artykuły
Mustafa Panshiri, policjant ze Sztokholmu, i jego miasto (fot. Anders Pettersson/Wikimedia Commons/CC BY 2.0)
Mustafa Panshiri, policjant ze Sztokholmu, i jego miasto (fot. Anders Pettersson/Wikimedia Commons/CC BY 2.0)

*Weekend na wakacje - przypominamy nasze najpopularniejsze teksty*

Szwecja zwolennikom imigracji jawi się jako modelowy sukces integracji przybyszów z innego kręgu kulturowego, przeciwnikom - jako dowód, że multikulti nie działa. Książka Katarzyny Tubylewicz "Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie" pokazuje, że prawda, jak zwykle, leży pośrodku. Jednym z jej bohaterów jest Mustafa, szwedzki policjant.

Mustafa od roku codziennie spotyka się z uchodźcami. Uważa, że ci - najczęściej - młodzi chłopcy mogą zrobić wiele dobrego dla Szwecji. Pod warunkiem że zrozumieją ten kraj i bardzo wcześnie dowiedzą się, jak bardzo różni się on od kraju, który za sobą zostawili.

Imigranci na dworcu w Wiedniu, sierpień 2015 r. (fot. Bwag/Wikimedia Commons/CC-BY-SA-4.0)

Katarzyna Tubylewicz: Wziąłeś urlop w policji, żeby spotykać się z nieletnimi uchodźcami w Szwecji. Podobno dla wielu chłopaków, których spotykasz, stajesz się autorytetem. Z obrońcy prawa zmieniłeś się w wykładowcę. Dlaczego to zrobiłeś?

Mustafa Panshiri: - Jestem jednym z nielicznych w Szwecji policjantów pochodzenia afgańskiego, a większość chłopców z grupy, o której mówisz, pochodzi z Afganistanu. (...) Dzieje się coś fajnego, gdy szwedzki policjant wchodzi do sali, w której na niego czekają uchodźcy z Afganistanu, i nagle okazuje się, że wygląda tak jak oni, a do tego mówi ich językiem. Opowiadam im o moim życiu i o tym, jakie możliwości dało mi szwedzkie społeczeństwo, że jeśli się ciężko pracuje, to wszystko jest tu możliwe. Kiedy mówię im o braniu odpowiedzialności za własne życie i o tym, że mają wolną wolę, zaczynają rozumieć, że tutaj sami decydują o własnym losie. No i nie mogą mi powiedzieć: łatwo ci mówić, bo masz blond włosy i niebieskie oczy. Mam tak jak oni czarne włosy oraz dziwne nazwisko i poszedłem drogą, którą sam sobie wybrałem. (...)

W jakimś wywiadzie powiedziałeś, że wizerunek Szwecji jest tak wyidealizowany, iż wielu młodych Afgańczyków przeżyło duży zawód po przyjeździe tutaj. Okazało się, że ten kraj na północy to jednak nie jest żaden raj.

- Rzeczywiście, w Afganistanie istnieje wręcz nierealistyczny obraz Szwecji i szwedzkiego społeczeństwa. Po części stworzyli go szmuglerzy. Dla nich Szwecja jest produktem, który próbują sprzedać. Także afgańscy emigranci, którzy żyją w Szwecji, przyłożyli się do wykreowania tego mitu, bo chętnie opowiadają, jak im jest w nowym życiu świetnie. Kiedy przyjechałem do Szwecji jako dziecko, wyobrażałem sobie, że kraj ten będzie całkowitym zaprzeczeniem tego, co znałem z domu. Żyjąc w trudnych warunkach, w strachu i biedzie, tworzysz sobie obraz idealnej rzeczywistości gdzieś indziej, gdzieś w Europie. Oczywiście w tym micie jest wiele prawdy. Szwecja to naprawdę kraj wielkich możliwości. Warto jednak powiedzieć, że w roku 2015, kiedy przyjechali ci chłopcy, sytuacja się pogorszyła. Szwecja przyjęła wtedy 160 tysięcy uchodźców i ludzie, którzy wyobrażali sobie, że dostaną tu od razu mieszkanie i pracę, bardzo się zawiedli.

Jak czują się dzisiaj Afgańczycy, których spotykasz?

- Mają w sobie dużo niepokoju, bo wiadomo, że wielu z nich nie dostanie pozwolenia na pobyt w Szwecji. Urząd do spraw Migracji często dochodzi do wniosku, że nie da się uzasadnić przyznania im azylu. To trudna sytuacja. Wyobraź sobie, że przyjechałaś do nowego kraju, minął rok, jakoś się już zaczynasz odnajdywać, chodzisz do szkoły, uczysz się języka, ale nie wiesz, czy będzie ci wolno zostać. Dla tych chłopaków pierwszą myślą rano i ostatnią przed zaśnięciem jest myśl o tym, czy dostaną azyl.  (...)

Imigrancka dzielnica Sztokholmu - Rinkeby (Johan Fredriksson/Wikmedia Commons/CC BY-SA 3.0)

Jakie są największe różnice kulturowe pomiędzy Afganistanem a Szwecją? Czego muszą się najpierw nauczyć ludzie, którzy tu stamtąd przyjeżdżają?

- Według mnie najważniejsze jest zaakceptowanie podstawowych wartości, które są uważane za istotne w Szwecji, takich jak równouprawnienie, demokracja i egalitaryzm. Tylko że warto mieć też świadomość, iż trudno spotkać gdzieś na świecie człowieka, który powie ci wprost, że jego zdaniem równouprawnienie jest bez sensu. Wszyscy ludzie są teoretycznie za równością, szkopuł w tym, że to słowo znaczy coś innego w różnych kulturach. Myślę, że w Szwecji musimy się nauczyć informować ludzi, którzy szukają tu schronienia, jakie są nasze oczekiwania względem równouprawnienia. Oczywiście Szwecja nie rozwiązała jeszcze wszystkich problemów nierówności między płciami, ale zaszła w tym daleko w porównaniu z wieloma innymi krajami.

- Ile trzeba człowiekowi czasu, żeby zmienił swój stosunek do kobiet albo poglądy na to, czym jest sprawiedliwość?

- Badania mówią, że trzeba na to minimum pokolenia, ale ja pracuję w tej chwili nie z konserwatywnymi i ukształtowanymi dorosłymi, ale z młodzieżą. Młodzi ludzie są jeszcze otwarci na zmiany, elastyczni, możliwi do formowania.

Podczas spotkań z chłopakami z Afganistanu rozmawiasz na wiele kontrowersyjnych tematów. W tym przypadków molestowania seksualnego na publicznych basenach.

- Molestowanie seksualne, także na basenie, nie jest niczym nowym w Szwecji. Natomiast nowe jest otaczanie kobiety przez grupę mężczyzn po to, by ją obmacywać. Jestem policjantem i wiem, że podobne przypadki nie były zgłaszane. To rzeczywiście jest nowe zjawisko i myślę, że warto o tym zjawisku rozmawiać, bo jego zaistnienie powiązane jest z napływem samotnie przyjeżdżającej młodzieży. W 2014 roku mieliśmy na basenach trzydzieści osiem zgłoszonych przypadków molestowania, w 2015 roku aż 123 takie przypadki. Niestety osiemdziesiąt procent takich zajść to działanie w grupie. Z tego typu przestępstwami mamy też do czynienia na koncertach. Latem doszło wręcz do ich eksplozji. Niewątpliwie coraz więcej dziewczyn zgłasza się na policję, ale nie chodzi tylko o to. Rzecz jasna nie oznacza to, że mamy się teraz uprzedzić do wszystkich młodych uchodźców z Afganistanu. Tylko bardzo mała część spośród nich robi coś takiego. Większość stara się jak najszybciej zasymilować i nigdy nie popełniła żadnego wykroczenia. Nie jest więc moim celem demonizowanie własnych rodaków, ale uważam, że należy prowadzić uczciwy dialog na temat tych specyficznych zjawisk. Mamy zgłoszenia nowego typu przestępstw, więc myślę, że najwyższa pora obudzić się i zacząć im przeciwdziałać. Chcąc coś zmienić, musimy mówić prawdę. W Szwecji zdarza się, że chcący dobrze ludzie piszą artykuły o tym, że kultura, z której ktoś pochodzi, nie ma znaczenia ani wpływu na postępowanie, że jedyne, co łączy wykroczenia, o których mówimy, to fakt, że są dokonywane przez mężczyzn. Że w ogóle chodzi o płeć, a nie o kulturę.

Uparcie powtarza to przewodnicząca partii feministycznej Fi Gudrun Schyman.

- A ja jako człowiek urodzony w Afganistanie twierdzę, że to kompletna nieprawda. Różnice kulturowe istnieją i mają znaczenie. Istnieją różnice dotyczące wartości oraz norm społecznych, a także tego, jak się traktuje kobiety. W moim dawnym kraju naprawdę nie traktuje się ich tak jak w Szwecji. I musimy móc o tym mówić! (...)

Kosciół Św. Katarzyny i Meczet Sztokholmski (fot. Poxnar/Wikimedia Commons/public domain)

O co cię najczęściej pytają chłopcy, których spotykasz?

- Większość pytań dotyczy życia w Szwecji. Tego jak funkcjonuje to społeczeństwo. Bardzo często słyszę pytanie, co zrobić, żeby mieć szwedzkich znajomych. I dlaczego tak trudno jest zakolegować się ze Szwedami?

Co wtedy odpowiadasz?

Tłumaczę, że aby wniknąć w to społeczeństwo, muszą się nauczyć nie tylko języka, lecz także kodów socjalnych i różnych niepisanych zasad. Obejmują one także to, jak nawiązywać kontakty i jak prowadzić rozmowy. O Szwedach mówi się, że są wycofani i nieśmiali, i rzeczywiście jest tak, że pierwsze spotkanie ze Szwedem może sprawiać wrażenie nieco oschłego. Zwłaszcza jeśli porówna się Szwedów do Afgańczyków, którzy chętnie okazują uczucia. Bardzo dużo w tym wszystkim nieformalnych reguł. Oczywiście udana integracja polega na tym, że dwie strony otwierają się na siebie wzajemnie.

A co z kultury afgańskiej może wzbogacić czy pozytywnie zmienić Szwecję i Szwedów?

- Może to, że my Afgańczycy jesteśmy bardzo gościnni. Mamy nawet taką niepisaną regułę, że jeśli w domu jest gość i masz za mało jedzenia dla wszystkich, to gość musi dostać jeść jako pierwszy. To bardzo silna tradycja. Wyraża się na różne sposoby, także w życiu towarzyskim. W Szwecji jest zupełnie inaczej. Pamiętam, że gdy byłem dzieckiem i odwiedzałem kolegów, zdarzało się, że kiedy nadchodziła pora obiadu, mama lub tata kolegi przychodził powiedzieć: "Pora siadać do stołu" i oznaczało to, że trzeba poczekać, aż kolega zje ze swoją rodziną. (...)

Istnieją dwa wytłumaczenia takiego szwedzkiego zachowania. Jedno, że ugotowali taką ilość potraw, że jedzenia starczy tylko dla członków rodziny, więc szczerze o tym informują, zakładając, że kolega zje w domu. Drugie, że nie zapraszają mnie do stołu, bo nie zapytali wcześniej moich rodziców, czy mogę u nich zjeść. To jest tak bardzo szwedzkie, że można się załamać: "A może twoi rodzice będą źli, że zjadłeś u nas bez pytania?". W rozumieniu Szwedów niezaproszenie do stołu może więc wynikać z delikatności, z chęci nienarzucania się! (...)

Najgorsze jest to, że takie niby drobiazgi mogą być naprawdę niemożliwe do zaakceptowania dla ludzi, w których kulturze gościnność jest najważniejsza. Dzieciom jest z tym rzeczywiście łatwiej.

- Kiedy przyjechaliśmy do Szwecji, miałem jedenaście lat, w tym wieku jest się chłonnym i ciekawym. Chciałem zrozumieć Szwecję, dowiedzieć się, jacy są Szwedzi, zbliżyć się do nich. Moim rodzicom było rzeczywiście trudniej. Dziś oboje mają pracę i dobre życie, ale z początku uczenie się Szwecji szło im oporniej niż mnie. Pamiętam, że gdy kiedyś poszliśmy z moją klasą na basen, nauczyciel zwrócił mi uwagę, żebym nie szedł po ścieżce rowerowej. W niedzielę w tym samym tygodniu byłem na spacerze z rodzicami i zauważyłem, że oboje idą po ścieżce. Zwróciłem im uwagę. To było znaczące, wręcz symboliczne, bo już w tamtym momencie wiedziałem o Szwecji więcej niż oni. I to się pogłębiało. Taka sytuacja jest dziwna dla dziecka, bo staje się kimś, kto zna lepiej język i lepiej rozumie rzeczywistość niż jego rodzice. W szkole uczyłem się o wartościach zsekularyzowanego społeczeństwa, o szwedzkich obyczajach i tradycjach, o prawie kobiety do decydowania o sobie, o tym, że homoseksualizm nie jest niczym złym. Potem wracałem do domu, w którym panowały inne zasady i wartości. Młodemu człowiekowi łatwo się w tym pogubić. Pamiętam, że dużo myślałem o tym, która ze znanych mi kultur ma słuszność w różnych sprawach. Dziś wiem, że nic nie jest proste ani czarno-białe, ale wtedy czułem, że muszę wybrać któryś świat, i nie wiedziałem który. (...)

Wykres imigracji do i emigracji ze Szwecji w latach 1850-2007 (fot. Koyos/Wikimedia Commons/CC BY-SA 3.0)

Czy państwo szwedzkie robi wystarczająco dużo, by na przykład powstrzymać radykalizację młodych ludzi z przedmieść? Tych, którzy odrzucają szwedzkość i jadą walczyć po stronie tzw. państwa islamskiego?

- Jest wiele rzeczy, które można byłoby jeszcze zrobić w tej kwestii. Na pewno zauważyłaś, że latem tego roku na przedmieściach szwedzkich miast spłonęło wiele samochodów?

Mam nawet wrażenie, że ten rodzaj wandalizmu stał się tak powszechny, że nikt już nie bije na alarm, gdy płoną kolejne auta.

- Jednocześnie politycy dyskutują o tym, że aby powstrzymać chuligańskie wybryki, należy w tak zwanych trudnych dzielnicach otwierać więcej świetlic dla młodzieży, bo ich brak to może przyczyna problemu. Albo że podpalająca samochody młodzież mieszka z rodzinami w zbyt ciasnych mieszkaniach. Może dlatego są tacy niezadowoleni? Myślę, że ten sposób rozumowania nigdzie nas nie zaprowadzi. Sam mieszkałem w jednym pokoju z młodszą siostrą i bratem do siedemnastego roku życia. I to był w dodatku bardzo mały pokój. Gdybym dzisiaj chodził po ulicach i podpalał samochody, to politycy powiedzieliby, że wszystko przez tę ciasnotę. To zupełnie bez sensu. Trzeba skupiać się na czymś innym, gdzie indziej szukać odpowiedzi. Istnieje na przykład różnica pomiędzy faktycznym wykluczeniem a poczuciem, że jest się wykluczonym. Te dwa stany to nie to samo. Myślę, że duża część dzisiejszych problemów na etnicznych przedmieściach wynika z poczucia, że jest się wykluczonym, niekoniecznie z faktycznego wykluczenia.

Czy można to zmienić?

- Dobre pytanie. Według mnie trzeba jednak stawiać ludziom większe wymagania. Nie rozumiem, jakich możliwości, które miałem ja, nie mają dziś palący samochody chuligani. Jaka jest między nami różnica? Moim zdaniem ja po prostu wykorzystałem szanse, które były i są w tym kraju. W Szwecji każdy, kto chce, może zdobyć wykształcenie. Myślę, że chwilami jesteśmy w Szwecji tak mili, że wydaje nam się, iż stawianie ludziom wymagań to już przejaw złośliwości i złej woli. Może wymagając, jesteśmy niedobrzy? Moim zdaniem, ten sposób myślenia ze strony wiodących polityków stwarza miejsce dla populistów, którzy mówią dziś o tematach, o których my nie mamy odwagi dyskutować. Oni je wręcz przejmują, zabierają nam.

Stawianie wymagań można interpretować też tak, że po prostu wierzysz, iż ludzie mogą im sprostać. Jeśli jakiejś wybranej grupie odpuszczasz więcej niż innym, to jest to w gruncie rzeczy dyskryminacja. Jakbyś zakładał, że na więcej ich nie stać.

- Masz w pełni rację! Przecież stawiamy wymagania tym, których kochamy, na przykład naszym dzieciom. Mają chodzić do szkoły, uczyć się, uprawiać sport. W Szwecji przyjmujemy dużo ludzi, którzy doświadczyli wojny, przeżyli straszne rzeczy, mieli ciężkie życie. Kiedy tu przyjeżdżają, współczujemy im i widzimy w nich ofiary. Jeśli zdarzy się, że ci sami ludzie dopuszczą się jakichś wykroczeń, na przykład na publicznych basenach, doznajemy jakiegoś emocjonalnego czy nawet etycznego zawirowania.

Mustafa Panshiri (fot. mat. wyd. Wielka Litera)

Jak sobie poradzić z tą sytuacją? Jak zareagować? Nasza może przesadna tolerancja wynika z czystych intencji, z chcenia dobrze, jednak czasami z dobroci czyni się innym niedźwiedzią przysługę.

- Może bierze się to stąd, że w Szwecji, która nie doświadczyła wojny od przeszło trzystu lat i jest krajem zamożnym i bezpiecznym, łatwo wpaść w fałszywe przeświadczenie, że wszyscy ludzie, którzy mieli w życiu trudno, są tym tak ciężko naznaczeni, że aż ograniczeni. Potrzebują pomocy i jeszcze raz pomocy. Tymczasem w ludziach tkwi wielka siła, jesteśmy w stanie podnosić się z najgorszych kryzysów, a bierność często nam szkodzi.

Być może musimy się nawet zastanowić, czy szwedzki system opiekuńczy jest dopasowany do nas wszystkich, którzy przyjeżdżamy z innych krajów. Nie zrozum mnie źle, ale jest coś w tym, że szwedzkie zasiłki zostały stworzone dla Szwedów, którzy tu się wychowali i od dziecka wiedzą, że na przykład zasiłek dla bezrobotnych to nie jest coś, z czego chce się korzystać. Pobiera się go tylko wtedy, gdy naprawdę zawali ci się coś w życiu zawodowym. Zasiłki socjalne to także nie jest pomoc, której uzyskanie uznawane jest przez Szwedów za rzecz pozytywną, nikt nie chce być na zasiłku. Kiedy przyjeżdżają tu ludzie z innych kultur, na przykład z mojej ojczyzny, zostawiają za sobą dosłownie pustkę, a na miejscu dostają mieszkanie, pieniądze na jedzenie i ubrania. Nie otrzymują za to informacji o tym, czego się od nich w zamian oczekuje. Można wtedy łatwo dojść do wniosku, że skoro wszystko już jest, to po co iść do pracy. Moim zdaniem to nie jest system przystosowany do imigrantów.

Nie mówię tego dlatego, że chcę być surowy i okrutny. Nie chodzi mi o to, by udowadniać, że ludzie spoza Szwecji nie są w stanie zrozumieć tego systemu ani się do niego dopasować. Uważam tylko, że w państwie opiekuńczym ważne jest, by bardzo głęboko rozumieć jego założenia. Pomoc, którą możesz dostać, to jest twój plan B, a nie sposób na życie.

Czy to, że część chłopców-uchodźców to w rzeczywistości dorośli, jest prawdziwym problemem, czy jakąś rozdmuchaną historią?

- Duński Urząd Migracyjny informował jakiś czas temu, że przeszło siedemdziesiąt procent samotnie przyjeżdżających uchodźców-dzieci podawało nieprawdziwy wiek i było w rzeczywistości dorosłymi. W Finlandii przeszło sześćdziesiąt procent. Tak że uczciwie rzecz biorąc, trzeba przyznać, że nie wszyscy uchodźcy z Afganistanu podający się za dzieci są dziećmi. Szwecja jest jedynym krajem w Europie, który nie ma obowiązkowych testów medycznych wieku, od jakiegoś czasu dopuszczalne są kontrole dobrowolne. No i oczywiście to jest problem, bo w ośrodkach dla dzieci nie powinni mieszkać trzydziestolatkowie. To nie jest dobre, zdarzyły się już z tego powodu różne straszne rzeczy - napaści, gwałty i tak dalej.

Powiem ci jednak, że sam mam dwadzieścia dziewięć lat i gdybym przyjechał tu dwa lata temu, nie wahałbym się twierdzić, że mam lat szesnaście.

Dlaczego?

- Bo kiedy płacisz szmuglerom, żeby przewieźli cię przez kawał świata, a potem przyjeżdżasz do Szwecji, gdzie wiesz, że twoje szanse na azyl są znacznie większe, jeśli masz lat szesnaście, a nie dwadzieścia siedem, to tę szansę chwytasz. To nie jest wina tych młodych ludzi, że kłamią, to wina szwedzkich instytucji państwowych. Ich obowiązkiem powinno być kontrolowanie, kto wjeżdża do kraju, jeśli Szwecja ma być państwem prawa.

Cały ten bałagan doprowadził jedynie do żartów po prawej stronie o tym, że wszyscy młodzi uchodźcy z Afganistanu to brodate dzieci, a to przecież nie jest prawda. Wszystko to nie miałoby miejsca, gdyby od początku obowiązywały jasne zasady, gdyby politycy i niektórzy lekarze nie twierdzili uparcie, że to nieprawda, iż uchodźcy kłamią na temat swojego wieku, że to mit. Nie, to nie jest mit, oczywiście, że jeśli chce się zostać w Szwecji, robi się wszystko, by to stało się możliwe. To jest przecież normalne i ludzkie.

Książkę Katarzyny Tubylewicz "Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie" ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Wielka Litera. Możesz ją kupić w Publio.pl w promocyjnej cenie.

Katarzyna Tubylewicz i okładka jej książki (fot. Justyna Jaworska/mat. wyd. Wielka Litera)

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER >>>

Katarzyna Tubylewicz. Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka z języka szwedzkiego. Autorka powieści "Własne miejsca", Rówieśniczki" i "Ostatnia powieść Marcela". Współautorka głośnej antologii na temat czytelnictwa "Szwecja czyta. Polska czyta". W latach 2006-2012 była dyrektorką Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Była też dyrektorką programową pierwszej edycji festiwalu "Odnalezione w Tłumaczeniu, Gdańskie Spotkania Tłumaczy" i prowadziła zajęcia na temat kultury polskiej na Uniwersytecie Sztokholmskim. Jako publicystka współpracowała z "Krytyką Polityczną" i "Gazetą Wyborczą". Mieszka w Sztokholmie i w Warszawie. Od lat praktykuje jogę i jest jej nauczycielką.