
Szef Firmy pozostaje anonimowy. W ciągu ostatnich 10 lat stworzył ponad 40 tysięcy fałszywych tożsamości z kontami w social mediach (każde z unikalnym adresem IP). Jest jednym z informatorów raportu "Computational Propaganda in Poland: False Amplifiers and the Digital Public Sphere" Roberta Gorwy, młodego polskiego naukowca z Oxfordu.
Firma trolli
Firma też pozostaje anonimowa, dlatego będziemy ją nazywać - tak jak w raporcie - po prostu Firmą. Za to jej "dzieci" teoretycznie anonimowe nie są. Mają przecież zdjęcia profilowe. Tyle, że znalezione w sieci i zmodyfikowane w Photoshopie, żeby nie pojawiały się w wyszukiwaniu Google. Mają normalne maile założone na kontach ogólnoświatowych serwisów poczty elektronicznej. Ba, mają nawet imiona i nazwiska! Oczywiście nie swoje.
Jeden pracownik Firmy obsługuje mniej więcej piętnaście fałszywych tożsamości. Ma niełatwe zadanie: Całymi dniami pisze, pisze, pisze. Tworzy wiarygodną historię osób, których nie ma. Każda z tych piętnastu osób musi mieć wyróżniający się styl pisania, swoje "indywidualne" zainteresowania i osobowość. Pracownik Firmy musi pamiętać, którą postacią w danym momencie jest. Musi zmieniać miejsce pobytu - jak każdy normalny człowiek. A przynajmniej musi sprawiać takie wrażenie, więc używa protokołów VPN, zmieniających adres IP użytkownika tak, aby wydawało się, że np. jest on w danym momencie w Hiszpanii, a nie w Polsce. Zasada numer jeden: żadne z fałszywych kont nie kopiuje postów. W ten sposób trudniej wykryć fałsz.
Trolle pracują dla pracodawcy, który im płaci. Ale skąd pracodawca ma pieniądze? Oczywiście od zleceniodawcy. A tym jest najczęściej jakaś firma albo partia lub stronnictwo polityczne. W Polsce, według raportu, wahadło polityczne wychylone jest wyraźnie w jedną stronę.
Troll-prawica
Większość naszych swojskich trolli to zwolennicy prawicy. Nie, to nie jest pogląd piszącego te słowa, tylko wynik badań Gorwy. Badań, które zostały ocenione przez gremia naukowe Oksfordu na tyle dobrze, że autor jesienią zacznie tam przewód doktorski.
Jeżeli więc przeglądasz sieć, wchodzisz na Twittera i masz wrażenie, że prawica wręcz "wygrała internet", to słusznie. Twoje wrażenie ma poparcie w liczbach.
Autor przeanalizował aktywność twitterową pięćdziesięciu najbardziej wpływowych lub najpopularniejszych kont w sferze polskiego Twittera - od początku ich działalności. Na tej podstawie wybrał trzydzieści najpopularniejszych politycznych hasztagów używanych w polskiej twittersferze na przestrzeni lat (m.in. "#smolensk" czy "#aborcja"). W oparciu o te dane przez trzy tygodnie w marcu i kwietniu 2017 roku zbierał i filtrował dane. Analizie poddał dokładnie 50 058 twittów, które użytkownicy opatrzyli wybranymi przez niego hasztagami. Następnie za pomocą czterech uzupełniających się metod badań spróbował wykryć wśród nich boty i trolle. Powstała lista 500 podejrzanych kont, które potem badacz podzielił na "prawicowe", "lewicowe", "neutralne" i "inne".
Wyniki? W polskim Twitterze jest ponad dwa razy więcej podejrzanych kont prawicowych (263) niż lewicowych (113). Te prawicowe w badanym okresie opublikowały 10053 twitty, zaś te lewicowe - zaledwie 2073 twitty. Łącznie domniemane 263 prawicowe trollkonta wygenerowały 20 proc. z badanych 50 tysięcy twittów. Całościowy ruch, który można przypisać do podejrzanych kont, to aż 33,8 proc. całości politycznego ruchu w polskim Twitterze. Jeżeli dodamy do tego, że udział automatycznie publikowanej zawartości w polskim Twitterze jest większy niż przed wyborami we Francji, Niemczech czy w Wielkiej Brytanii, otrzymamy faktycznie obraz zwycięskiej w naszym internecie prawicy.
Kto miesza w polskiej sieci?
W Polsce jest 30 milionów internautów (Eurobarometr, 2016 r.). Z tego 22,6 mln jest na Facebooku (Gemius/PBI 2017 r.). Oksfordzki raport przypomina tę liczbę i wylicza zmiany i kryzysy, które nastąpiły po zmianie władzy w Polsce. Wskazuje przy tym na rolę sieci i mediów społecznościowych w polskiej polityce i opisuje wojenki, które ostatnio miały w nich miejsce. M.in. skuteczną akcję lewicowej strony polskiego internetu zablokowania prominentnych prawicowych grup na Facebooku, m.in. strony Marszu Niepodległości. Z drugiej strony badani przez autora raportu wskazywali m.in. na to, jak polskie ugrupowania prawicowe i nacjonalistyczne nauczyły się efektywnie mobilizować w sieci, łącząc elektroniczne i tradycyjne metody działalności. Listy mailingowe, grupy facebookowe, czaty grupowe na WhatsAppie posłużyły do sprawnego rozsyłania pojedynczym działaczom sprofilowanych przekazów dnia, które mieli danego dnia rozpowszechniać.
Gorwa wyróżnił w systemie komputerowej propagandy trzy główne elementy: boty, zorganizowane kampanie trollingowe oraz rozpowszechnianie fake newsów i dezinformacji. (Wooley & Howard, 2016, str. 4887). Czym jest bot? Ma "imitować żywego człowieka, aby manipulować opinią publiczną w różnych platformach social mediowych i sieciach". Czym jest troll? Trudno o definicję - ale najłatwiej nazwać trollem "kogoś, kto specjalnie nakręca swoimi wpisami i komentarzami współdyskutantów, żeby reagowali emocjonalnie". W ostatnich latach pojawiły się dobrze zweryfikowane raporty o farmach trolli działających najprawdopodobniej w interesie Rosji - setki zatrudnionych w nich ludzi pisały komentarze pod artykułami, posty na blogach i aktywnie kształtowały dyskurs w social mediach.
W Polsce nie było to trudne. Raport wskazuje na proces, który trwał od wielu lat - politycyzacji polskich mediów przez ugrupowania z każdej strony politycznej barykady (m.in. publicznej tv, ale i nadawców prywatnych). Brak neutralnych platform internetowych służących debacie politycznej w Polsce spowodował, że infiltracja forów i sekcji komentarzy na istniejących platformach medialnych oraz zaspamowanie ich politycznym przekazem przeciwnym poglądom większości obecnej na danym forum okazały się bardzo łatwe. Nie tylko dla pracowników polskiej Firmy, ale także dla innych "Firm".
Rosyjski ślad
Raport wskazuje moment, gdy ostrze rosyjskiej propagandy internetowej skierowało się w stronę Polski - nasze zaangażowanie w przyciągnięcie Ukrainy do Unii Europejskiej i w kijowski Majdan (2013-2015).
Także polski think-tank, Centrum Stosunków Międzynarodowych (CSM), zajął się sprawą sieciowej propagandy. Raport CSM "Ujawnianie i przeciwdziałanie prokremlowskiej dezinformacji w krajach Europy Środkowej i Wschodniej", wskazuje m.in. przykłady fałszywych newsów i innych informacji, których publikacja np. przed szczytem NATO w Warszawie nie była przypadkowa. A już na pewno nie były przypadkowe sfabrykowane wywiad z wysokiej rangi polskimi wojskowymi, które pojawiały się w rosyjskich mediach - wskazuje raport CSM.
Trolle próbowały oczywiście mieszać w relacjach polsko-ukraińskich ("Ukraina się rozpada", "Polska powinna dołączyć do braci Słowian" (Raport CSM, cytaty za "Newsweekiem" ). Nie można też zapomnieć o tym, jak TVP Info, a potem szef MON Antoni Macierewicz nabrali się na informację z serwisu Topnewsrussia.ru o tym, że dwa zbudowane we Francji okręty wojenne Mistral (które Egipt kupił po tym, jak Paryż w związku z wojną na Ukrainie anulował ich sprzedaż Rosji) zostały rzekomo odsprzedane Rosji za jednego dolara.
"Twitter i Facebook stały się narzędziami propagandy i manipulacji" - tak raport polskiego badacza podsumował magazyn "Wired" . A profesor z Oxfordu, Phil Howard, autor projektu badań komputerowej propagandy w Europie, podzielił się raportem Gorwy na Twitterze:
Problem w tym, że niezwykle trudno jest udowodnić konkretnym podmiotom i osobom, że zajmują się tworzeniem fałszywych kont bądź sianiem propagandy - szczególnie, gdy człowiek lub ludzie stojący za armią trolli czy botów siedzą sobie bezpiecznie za polską granicą. Przypisanie autorstwa fałszywych newsów i historii konkretnym osobom, i udowodnienie im np. kontaktów z rosyjskimi służbami, jest niezwykle trudne.
Co więcej, autor oksfordzkiego raportu wskazuje, że w polskim internecie granica między klasycznym botem rozpowszechniającym automatycznie przypisaną mu zawartość, a trollem, za którym mimo wszystko kryje się żywy człowiek, jest zamazana.
"Wchodzimy w nową złotą erę propagandy, dezinformacji i manipulacji. Musimy umieć lepiej rozumieć naturę botów. Musimy wiedzieć, czy i jak wpływają one na oświadczenie codziennego używania sieci przez przeciętnego użytkownika. Musimy dowiedzieć się, jak mocno wpływają na zmiany opinii społeczeństwa"
- konkluduje autor raportu. I trudno się z nim nie zgodzić. Bo nie ulega wątpliwości, że na jego koncie na Twitterze przyrośnie teraz liczba trolli.
Mi pewnie też. Przecież ten tekst zostanie strollowany. Na Twitterze, na Facebooku i pewnie w paru innych miejscach. W końcu trolle lubią, jak się o nich pisze. Nie lubią za to, jak się je nazywa trollami. Przecież tak, jak w więzieniu wszyscy siedzą za niewinność, tak żaden troll nie jest trollem, tylko rycerzem prawdy i sprawiedliwości. Przecież pisze prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Nieprawdaż?
Michał Gostkiewicz. Dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl. Wcześniej dziennikarz Gazeta.pl, "Dziennika" i "Newsweeka". Stypendysta Murrow Program for Journalists (IVLP) Departamentu Stanu USA. Robi wywiady, pisze o polityce zagranicznej i fotografii. Kocha Amerykę od Alaski po przylądek Horn. Prowadzi bloga Realpolitik .