
IMIĘ:
Małgorzata
NAZWISKO:
Ostrowska
WIEK:
31 lat
ZAWÓD:
trenerka personalna, sportowiec
OSIĄGNIĘCIA:
mistrzyni i wicemistrzyni świata w armwrestlingu, sześciokrotna brązowa medalistka mistrzostw Europy. Tytuł mistrzyni Polski w armwrestlingu zdobywała 22 razy. Srebrna i brązowa medalistka Pucharu Świata zawodowców.
- Ludzie mają często mylne wyobrażenie, że siłowanie na ręce to knajpiana zabawa. To bardzo profesjonalnie zorganizowany sport, w którym istnieje około 50 różnych technik walki. Walczy się całym ciałem, istotna jest nie tylko siła w rękach. Szybkość i refleks przydaje się po komendzie "ready go". Szybki atak często zaskakuje faworyzowanego przeciwnika, sekunda i jest po walce. Z kolei gdy przeciwnik zaskoczy ciebie, to potrzebujesz nadludzkiej siły, by się wybronić, zanim twoja dłoń dotknie poduszki, co oznacza przegraną. Walki często trwają kilka minut, ze stołu lecą drzazgi, a twarze zawodników kipią od emocji. To niesamowita adrenalina - mówi Małgorzata Ostrowska.
Armwrestling, czyli siłowanie na ręce, to w Polsce sport niszowy. W naszym kraju trenuje go około dwóch tysięcy osób. Na świecie kilkaset tysięcy, najwięcej w krajach byłego ZSRR, ale armwrestlingowa rodzina reprezentowana jest w ponad 60 krajach na wszystkich kontynentach. To typowy sport walki, zawodnicy walczą przy specjalnych stołach na prawą i na lewą rękę w kilkunastu kategoriach wagowych. Tutaj liczy się nie tylko siła, ale przede wszystkim technika, strategia dobrana pod konkretnego przeciwnika, wytrzymałość, refleks i szybkość.
Sporty walki we krwi
Na sporty walki i sporty siłowe była wręcz skazana. Tata - instruktor samoobrony, trener krav magi i właściciel siłowni. Nic zatem dziwnego, że pierwsze hantle Małgosia miała, jeszcze zanim nauczyła się chodzić. Różowymi sztangielkami bawiła się równie chętnie jak lalkami. W przedszkolu żaden urwis nie odważył się jej dokuczać. Przezwisko "Siłaczka" tłumaczy wszystko.
Rodzice od dziecka wpajali jej, że warto spędzać czas aktywnie, a sport w jej domu zawsze był priorytetem. Tata nie pytał, czy odrobiła lekcje, tylko czy zrobiła trening. Nie wywierał jednak presji. Gdy sport ma się w genach, wystarczy tylko odpowiednio nakierować dziecko, a ono samo odkryje w nim radość i pasję.
- Miałam cztery lata, gdy tata otworzył siłownię. Stała się ona moim drugim domem. Ćwiczenia korekcyjne, ogólnorozwojowe, potem trening wzmacniający, siłowy. W podstawówce taniec, w liceum reprezentowałam szkołę w pchnięciu kulą i biegach długodystansowych. Od ojca zaraziłam się jednak miłością do treningu siłowego i sportów walki. Przez kilka lat uprawiałam judo, próbowałam też krav magi, aż w końcu, gdy miałam 14 lat, zobaczyłam w gazecie relację z mistrzostw świata w armwrestlingu, w których walczyli także reprezentanci Polski - opowiada Małgorzata Ostrowska.
- Przyszła z tą gazetą do mnie i powiedziała, że chciałaby spróbować. Na początku zapytałem, czy żartuje, ale ona była bardzo poważna. Nie protestowałem, powiedziałem, żeby zgłębiła temat, sprawdziła termin kolejnych zawodów i spróbujemy wystartować. To były mistrzostwa Polski w Starogardzie Gdańskim. Rok 2004. Mieliśmy trzy miesiące na przygotowanie się. Niewiele wtedy wiedzieliśmy o specjalistycznym treningu, więc trenowaliśmy klasycznie na siłowni, odpowiednio do jej wieku, i położyliśmy większy nacisk na trening ramion - mówi Robert Ostrowski, tata Małgorzaty.
"Nie miała techniki, ale myślała podczas walki"
Pierwsze zawody Gosia pamięta do dzisiaj. Mimo że minęło 16 lat, wryły się w pamięć, jakby były wczoraj. Ekscytacja mieszała się z tremą, tym bardziej że Gosia, wówczas 15-latka, zgłosiła się do rywalizacji zarówno wśród seniorek, jak i juniorek. W tej pierwszej kategorii dwie szybkie porażki wyeliminowały ją z turnieju, ale w rywalizacji ze swoimi rówieśniczkami pokazała siłę. Zarówno na prawą, jak i na lewą rękę zdobyła tytuły wicemistrzyni Polski juniorek. Na silną debiutantkę zwrócili uwagę trenerzy, którzy po tym sukcesie powołali ją do reprezentacji Polski.
- Rzadko się zdarza, aby ktoś bez specjalistycznego treningu był w stanie z sukcesami rywalizować na tak wysokim poziomie na zawodach, gdzie startują najlepsi z najlepszych. Gosia była brylantem, który trzeba było oszlifować. Nie miała wtedy może techniki, ale miała siłę, serce i co najważniejsze - myślała przy stole podczas walki, a to jest niezwykle ważne w tym sporcie - wspomina Paweł Podlewski, prezydent Federacji Armwrestling Polska.
Z domowej siłowni do Tokio
Sukces dodał jej skrzydeł. Już wiedziała, że siłowanie na ręce jest sportem, w którym chce się realizować. Do sportu trafiła też w dobrym momencie. Armwrestling w Polsce dopiero się kształtował, zawody były organizowane zaledwie od czterech lat. Można zatem powiedzieć, że Gosia rozwijała się wraz z rozwojem sportu w naszym kraju. Trenowała w rodzinnym Strzegomiu, w siłowni jej taty powstało prawdziwe armwrestlingowe centrum treningowe. Pojawił się profesjonalny stół, z czasem maszyny do specjalistycznego treningu, kolejne zawody i sukcesy.
- Kamieniem milowym w mojej karierze były mistrzostwa świata w Japonii. Wystartowałam w nich zaledwie po roku specjalistycznych treningów. Rodzice wzięli kredyt, żebym mogła pojechać do Tokio. Do dzisiaj wzruszam się, jak o tym myślę, zawsze czułam ich wsparcie i pełną akceptację dla tego, co robię. W Tokio zostałam wicemistrzynią świata juniorek na prawą rękę, zdobyłam też brąz na lewą - opowiada Małgorzata Ostrowska.
"Na zawodach odpoczywam"
Tak zaczęła się jej pełna sukcesów kariera sportowa. Przez 16 lat startów w zawodach krajowych i zagranicznych zdobyła 22 tytuły mistrzyni Polski, stawała na podium zawodów Pucharu Świata, sześć razy zdobywała brązowy medal mistrzostw Europy, wygrywała inne międzynarodowe turnieje, ale wciąż nie odnosiła sukcesu w seniorskich mistrzostwach świata. Kilka razy była blisko medalu, ale zawsze brakowało kropki nad "i". Tę postawiła w grudniu ubiegłego roku. W Rumi odbywały się mistrzostwa świata oraz Puchar Świata zawodowców. Gigantyczna impreza z udziałem ponad 800 zawodników i zawodniczek z 40 krajów. W rywalizacji na lewą rękę zdobyła srebro. W walkach na prawą rękę, niesiona dopingiem kibiców, odprawiała rywalkę za rywalką, a w finale nie dała żadnych szans rodaczce Natalii Kwiatkowskiej i zdobyła swoje pierwsze złoto w seniorskich mistrzostwach świata!
- Wreszcie poczułam się sportowcem spełnionym. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie mojego życia bez armwrestlingu. Nie mam pojęcia, kim byłabym teraz, gdybym wybrała inną drogę. Na zawodach odpoczywam psychicznie, a na treningu walczę ze słabościami. Ten sport kształtuje charakter. Z nieśmiałej, zamkniętej dziewczynki stałam się kobietą odważną, pewną siebie, otwartą na świat i na ludzi - mówi Małgorzata Ostrowska.
"Organizacji świat uczy się od nas"
Przed nią jeszcze kilka lat startów. Marzy o tym, by obronić tytuł mistrzyni świata i zdobyć złoty medal na mistrzostwach Europy. Chciałaby też, aby armwrestling nadal się rozwijał, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Z sentymentem wspomina swoje początki, ale też z podziwem patrzy na drogę, jaką ten sport przeszedł w naszym kraju. W ciągu 20 lat polscy armwrestlerzy przebojem weszli do ścisłej światowej czołówki. W całym kraju powstało kilkadziesiąt klubów sportowych, w których szkolą się zawodnicy we wszystkich kategoriach wiekowych, również niepełnosprawni. W Polsce też odbywają się największe i najważniejsze na świecie zawody, które oprawą przypominają znakomite gale bokserskie, a zawodnicy z całego świata mają znakomite warunki i moc atrakcji.
- Sportowo nie mamy takiego potencjału jak zawodnicy z krajów byłego ZSRR, ale na pewno jesteśmy w światowej czołówce. Natomiast pod względem organizacji to świat uczy się od nas. Marzy mi się profesjonalizacja armwrestlingu w Polsce i wsparcie Ministerstwa Sportu. W zdecydowanej większości krajów tak właśnie jest. Na uczelniach sportowych w wielu krajach są nawet katedry armwrestlingu. W Polsce od 20 lat armwrestling to inicjatywa grupki pasjonatów, którzy zarazili bakcylem kilka tysięcy ludzi w różnym wieku i pokazali im sport, który nazywany jest najbardziej pierwotnym i najbardziej szlachetnym sportem walki - mówi Paweł Podlewski, prezydent Federacji Armwrestling Polska.
Kobieta w męskim sporcie?
Armwrestling pozwolił Małgorzacie poznać nowych przyjaciół, zwiedzić świat i poznać inne kultury. Armwrestlerzy to jedna wielka międzynarodowa rodzina. Najlepiej widać to na zawodach. Amerykanie, Rosjanie, Ukraińcy, Japończycy, Kazachowie, Brazylijczycy, Ormianie, Turcy, Gruzini, Irańczycy, Skandynawowie, Hindusi, Włosi - mnóstwo różnych kultur znaczonych często trudną historią, bieżącymi konfliktami politycznymi i niełatwymi relacjami. W tym sporcie uprzedzeń jednak nie znajdziesz.
- W sporcie panuje duży szacunek, nie ma zawiści, zakulisowych gierek. Jest za to serdeczność, otwartość i wzajemne wsparcie i motywacja. I chyba właśnie dlatego tak dobrze się w armwrestlingu odnalazłam - dodaje Małgorzata Ostrowska.
W jej życiu jest również miejsce na rodzinę, miłość i przyjaźń. Pielęgnuje nie tylko relacje z najbliższymi, ale też swoje ciało i duszę. Bo mimo że trenuje sport walki i sport siłowy, nie zatraciła kobiecości. Dzisiaj chętnie wspomina swoje początki, gdy wiele osób nie mogło zrozumieć, dlaczego kobieta bierze się za męski sport.
- Armwrestling wcale taki nie jest. Na całym świecie, również w Polsce, siłowanie na ręce trenuje mnóstwo kobiet. Pięknych, delikatnych, wrażliwych, ale jednocześnie silnych, upartych i konsekwentnych. Odpowiednio dobrany trening siłowy potrafi wyzwolić kobiecość, nadać pewności siebie, ukształtować piękne ciało i duszę. Trzeba zachować zdrowy balans między treningiem a życiem prywatnym. Na treningu i zawodach możesz być bestią, możesz krzyczeć, kląć, dźwigać ciężary i walczyć z mężczyznami. Natomiast w życiu prywatnym chcę być kobieca. Zadbać o wygląd, umysł, uśmiechać się do ludzi i troszczyć o najbliższych. Myślę, że to mi się udaje - mówi Gosia.
Jakub Jakubowski - Dziennikarz, w latach 2009-2019 twórca i redaktor naczelny miesięcznika "Prestiż - magazyn trójmiejski", uznanego przez magazyn "Press" za najlepsze regionalne czasopismo w Polsce. Pracował również dla Radia Gdańsk, portalu trójmiasto.pl, był redaktorem naczelnym magazynu "Wiecznie Młodzi", publikował w "Dzienniku Bałtyckim", "Przeglądzie Sportowym", "Playboyu" i wielu innych. Zajmuje się także produkcją telewizyjną i filmową. Przez 12 lat wykładał dziennikarstwo prasowe i dziennikarstwo telewizyjne w Wyższej Szkole Komunikacji Społecznej. Fan zaangażowanego dziennikarstwa, dobrego reportażu i ciekawego wywiadu. Miłośnik żeglarstwa, roweru, muzyki, po godzinach DJ w legendarnym klubie Spatif w Sopocie.