Można w tym pomóc, dzwoniąc do urzędu, który zarządza drogami na danym terenie i zajmuje się usuwaniem części nielegalnych pojemników.

- Kontener na używane ubrania to taki sam obiekt w pasie drogowym jak każdy inny - buda, reklama itd. Jeśli stoi nielegalnie, tzn. w pasie drogi i bez zgody zarządcy drogi - czyli naszej - wszczynamy postępowanie administracyjne w celu przymuszenia właściciela do usunięcia go - wyjaśnia Jakub Dybalski z Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie. - Zaczyna się od wizji lokalnej i stwierdzenia, że rzeczywiście stoi nielegalnie, szukamy właściciela, wzywamy do usunięcia. Kontenery rzadko mają cechy pozwalające tego właściciela określić, często są stare i zniszczone albo oznaczenia są nieprawdziwe. W takiej sytuacji wywozimy je do naszego magazynu, i tu, zgodnie z Kodeksem cywilnym, są przechowywane przez dwa lata, a potem złomowane.

Jeśli uda się ustalić właściciela, to poza wezwaniem do usunięcia kontenera ZDM prowadzi także postępowanie administracyjne kończące się decyzją o karnej opłacie. Jej wysokość to dziesięciokrotność stawki podstawowej za zajęcie pasa drogowego, określonej w uchwale rady miasta. Dzienne stawki podstawowe za zajęcie 1 m kw. pasa drogowego w Warszawie przez pojemnik kontenerowy to 1,60 zł w przypadku drogi krajowej, 1,40 zł - wojewódzkiej, 1,20 zł - powiatowej i 1 zł - gminnej. Z pasów drogowych w zarządzie ZDM usuwanych jest mniej więcej 40 takich kontenerów rocznie. Są one głównie stawiane na osiedlach, tam, gdzie mieszka dużo ludzi, co często stanowi duży problem.

Pojemnik na odzież używaną (fot. Łukasz Wądołowski / Agencja Gazeta)

- ZDM nie zarządza wszystkimi ulicami w Warszawie, w naszej jurysdykcji są ulice o kategorii drogi krajowej, wojewódzkiej i powiatowej - tłumaczy Jakub Dybalski. - Poza nimi są przecinające stolicę autostrady i drogi ekspresowe, którymi zarządza Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, a także te najmniejsze ulice o kategorii drogi gminnej, którymi zarządzają urzędy dzielnicowe. Małe osiedlowe ulice bardzo często podlegają właśnie dzielnicom, i to one o nie dbają.

Jak dodaje Tomasz Bocian, właściciele kontenerów często dogadują się z zarządcami osiedli, przez co stają się one bardzo trudne do usunięcia. I dalej zbierane są w nich ubrania, z którymi nie wiadomo, co się dzieje, ani czyją kieszeń zasili zysk z ich sprzedaży.

Ubraniowe eldorado

Rynek odzieży używanej w Polsce jest nieuregulowany pod wieloma względami i na razie nie zapowiada się, by mogło się to zmienić. Oprócz problemu nielegalnych kontenerów mamy też inny: jesteśmy zalewani przez rzeczy z całego kontynentu.

- Polska to największy importer odzieży używanej w Europie. Tekstylny śmietnik - mówi Bocian. Jego słowa potwierdzają dane Komisji Europejskiej, według których w latach 2013-2017 Polska była głównym odbiorcą używanych ubrań.

- Pod względem prawnym panuje u nas dziki Zachód - uważa Tomasz Bocian. - Ponieważ odpad tekstylny jest uznawany za "odpad zielony", każdy z nas może go sobie zamówić. I robimy to, w ogromnych ilościach. Przykładowo, jesteśmy drugim, po Ghanie, importerem odzieży używanej z Wielkiej Brytanii.

Brak dokładnych statystyk co do tego, ile wysypisk ubrań jest obecnie w Polsce. Trzy lata temu opublikowano jednak raport Ellen MacArthur Foundation mówiący o sytuacji na świecie. Wynika z niego, że co sekundę na wysypisko trafia ciężarówka ubrań. Mniej niż 1 proc. tych ubrań będzie miało drugie życie. 

Wysypisko ubrań (fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta)

Warto dodać, iż przy produkcji ubrań rocznie zużywa się ponad 12 mln ton chemikaliów i emituje ponad 1,2 mld ton gazów cieplarnianych. Więcej niż transport lotniczy i wodny razem wzięte.

Jeśli nic się nie zmieni, do 2050 roku branża modowa zużyje jedną czwartą światowego budżetu węglowego do samej produkcji. Chyba że zmienimy nawyki.

Aby zgłosić nielegalnie postawiony kontener w Warszawie, należy skontaktować się z Zarządem Dróg Miejskich za pośrednictwem numeru Miejskiego Centrum Kontaktu Warszawa, 19115.

Agata Porażka. Dziennikarka weekendowego magazynu Gazeta.pl, wcześniej pisała dla Wirtualnej Polski.

Piątka Weekendu: jak walczyć z nielegalnymi kontenerami?

1. Zgłaszaj nielegalnie postawiony kontener w Warszawie, kontaktując z Zarządem Dróg Miejskich za pośrednictwem numeru Miejskiego Centrum Kontaktu Warszawa, 19115. 2. Jeśli ubrania, których chcesz się pozbyć, są w dobrym stanie, możesz je oddać za pomocą organizacji Ubrania do Oddania i wesprzeć wybraną fundację. 3. Wyrzucając ubrania do kontenera, zawsze sprawdzaj, czy jest poprawnie oznakowany. 4. Ogranicz kupowanie nowych ubrań. 5. Jeśli potrzebujesz konkretnego ubrania, poszukaj go najpierw w drugim obiegu - wśród rodziny, znajomych, w second-handach.