Ten artykuł jest częścią cykluZagrajmy w zielone
Czy czeka nas największa od 50 lat susza? Ekspert wyjaśnia (fot: Jakub Orzechowski/ Agencja Wyborcza.pl)
Czy czeka nas największa od 50 lat susza? Ekspert wyjaśnia (fot: Jakub Orzechowski/ Agencja Wyborcza.pl)

Minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk twierdzi, że w tym roku czeka nas największa od 50 lat susza. Potwierdza pan?

Nie odważę się prorokować. W dobie zmian klimatu pogoda jest o wiele bardziej niestabilna, długoterminowe prognozy obarczone są więc dużym błędem. Trudno przewidzieć, jak silna będzie susza w tym roku. Bo może się zdarzyć, że lato będzie wilgotniejsze.

Faktem jest, że w nowy rok weszliśmy już osłabieni przez susze z ubiegłych lat. Dodatkowo mieliśmy bardzo suchą i ciepłą zimę, która jeszcze zmniejszyła zasoby hydrologiczne, jeszcze bardziej przesuszyła glebę. Oziminy, czyli między innymi jęczmień, pszenica, rzepak, które są siane jesienią, miały więc mało wody. Żeby przejść cały cykl rozwojowy, muszą też przemarznąć. W tym roku mrozu praktycznie nie było, więc możemy się spodziewać o wiele niższych plonów tych roślin.

Na suszę wrażliwe są wszystkie uprawy. Jeśli plony będą małe, wzrosną ceny (fot: Jakub Orzechowski/ Agencja Gazeta)

Jakie uprawy są jeszcze wrażliwe na suszę?

Tak naprawdę wszystkie. Owoce, warzywa, zboża podstawowe. Jeżeli plony będą małe, znacząco wzrosną ceny nie tylko warzyw i owoców, ale również chleba, a nawet mięsa, bo podrożeje pasza dla zwierząt.

Susza to skutek zmiany klimatu?

To nie tak, że susze są nowym zjawiskiem. Ich pojawienie się raz na jakiś czas nie świadczy od razu o zmianie klimatu. Od kilku lat występują one jednak coraz częściej, i to już jest skutek zmiany klimatu.

Częstsze występowanie suszy to wypadkowa kilku procesów związanych z efektem cieplarnianym. Coraz rzadziej deszcze małe i umiarkowane padają przez długi okres, mamy raczej do czynienia z intensywnymi opadami, które trwają krótko, a nawet z opadami katastrofalnymi - sięgającymi 70 czy 100 milimetrów wody na dobę. Bywa tak, że w ciągu doby spada tyle wody, ile kiedyś było przez cały miesiąc. Woda nie wnika wtedy do gleby, ale szybko ucieka do rowów melioracyjnych, a potem do rzek i do Bałtyku.

Ważnym skutkiem zmiany klimatu jest też coraz częstsze występowanie silnych wiatrów. Jeśli dołożyć do tego wzrost średniej temperatury powietrza - okaże się, że znacznie intensywniejsze są procesy parowania. Woda, która spadnie na ziemię, wyparowuje o wiele szybciej, niż działo się to kiedyś.

Problem z wodą robi się z roku na rok coraz bardziej poważny.

Czy w Polsce dokonaliśmy jakichś wyborów, które sprawiły, że skutki suszy są poważniejsze?

Niestety, zrobiliśmy wiele, aby zwiększyć zagrożenie suszą. Od końca lat 40., nawet do lat 90., XX wieku na szeroką skalę w Polsce realizowany był program melioracji osuszających - likwidowane były tereny podmokłe: bagna, jeziorka, stawy śródpolne, torfowiska. Rowy melioracyjne odprowadzały nadmiar wody do rzek i rzekami do Bałtyku.

W jakim celu to robiliśmy?

Wtedy - w uzasadnionym. W latach 50. i 60. mieliśmy gospodarkę niedoboru, każdy kłos był na wagę złota, więc chcieliśmy pozyskać jak najwięcej terenów rolniczych. Zwierzęta nie mogą się paść na terenach podmokłych, maszyn również nie da się na nie wprowadzić. Należało więc wiele terenów osuszyć.

Częstsze występowanie suszy to wypadkowa kilku procesów związanych z efektem cieplarnianym (fot: Jakub Orzechowski/ Agencja Gazeta)

W XX wieku bardziej od suszy ludzie bali się powodzi. Żeby ujarzmić żywioł, jakim jest woda, regulowano rzeki, w tym potoki górskie. Dzisiaj, w dobie zmiany klimatu, takie działania paradoksalnie tylko zwiększają ryzyko powodzi, ponieważ woda, zamiast rozlać się po bokach, wpada do wąskiego kanału wybudowanego przez człowieka i w momencie kiedy przekroczy poziom wałów, powoduje powódź. Teoretycznie możemy budować jeszcze wyższe wały przeciwpowodziowe. Ale jak wysokie mają one być?

Ignorowaliśmy wtedy zmianę klimatu?

Nic na jej temat nie wiedzieliśmy, nie mieliśmy świadomości, jak duże znaczenie w systemie przyrodniczym mają tereny podmokłe, meandrujące naturalnie potoki górskie, strumienie i rzeki. Nie możemy potępiać decyzji, które wtedy podjęto. Tyle że dziś musimy całkowicie zmienić podejście do gospodarowania wodą i zaprzestać praktyk skandalicznych, zwiększających możliwość wystąpienia suszy.

Na przykład jakich?

Wciąż w niektórych regionach Polski dokonuje się melioracji osuszających czy reguluje się potoki górskie. Skandalem jest też wycinanie lasów w górach, bo to przyspiesza spływ wód i powoduje wzrost zagrożenia powodziowego.

Czy można cofnąć zmiany, które się dokonały w ubiegłym stuleciu?

Można, i wiele krajów tak robi. W Niemczech na przykład przywraca się rzekom i potokom ich dawny bieg, by mogły się swobodnie rozlewać. W Polsce też jest to możliwe. I musimy zatrzymać wodę jak najdłużej w miejscu, gdzie opadła.

Trwają prace nad ogólnopolskim programem przeciwdziałania suszy. Tylko pytanie, dlaczego rozpoczęto je dopiero w ubiegłym roku? O zmianie klimatu mówi się od lat. W jednym z wywiadów powiedział pan nawet, że już od połowy lat 90. mamy w Polsce permanentną suszę letnią.

Jeżeli prezydent Rzeczypospolitej Polski, podobnie jak wielu innych polityków, wciąż wątpi w zmianę klimatu i w to, że jest ona spowodowana działalnością człowieka, trudno się spodziewać, że wdrożone zostaną kompleksowe działania, które będą przeciwdziałać jej skutkom.

Politycy od lat wykazują się ogromnym brakiem odpowiedzialności, i dotyczy to nie tylko obecnej ekipy rządzącej. Poprzednie również nie słuchały naukowców, nie przyjmowały do wiadomości, że zmiana klimatu jest ogromnym zagrożeniem dla polskiego rolnictwa.

Bardzo się jednak cieszę, że taki program powstaje. Jestem przekonany, że susze z 2018 i 2019 roku się do tego przyczyniły.  

Nie jest za późno?

Mam nadzieję, że nie. Problem polega na czymś innym. Moim zdaniem podchodzimy do gospodarowania wodą w Polsce w sposób charakterystyczny dla połowy ubiegłego stulecia. Zamiast wykorzystywać metody naturalne, większość planowanych działań ma charakter techniczny. Na przykład program, o którym pani wspomniała, zakłada między innymi kaskadyzację dolnej Wisły [projekt budowy zespołu zapór wodnych w dolnym biegu Wisły od Warszawy do Gdańska - przyp. red.] oraz budowę dużych, sztucznych zbiorników, które nie będą jednak miały żadnego zastosowania przeciwpowodziowego ani w rolnictwie, jedynie zmniejszą naturalne zdolności retencyjne rzek.

Więc po co je budować?

Nikt nie odpowiedział mi na to pytanie.

Program zakłada też budowę studni, które pozwolą rolnikom nawadniać uprawy. O ile wiele upraw w Polsce rzeczywiście musi być dodatkowo nawadnianych, to budowanie takich studni może wiązać się z ryzykiem, że rolnicy wyczerpią zasoby wody dostępne w ujęciach miejskich.

Czyli zabraknie wody dla mieszkańców?

Polska musi zacząć myśleć o wodzie jak Izrael - jako o jednym z wyjątkowo cennych zasobów, którym należy rozsądnie zarządzać. Nie możemy pozwolić, żeby woda była bezrefleksyjnie wylewana na pola.

Czy ludzie również powinni w jakiś sposób wodę oszczędzać? Zakładam, że dla większości z nas niedobór wody to jakaś abstrakcja.

Rzeczywiście większość z nas odkręca kran i woda leci. Mieszkańcom Skierniewic po ubiegłorocznej suszy perspektywa mogła się jednak nieco zmienić. Podobnie jak mieszkańcom wielu innych gmin: w 2019 roku w nawet 350 gminach - czyli w 10 procentach wszystkich gmin w Polsce - wprowadzano ograniczenia w wykorzystywaniu wody - zakazywano podlewania ogrodów czy mycia samochodów. Są duże obawy, że scenariusz skierniewicki się powtórzy.

Polacy powinni nauczyć się oszczędzać wodę (fot: Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta)

Polacy muszą nauczyć się wodę oszczędzać, a przynajmniej jej nie marnować. Lepiej wykąpać się pod prysznicem niż w wannie. Można stosować prysznice z napowietrzaczem, dzięki którym mamy ten sam komfort kąpieli, a wodę oszczędzamy. Jeśli każdemu uda się oszczędzić choćby dwa litry wody dziennie, w skali kraju będzie to już naprawdę dużo.

A jeśli ktoś pije wodę z kranu?

Ale to zupełnie inna sytuacja. Pić musimy. Lepiej pić wodę z kranu niż z plastikowych butelek. Woda w polskich wodociągach jest zazwyczaj bardzo dobrej jakości i jeżeli ktoś z przyczyn zdrowotnych nie musi pić wody mineralnej, powinien spożywać wodę z kranu.

Każdy z nas może jakoś przyczynić się do tego, żeby woda nie była marnowana, ale przede wszystkim potrzebne są nam rozwiązania systemowe. Moim zdaniem to kompletna głupota, że wciąż budujemy domy, w których toalety spłukiwane są wodą pitną, a nie wodą szarą, czyli tą po kąpieli. Nie rozumiem, dlaczego deweloperzy nie są zobowiązani do budowania zbiorników wodnych pod parkingami, dzięki którym woda z opadów byłaby retencjonowana i potem na przykład wykorzystywana do pielęgnacji terenów zielonych. W wielu krajach, np. w Niemczech, wprowadzane są już takie standardy.

Które regiony w Polsce są najbardziej narażone na niedobory wody?

Przede wszystkim województwa łódzkie, wielkopolskie, lubuskie, coraz częściej małopolskie i opolskie.

Dlaczego właśnie te?

Mają na to wpływ liczba dużych rzek w danym regionie, ilość opadów w roku, rozkład sieci hydrologicznej. W województwie łódzkim problemy z wodą dodatkowo potęguje elektrownia Bełchatów i powstały wskutek wypompowywania wody lej depresyjny wokół Bełchatowa, który ma ponad 800 kilometrów kwadratowych. Podobnie jest w Wielkopolsce, w której kopalnie odkrywkowe zabierają wodę z terenów rolniczych.

Elektrownia Bełchatów (fot: Dariusz Kulesza/ Agencja Gazeta)

Jakie zniszczenia już wyrządziły susze w Polsce?

Na przykład zmienił się skład gatunkowy lasów. Świerk w Białowieży zamiera przez deficyt wody. Susza zmniejsza też produktywność lasów. W trakcie suszy, żeby chronić się przed stresem, drzewa zamykają swoje aparaty szparkowe, czego konsekwencją jest mniejszy ich przyrost i osłabiona kondycja. A słabe drzewa są częściej atakowane przez kornika.

Dla nas wszystkich skutki suszy to przede wszystkim wyższe ceny żywności, ale także brak na rynku niektórych produktów, których uprawa z powodu zbyt małej ilości wody staje się niemożliwa, chociażby chleba.

Susza stanowi też zagrożenie dla energetyki. Większość polskich elektrowni wodnych chłodzi bloki energetyczne wodą pobieraną z rzek. W trakcie suszy ilość wody, która może być bezpiecznie pobrana, znacząco się zmniejsza. A to właśnie latem jest najwyższe zapotrzebowanie na energię elektryczną. Taka sytuacja stwarza więc poważne zagrożenie zarówno dla mieszkańców, jak i gospodarki.

Straty spowodowane przez suszę są mniej widoczne niż na przykład te po powodzi, ale za to bardziej długoterminowe.

Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również w serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną. Z serwisu lokalnego do magazynu Weekend.Gazeta.pl przeszła w sierpniu 2018 roku.

Piątka Weekendu: jak walczyć z problemem suszy?

1. Oszczędzaj wodę w swoim gospodarstwie domowym - zakręcaj kran, wybieraj prysznic zamiast wanny, bierz krótsze kąpiele. 2. Zbieraj deszczówkę i wykorzystuj ją np.: do podlewania roślin. 3. Jeśli to możliwe, pij wodę z kranu - woda w polskim wodociągach jest zazwyczaj bardzo dobrej jakości. 4. Budując dom lub decydując się na kupno mieszkania, weź pod uwagę rozwiązania oszczędzające wodę. 5. Edukuj swoją rodzinę i znajomych, zachęcaj innych do oszczędzania wody.