artykuły
Podróżnicy często wyrażają swoje niezadowolenie w internecie (fot. Shutterstock)
Podróżnicy często wyrażają swoje niezadowolenie w internecie (fot. Shutterstock)

Wygoda podróżowania i dostępność odległych destynacji połączona z łatwością recenzowania wszystkiego w sieci to kombinacja, która pozwala nomadom 3.0 na bieżąco zasilać swoimi uwagami kanały społecznościowe i platformy podróżnicze. Według danych Światowej Organizacji Turystyki w 2018 roku odnotowano 1,4 miliarda zagranicznych wyjazdów turystycznych. Liczba turystów mogła być mniejsza, gdyż byli tacy, którzy w ciągu roku poza krajem wypoczywali dwa lub trzy razy. Nie zmienia to jednak faktu, że w 2018 roku około miliarda ludzi wyjechało na wakacje za granicę. W porównaniu z 2017 rokiem był to skok o 6 procent, ale wobec 1950 roku, w którym takich wyjazdów było 25 milionów, to już wystrzał porównywalny do lotu na inną planetę. Cytowany przez "The Guardian" Nikodem Szumilo, profesor ekonomii na University College London, łączy ten gwałtowny wzrost liczby turystów z upowszechnieniem recenzji online i możliwością bukowania wyjazdów w sieci, co przełożyło się na lepsze ceny wycieczek zagranicznych i ich większą dostępność. 

fot. Shutterstock

Wyruszający dzisiaj na podbój świata oczekują wrażeń i unikatowych doświadczeń - chcą uczyć się gotować, skakać na spadochronie i odkrywać rafy koralowe podczas prywatnego rejsu motorówką. W odpowiedzi na te oczekiwania, według raportu "Travel Trends Report 2018" przygotowanego dla TripAdvisor,  organizatorzy wycieczek dodali na tej platformie  podróżniczej około 30 tysięcy nowych aktywności dla turystów, tym samym zwiększając aż o połowę liczbę tego typu opcji. Największym zainteresowaniem na TripAdvisor cieszą się kategorie zwiedzania z przewodnikiem - na przykład prywatna wycieczka po Kaplicy Sykstyńskiej, zamknięte zwiedzanie Luwru czy wejście do jednej z islandzkich jaskiń pod okiem profesjonalnego opiekuna. Popularne są też atrakcje wodne: rejsy o wschodzie słońca, snorkeling i żeglowanie. Mocno trzymają się kulinaria, np. nauka gotowania pod okiem szefa gwiazdkowej restauracji w Antica Corte Pallavicina niedaleko Mediolanu.

Wszystkie te doświadczenia zebrane podczas jednego dwutygodniowego urlopu mogą faktycznie dać turyście poczucie wszechwiedzy o świecie, którą może dzielić się nie tylko przy piwie ze znajomymi, ale przede wszystkim w sieci. Dostępność podróżowania pozwala też coraz częściej skonfrontować wyobrażenia na temat turystycznych atrakcji - oglądanych do tej pory na Instagramie lub folderach biur podróży - z rzeczywistością. A to zderzenie skłania podróżników-recenzentów do wyrażenia, najczęściej, swojego... niezadowolenia. 

fot. Shutterstock

Na co najczęściej narzekają insta-turyści? Jak wynika z artykułu z "The Telegraph" z czerwca tego roku, poświęconego wakacyjnym komentarzom w sieci, na wszystko. Po analizie opinii zamieszczanych na platformach TripAdvisor, Reddit czy Wanderlust, niezadowolonych zdobywców nowych lądów można podzielić na kilka głównych grup. Oto one: 

Globtroter światowiec

. To on zostawia pod zdjęciem Stonehenge komentarz: "kupa kamieni i tyle"*, a na widok opery w Sydney pisze: "wygląda lepiej w TV". O Hagii Sophii w Stambule westchnie: "Widziałem lepsze meczety, synagogi, kościoły i muzea, w których czułem się o wiele spokojniej. Przesadzone jest to wszystko". O Galerii Uffizi oferującej wystawy Botticellego i innych mistrzów malarstwa włoskiego pozostawi jedynie krótkie wspomnienie w sieci: "bardzo ładna, ale przereklamowana. Widziałem lepsze". Porównuje wszystko ze wszystkim i zwykle rachunek wychodzi na minus dla aktualnie ocenianej atrakcji. Świat go jeszcze niczym nie zaskoczył.

Podróżnik księgowy

. Odlicza schody, po których wspiął się na wieżę Eiffla, i podaje ceny napoi z dokładnością do trzeciego miejsca po przecinku. Wie, ile stopni miała woda w basenie i o której godzinie schodzili się turyści na hotelową plażę. Zwykle był na sześciu z sześciu planowanych wycieczek i żadna go nie poruszyła. Lubi popisać się wiedzą, że dany hotel ma 756 pokoi, a Sagradę Familię budowano 130 lat i wciąż nie ukończono. Rachuje też metry łazienki i korytarza w pokoju hotelowym i odkrywa nieprzyjemne dysproporcje: "porównałem wielkość naszego jednopokojowego apartamentu do trzypokojowego apartamentu znajomych i nasz był znacząco mniejszy".

fot. Shutterstock

Odkrywca lord . Ironiczny i złośliwy, pouczającym tonem znawcy żongluje uszczypliwościami. O wspomnianej Sagrada Familia pisze: "jeśli lubisz Kardashianów (co oznacza, że nie masz smaku ani klasy), pewnie będziesz zachwycony tym monstrum". Na temat Tadż Mahal relacjonuje niezadowolony: "jedyne dostępne toalety były płatne i najgorsze ze wszystkich, jakie widzieliśmy podczas naszej podróży po Indiach; gorsze niż na stacjach benzynowych. Na pewno nie wrócę - to jakiś żart". "Marrakesz byłby wspaniały, gdyby nie lokalni mieszkańcy. Nie wrócę tam nigdy ze względu na bałagan" - grozi w innej recenzji. Zachodni, bardziej uporządkowany świat też niekoniecznie zyskuje jego aprobatę: "Big Ben jest tak charakterystyczny, że aż oczywisty". Wędrowiec spragniony . Spędzania czasu aktywnie, ale bez wysiłku. Nie chce przeleżeć całego urlopu na leżaku, kuszą go zabytki, ale zobaczenie ich jest okupione dużymi wyrzeczeniami. O Cabo da Roca, czyli najbardziej wysuniętym przylądku Europy, pisze: "wieje, żeby nie powiedzieć gorzej. Uwaga - kapelusik należy przywiązać sobie do głowy!". Jego zdaniem zwykle "plaża jest zbyt piaszczysta", a przede wszystkim "nie taka jak w folderze. W katalogu piasek był żółty, a na żywo biały". Uważa, że przewodnik powinien poinformować, że na wycieczkę do parku wodnego trzeba wziąć kostium kąpielowy i ręcznik - bo kto ma to wiedzieć?

Podróżnik dobra rada

. Swoje widział, teraz czas się tym podzielić z innymi, którzy widzieli mniej. Wyłapuje nieścisłości i niespełnione obietnice touroperatorów, włodarzy miast i linii lotniczych. Przestrzega i naświetla. Przede wszystkim jednak służy radą, pisząc o okolicy krzywej wieży w Pizie: "po drodze nie zapomnij wstąpić na kawę i ciastko (uwaga: w większości kawiarni nie ma możliwości płacenia kartą za śniadanie, to było dla mnie szokiem"). Castel dell'Ovo nazywa "Zamkiem Jajecznym" i wrzuca poradę, po którą nie trzeba raczej sięgać do Internetu: "Jedna z wielu atrakcji w Neapolu, warto tam zawitać i wejść na górę (my trafiliśmy na darmowe wejście)".

fot. Shutterstock

Wędrowiec romantyk

. Z chęcią dzieli się opisami własnych przeżyć i wycieczek w głąb siebie, pozostającymi bez związku z przedstawianym miejscem. Zarysowuje całą scenę zwiedzania Ravello, nie wspominając o żadnej z tamtejszych atrakcji, a przepłynięcie kanału w Amsterdamie relacjonuje przez pryzmat rozmowy, którą toczył odbył ze sternikiem. O neapolitańskiej restauracji romantyczka napisze: "świetnie bawiliśmy się z moim mężem, ale gnocchi zrobili zupełnie inaczej niż lubimy". O podróży gondolą w Wenecji: "z niczym nie da się porównać uczucia, jakie miałem płynąc kanałami - jakbyśmy [pisownia oryginalna] byli jedyną parą na świecie". Kolejny amator gondoli oddaje się innym rozważaniom: "Mieszkałem blisko Rialto i przechadzałem się przez wiele dni przyglądając się gondolom płynącym przez wąskie kanały. To zupełnie inaczej wygląda, gdy już jesteś na rejsie". Jak? Na to pytanie mogą odpowiedzieć tylko mocno stąpający po ziemi.

Podróżnik butikowy

. Nieustannie szuka tzw. opcji nie-do-wygooglowania i zarazem chce za nie zapłacić "rozsądną cenę". Rozczarowanie uzasadnia wysokimi wymaganiami, nigdy przerostem ambicji. Czasem zawodzi go mało jakościowa pogoda: "Padało, więc nie mogliśmy wejść na górny pokład, a woda w Sekwanie była w nocy czarna, więc nic nie widziałem. Do tego na łodzi był słaby internet". Podróżnik butikowy bywa też znawcą kuchni, nawet w miejscach wydawałoby się zwyczajnych oczekuje gwiazdkowej jakości. O restauracji w jednym z polskich górskich kurortów, serwującej schabowe, wyraża się z najwyższym niesmakiem: "Zamówiłem sałatkę wujka - masakra!!! Cena 16 zł, podana jak dla świni!!! (...) Jakby to zobaczył Amaro, dostałby zawału. WSTYD!!!". Jest duża szansa, że polski szef kuchni wyróżniony przez krytyków Michelin nie planuje tam wizyty, ale w razie czego sałatkę wujka powinien omijać szerokim łukiem.

fot. Shutterstock

*** Współcześni odkrywcy świata nie chcą iść na żadne kompromisy w poszerzaniu swoich horyzontów. Świat, czyli natura i inni globtroterzy, potrafi jednak rzucać im kłody pod nogi. Po przebyciu tysięcy kilometrów może się okazać, że zachody słońca wyglądały lepiej na Instagramie, a po widok - i zdjęcie - z Burj Khalifa trzeba stać w trzygodzinnej kolejce. Niezadowoleni wędrowcy nie ustają jednak w poszukiwaniu najbardziej ustronnej, a jednocześnie pełnej leżaków plaży albo wieży, na którą nie trzeba będzie wchodzić. Może czas skoczyć na Marsa? * Cytowane komentarze są autentykami. Pochodzą z artykułu w "The Telegraph", z platform TripAdvisor, Reddit oraz Wanderlust The Original Travel Magazine.

Alicja Wysocka-Świtała . Jest partner zarządzającą i współwłaścicielką agencji Clue PR . Od kilkunastu lat zajmuje się komunikacją lokalnych i globalnych marek. Zdobywała doświadczenie w agencjach sieciowych w Warszawie i Nowym Jorku, ma na koncie nagrody SABRE, Magellan Awards i KTR. Absolwentka dziennikarstwa na UW, studiowała amerykanistykę na UW i w Oslo. Prowadzi zajęcia z PR w Collegium Civitas. Zasiada w jury Złotych Spinaczy, Stevie Awards i Young Creatives oraz w Radzie Związku Firm Public Relations.