
Prawie 20 mln - tylu cudzoziemców odwiedziło Polskę w ubiegłym roku według danych Ministerstwa Sportu i Turystyki. Dla porównania - w 2016 roku było ich 17,5 mln. Z bazy noclegowej skorzystało w 2018 roku ponad 7 mln turystów z zagranicy (w 2015 - tylko 4,5 mln). Eksperci podejrzewają, że w 2019 roku Polska pobije kolejny rekord pod względem liczby przyjezdnych.
Z analiz Polskiej Organizacji Turystycznej wynika, że zainteresowanie Polską wśród turystów zagranicznych rośnie od początku lat 90. Były dwa załamania: po ataku na World Trade Center w 2001 roku, kiedy ludzie zaczęli bać się podróży samolotem, i po 2009 roku - wtedy winien był kryzys ekonomiczny. I w jednym, i w drugim przypadku ta zapaść w ruchu turystycznym trwała dwa-trzy lata, a potem znów nastąpił wzrost.
Krystyna Szczęsny, ekspert z zakresu turystyki i hotelarstwa w Wyższej Szkole Bankowej, a także pilot wycieczek i rezydent, mówi, że Polska pod względem ruchu turystycznego jest liderem w swoim regionie. Dla porównania - Czechy odwiedza rocznie 9 mln cudzoziemców. - Nawet do Chorwacji rocznie przyjeżdża mniej obcokrajowców niż do Polski, bo około 18 mln - informuje Krystyna Szczęsny, powołując się na dane Ministerstwa Turystyki Republiki Chorwacji.
Jak wynika z jej rozmów z cudzoziemcami, do Polski przyciągają ich przede wszystkim duże ośrodki miejskie, miejsca historyczne i przyroda.
Niezmiennie od lat najwięcej turystów przybywa do nas z Niemiec - w 2018 roku stanowili prawie 26 proc. wszystkich przyjezdnych. Na drugim miejscu są turyści z Wielkiej Brytanii, następnie z Ukrainy i Stanów Zjednoczonych. Włosi stanowią 3,8 proc. wszystkich turystów, podobny jest udział obywateli Rosji (3,9 proc.), Izraela (3,7 proc.), Francji (3,3 proc.) i Hiszpanii (3 proc.).
Brytyjczycy przeważnie podróżują do dużych miast, odwiedzają Warszawę czy Kraków. Niemcy jeżdżą niemalże wszędzie - najrzadziej na wschód i południe Polski. Z danych GUS wynika, że Izraelczycy najczęściej odwiedzają Warszawę. Ukraińcy z kolei tłumnie eksplorują południowy wschód, południe oraz zachód Polski (Szczecin, Katowice, Lublin).
Nowi turyści
Eksperci i hotelarze nie mają wątpliwości - do Polski z roku na rok przyjeżdża coraz więcej nowych turystów. W tym sezonie zdecydowanie więcej odwiedza nas Chińczyków i Norwegów. O ile - jak wynika z danych GUS - w 2015 roku z polskiej bazy noclegowej skorzystało około 200 tys. Norwegów, o tyle w 2018 roku już ponad dwa razy więcej - 461 tys. Chińczyków odpowiednio 72 tys. w 2015 roku i już 162 tys. w 2018.
Krystyna Szczęsny wyjaśnia, że na wzrost liczby Chińczyków ma wpływ przede wszystkim otwarcie się tej nacji na inne kraje poza Chinami. - Chińczycy zaczynają od podróży przede wszystkim po Azji. Jeżdżą do Makao czy Hongkongu, w drugiej kolejności interesują ich europejskie hity: Paryż, Rzym, Madryt, Barcelona. Gdy już i to zobaczą, zaczynają eksplorować mniej znane europejskie kierunki. Wśród nich są Węgry, Czechy i właśnie Polska - mówi.
Jak dodaje, rzadko jest tak, że Chińczycy odwiedzają podczas swoich wakacji jeden kraj. - Zazwyczaj wyjeżdżają na 10-14 dni i w trakcie pobytu zatrzymują się na trzy-cztery dni na przykład na Węgrzech, potem w Czechach i w Polsce - wyjaśnia.
Z jej rozmów z Chińczykami wynika, że Polska bardzo im się podoba. - Podróżują przede wszystkim do dużych miast. Bardzo doceniają polską przyrodę, zwierzęta, ptaki, zieleń, która jest zupełnie inna niż w ich kraju. Są zachwyceni widokiem wiewiórek biegających po drzewach, mew nad morzem. Uwielbiają nasze hipermarkety, gdzie robią ogromne zakupy. Zawsze omijają produkty "made in China" i wybierają te lokalne. Bardzo lubią polskie pierogi - są ciekawi, jak się je przyrządza. I zawsze się dziwią, że w naszych miastach żyje tak mało ludzi - wylicza.
Jako pamiątkę lub podarunek dla rodzin i znajomych kupują polską wódkę.
Paweł Krupiński z hotelu Robert's Port pod Mikołajkami zauważa, że Chińczycy coraz liczniej odwiedzają Mazury. - Chodzą w grupach, mają aparaty zawieszone na smyczach, są wszystkiego ciekawi. Wielu ma identyfikatory z kodem QR. Jak się go zeskanuje, można się połączyć z medium, za pomocą którego się komunikują - WeChatem. Od razu chcą się połączyć za jego pomocą i mieć cię w swoich kontaktach. Są bardzo otwarci, a do tego zachwyceni Mazurami - opowiada.
Hotelarze bardzo lubią chińskich turystów, bo są wdzięcznymi gośćmi. - Grzeczni, kulturalni, porozumiewają się w języku angielskim. Zazwyczaj dość zamożni - podróż do Europy to spory koszt. Nastawieni przede wszystkim na zwiedzanie, wstają wcześnie i bardzo się dziwią, że my jemy kolację tak późno, czyli około 18 - opowiada Ewelina Kozłowska, kierownik recepcji z Hotelu Sopot.
Bardzo doceniają, jeśli zarezerwuje się dla nich pokoje, które nie mają pechowej dla nich numeracji, na przykład cztery. Lęk przed tą cyfrą bierze się stąd, że słowo "cztery" brzmi po chińsku podobnie jak "śmierć".
Przybysze z Północy
Z kolei Norwegowie według Szczęsny zaczęli się interesować Polską stosunkowo niedawno, przede wszystkim ze względu na zmiany, jakie zaszły w Polsce w ciągu ostatnich lat. - Dla Norwegów długo byliśmy krajem bardzo biednym, zacofanym, odciętym od świata, do którego wysyła się dary. Gdy zaczęli przyjeżdżać, przede wszystkim ze względu na wygodne i tanie połączenia lotnicze, przekonali się, że w Polsce jest fantastycznie, a kraj bardzo się rozwinął. Najpierw bywali tu przede wszystkim na weekendy, najczęściej w Trójmieście. Teraz podróżują też do innych regionów Polski i na dłużej - opowiada Krystyna Szczęsny.
Paweł Krupiński potwierdza, że i na Mazurach coraz częściej hotelarze przyjmują gości z Norwegii. - Wydaje mi się jednak, że w dalszym ciągu Skandynawowie wolą wczasy wielkomiejskie niż wypoczynek nad jeziorami - uważa.
Sambor Mieruszewski, dyrektor marketingu z Hotelu Sopot, podkreśla, że o ile do tej pory najliczniejszą grupą zagranicznych turystów hotelu byli Niemcy, o tyle w tym sezonie na prowadzenie wysunęli się właśnie Skandynawowie - Szwedzi i Norwegowie. - Walczyliśmy o tego klienta - przyznaje. - Skandynawowie przyjeżdżają w grupach znajomych, na wieczory kawalerskie, panieńskie, z rodzinami. Korzystają ze wszystkiego, co hotel może im zaoferować: z restauracji, ze SPA. Wychodzą na miasto, wypoczywają, rzadziej zwiedzają. To bardzo przyjaźni goście. Dostrzegli, że baza noclegowa w Polsce bardzo się rozwinęła, w Trójmieście co chwila wyrasta nowy hotel.
Pozytywnie o Skandynawach wypowiadają się praktycznie wszyscy hotelarze, z którymi rozmawiałam. - Czasem tylko sprawiają problemy - jeśli za dużo wypiją. Zdarzały się sytuacje, że spali na korytarzach hotelowych czy nie można było ich wybudzić - opowiada pani Ania z pensjonatu w Kołobrzegu.
- Skandynawowie są zazwyczaj bardzo zadowoleni z pobytu. Stosują się do zasad panujących w ośrodku, jeśli się ich poprosi, żeby byli ciszej, to zazwyczaj się słuchają - mówi Marta, właścicielka ośrodka typu bed & breakfast w centrum Warszawy.
Dla nich, a także dla Brytyjczyków, Polska to istne eldorado. - U nas nie jest tak, że kluby i bary są zamykane wcześnie, podobnie sklepy z alkoholem. Mogą imprezować do woli - dodaje.
Pewne rzeczy w Polsce zaskakują Skandynawów. - Dla nich to niepojęte, że u nas jest zakaz aborcji, a Kościół odgrywa ważną rolę. Skandynawowie, którzy akurat trafili na Święto Niepodległości, byli też w szoku, że zamiast wesołych wydarzeń - koncertów, spotkań - przez Warszawę przechodziło coś na kształt "pochodu śmierci", a ludzie wystrzeliwali race i krzyczeli - dodaje.
Krystyna Szczęsny zauważa również rosnące zainteresowanie Polską ze strony Austriaków. - Austria to kraj, który szybko się starzeje, coraz więcej osób chce wyjeżdżać w miejsca niezbyt oddalone od domu, bo na przykład ze względów zdrowotnych nie mogą podróżować samolotem - wyjaśnia.
Jak dodaje, Polska długo nie była atrakcyjnym kierunkiem dla Austriaków, również ze względu na dość niski standard ośrodków turystycznych. - Austriacy zachwycają się tym, jaki zrobiliśmy postęp: że wszędzie jest bezprzewodowy internet, że mamy wysoką jakość obsługi, świetnie rozwiniętą infrastrukturę. O ile na Zachodzie od lat wiele się nie zmienia, o tyle w Polsce przeciwnie. Co ważne, większość obcokrajowców z Zachodu zwraca ogromną uwagę na to, że czują się w Polsce bardzo bezpiecznie.
Jak huragan
Według Szczęsny bardzo szybko rośnie również liczba Izraelczyków odwiedzających nasz kraj - i nie są to już wyłącznie wycieczki młodzieżowe do miejsc związanych z historią Żydów, lecz także turyści indywidualni nastawieni na zwiedzanie. Przyjeżdżają więc nie tylko do Warszawy, która nadal jest wśród nich najbardziej popularna, Lublina czy Krakowa, ale praktycznie w każdy rejon Polski.
Dla większości hotelarzy, z którymi rozmawiałam, Izraelczycy nie są jednak wymarzonymi gośćmi. Niektórzy właściciele kwater podwyższają ceny specjalnie dla tych turystów albo pobierają od nich wysokie kaucje. Dlaczego? - Izraelczycy przechodzą przez hotel jak huragan - mówi Krystyna Szczęsny.
- Po śniadaniu zostawiają zawsze bałagan, nakładają na talerze ogromne ilości jedzenia, a potem tego nie zjadają - opowiada z kolei właścicielka apartamentów pod Mikołajkami.
- W pokojach zostawiają chlew, nie mają szacunku dla cudzych rzeczy. Wydaje im się, że skoro płacą, to mogą bałaganić, niszczyć. Po ich pobycie znajdujemy odciśnięte ślady butów na ścianie, poprzyklejane gdzie popadnie gumy do żucia. Jeśli spędzają kilka dni u nas, non stop jest włączona klimatyzacja, światło - opowiada Maria, która prowadzi apartamenty w Lublinie.
Mniej surową opinię na temat Izraelczyków ma Tomasz Biela, dyrektor Hotelu Europejskiego, będącego częścią Historycznych Hoteli Wrocławia. Przekonuje, że nie spotkał się z tym, by goście z Izraela sprawiali większe kłopoty. Zaznacza jednak, że podobnie jak turyści z Indii, którzy coraz tłumniej odwiedzają Wrocław, również ze względu na otwarcie się tamtejszych szkół wyższych na studentów pochodzenia hinduskiego, należą do tych bardziej wymagających. - Oczekują zawsze czegoś ponad standard: żeby była inna woda w pokoju albo zamiast kawy - czekolada. Hindusi z kolei nie rozumieją, dlaczego nie ma kuchni indyjskiej - opowiada.
Jak dodaje, Izraelczyków nie można pomylić z nikim innym. - Goście z Bliskiego Wschodu są dość tajemniczy, zamknięci, w rozmowie starają się zachować anonimowość i pomijać kraj pochodzenia.
Marta z ośrodka typu bed & breakfast w Warszawie Izraelczyków z kolei bardzo lubi. - Są specyficzni, to prawda. Zazwyczaj przychodzą z wydrukowanymi zdjęciami pokojów, żeby upewnić się, że otrzymali odpowiednie lokum. Zawsze negocjują cenę. Pytają, gdzie jest najlepszy kurs walut. Przyjeżdżają z pustymi walizkami i robią duże zakupy. Na początku sprawiają wrażenie zamkniętych, ale potem okazuje się, że są naprawdę sympatyczni. Zdarza im się zadawać takie pytania, których bałaby się zadać mi moja najbliższa rodzina: kiedy wyjdę za mąż czy kiedy będę miała dzieci - śmieje się.
Luksusy
Równie wymagający, i często także nielubiani, są goście z Rosji. Bo oczekują luksusów, patrzą na obsługę z góry, zawsze coś im nie pasuje. - W naszej branży mówi się, że jak Rosjanin gdzieś wyjedzie, to z workiem pieniędzy. Biedni nie podróżują. Więc ci, co wyjeżdżają, muszą pokazać swoją finansową wyższość - przekonuje Krystyna Szczęsny.
Na roszczeniowość Rosjan narzeka Maria, właścicielka apartamentów w Lublinie: - Czepiają się na przykład, że poduszki są za duże i dlatego bolą ich plecy. Robią awanturę, że w pokoju nie ma ekspresu do kawy, mimo że nigdzie nie było napisane, że jes t - opowiada.
Jej zdaniem Rosjanie nie rozumieją, że w każdym kraju standard w hotelach jest trochę inny. - Wynajmują pokój za 200 zł i oczekują, że będą obsłużeni jak w pięciogwiazdkowym hotelu, codziennie będą mieli świeże ręczniki, zmienioną pościel - dodaje.
Magda z hotelu w Gdańsku wytyka rosyjskim gościom skłonność do marudzenia. - Na przykład dlaczego na śniadaniu jest bufet i dlaczego nie ma kaszy. Nawet jak udaje nam się spełnić ich jedną zachciankę, zaraz mają pretensję o coś innego - skarży się.
Paweł Krupiński z kolei twierdzi, że w hotelu Robert's Port nie było z nimi problemów. - Ale rzeczywiście są to goście, którzy oczekują wyższego standardu i luksusów - przyznaje.
Wymagającym, choć - jak przekonują hotelarze - sympatycznym gościem jest ten z Arabii Saudyjskiej. Z roku na rok coraz więcej Arabów odwiedza polskie góry, przede wszystkim Zakopane. Sambor Mieruszewski przekonuje, że arabscy szejkowie przyjeżdżają również nad polskie morze. - Najczęściej wykupują pobyt w pojedynkę lub dla siebie i żony. Często zamawiają naszą autorską dietę opartą na sokach owocowych, korzystają z usług trenera personalnego. Nie jest to typ turysty, który dużo spaceruje, chodzi do restauracji czy zwiedza. Większość czasu spędza w hotelu. Jest bezproblemowy, daje duże napiwki, więc wszyscy są zadowoleni - opowiada Mieruszewski.
Pracownica jednego z najbardziej ekskluzywnych hoteli w Zakopanem zauważa z kolei, że do nich Arabowie przyjeżdżają zazwyczaj całymi rodzinami. - Z dwiema, trzema żonami, dziećmi, opiekunkami. Wynajmują kilka pokoi lub duże apartamenty z kuchnią, często przemieszczają się samochodami lub nawet busami, bo jest ich tak dużo. Czas spędzają przeważnie w hotelu lub chodzą Krupówkami w tę i z powrotem. Zakładam, że Zakopane przyciąga ich ze względu na obecność wielu sklepów ekskluzywnych marek. Ale widziałam, że spędzają też dużo czasu w "małpich gajach", gdzie bawią się ich dzieci - opowiada.
Bardzo rzucają się w oczy ze względu na swój wygląd i ubiór.
Modlili się o deszcz
Najsympatyczniejszymi gośćmi według większości hotelarzy oprócz Skandynawów są Włosi, Hiszpanie i przede wszystkim Ukraińcy. Chwalą też Niemców - coraz lepiej mówią po angielsku, co ułatwia komunikację, są spokojni i zadowoleni z polskich standardów.
Z odległych krajów - Australii czy Stanów Zjednoczonych - przyjeżdża do Polski zazwyczaj Polonia. Jej przedstawicielami powoduje sentyment albo chęć pokazania ojczyzny znajomym. Często Polskę odwiedzają też Amerykanie mający polskie korzenie.
Większość hotelarzy na pytanie, czy gościli u siebie jakieś zaskakujące nacje, odpowiadają jak jeden mąż: w tych czasach nic już nie jest w stanie zaskoczyć. Trafiają się więc goście z Nowej Zelandii, Australii, Islandii, Malty czy z Ameryki Środkowej. Coraz częściej odwiedzają nas również Japończycy.
- My mieliśmy gości z Meksyku - wspomina Ewelina Kozłowska, kierownik recepcji z Hotelu Sopot. - Akurat trafili na okres, kiedy ciągle padało. Byli przeszczęśliwi z tego powodu. Mówili, że modlili się o taką pogodę, bo u nich jest gorąco i strasznie sucho. Wszystko im się podobało.
Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.