artykuły
Wiata przystankowa w Łodzi (fot. Filip Springer)
Wiata przystankowa w Łodzi (fot. Filip Springer)

Łódź się zmienia, i to bardzo dobrze. Umęczonemu transformacją miastu należał się inwestycyjny boom, jaki właśnie przeżywa. Do użytku oddawane są kolejne inwestycje mające usprawniać i uprzyjemniać życie mieszkańców. Pierwszą, głośną, była kontrowersyjna zdaniem wielu architektów przebudowa miejskiej elektrociepłowni EC1.

Powstało tam centrum konferencyjno-kulturalne, które jest zaczątkiem budowy tak zwanego "nowego centrum Łodzi". Tuż obok przebudowywany jest dworzec Łódź Fabryczna, który po zakończeniu prac ma stać się jednym z głównych węzłów komunikacyjnych miasta.

Nieco bardziej na południe, wzdłuż alei Piłsudskiego i Mickiewicza, trwał przez ostatnie lata niemiłosiernie utrudniający życie łodzian remont tutejszej trasy W-Z. Główna arteria komunikacyjna miasta została częściowo wpuszczona w tunel, a częściowo w głęboki wykop. To godna uwagi przemiana, bo do tej pory piesi w tym rejonie miasta byli zmuszeni wchodzić pod ziemię, by przedostać się z jednej strony ulicy na drugą. Przy okazji przebudowano też nieco układ komunikacji publicznej. W tym celu między ulicami Kościuszki i Piotrkowską wybudowano zespół przystanków tramwajowych przykrytych wiatą. I o ile nie można odmówić tej inwestycji zasadności, o tyle jej architektoniczna forma woła już o pomstę do nieba.

Budowa wiaty trwała trzy lata (fot. Filip Springer)

Wydawałoby się bowiem, że nie ma nic bardziej banalnego niż przystanek komunikacji publicznej. Nawet jednak ze zwyczajnych zadań można wyjść z klasą, co udało się udowodnić kilka lat wcześniej we Wrocławiu. To tam bowiem, przy wybudowanym na Euro stadionie, powstał niezwykły węzeł przesiadkowy łączący linie tramwajowe, autobusowe i kolejowe z parkingami typu bike / park & ride.

Zaprojektowali go architekci z uznanej wrocławskiej Pracowni Projektowej Maćków. Wcześniej przegrali rywalizację konkursową o projekt wrocławskiego stadionu, musieli więc obejść się smakiem i zadowolić się czymś o wiele mniej spektakularnym. Mieli jednak świadomość, że prozaicznej treści nie można nadpisywać zbyt nachalną formą. W efekcie powstała chyba najciekawsza realizacja architektoniczna związana z tamtą imprezą - obiekt skromny, ale nie pozbawiony walorów autorskiej wypowiedzi, i przez to absolutnie zachwycający.

Przystanek zaprojektował Jan Gałecki (fot. Filip Springer)

Próżno tej klasy i umiaru szukać w łódzkiej realizacji. Stoi za nią młody architekt Jan Gałecki, który w 2012 roku wygrał konkurs na ten obiekt. Po trzech latach w samym centrum miasta stanęła monstrualnych rozmiarów kolorowa wiata przystankowa, która nie pasuje tu dokładnie do niczego. W związku z tym w i tak już mocno rozwrzeszczanej zabudowie tej części miasta stara się po prostu krzyczeć najgłośniej, jak potrafi.

Projektując ten obiekt, architekt podobno sięgnął po cytaty z łódzkiej secesji. Umieścił je w łukowato wygiętych podporach wspierających pseudowitrażowy, kolorowy dach. I właściwie trudno cokolwiek więcej o tej budowli.

Monstrualna, kolorowa wiata nie pasuje do zabudowy tej części miasta (fot. Filip Springer)
Łukowate podpory wspierają pseudowitrażowy, kolorowy dach (fot. Filip Springer)

Oczywiście, patrząc na dzieło Gałeckiego, nie sposób nie dostrzec silnej inspiracji znanym na całym świecie lizbońskim dworcem zaprojektowanym przez Santiago Calatravę. Wiata skrywająca tam kolejowe perony jest bardzo podobna do tej łódzkiej. Dworzec w Lizbonie to jednak w pełni funkcjonalny obiekt, rozpracowany w najdrobniejszych szczegółach.

Tymczasem w łódzkiej realizacji przesadna jest nie tylko

forma, ale też nazwa - dworzec tramwajowy. Próżno tu jednak szukać tego, co na dworcu powinno się znaleźć. Nie ma poczekalni, punktów sprzedaży biletów, toalet, ani choćby kiosku z gazetami, o kawie nie wspominając. Nie ma właściwie niczego. Bo dworzec tutaj znaczy tyle, co monstrualna, przegadana wiata skrywająca perony, po których hula wiatr.

W projekcie łódzkiej wiaty można dostrzec silną inspirację lizbońskim dworcem Santiago Calatrav (fot. Filip Springer)

Zmarnowano więc kolejną szansę, by przez realizację finansowaną z publicznych pieniędzy promować dobre, architektoniczne wzorce. Łódzka wiata jest komunikacyjnym odpowiednikiem słynnej bazyliki w Licheniu, choć lokalni krytycy ukuli już dla niej inną, niemniej udaną nazwę, określając ją mianem "stajni dla jednorożców".

Że się ten obiekt będzie wielu ludziom podobał, nie ma wątpliwości. Schlebia bowiem tym gustom, które kształtują powszechne wyobrażenie o dobrej architekturze w Polsce. Jest duży, nowy, drogi, na razie czysty (ale jak długo transparentny dach będzie transparentny?). Jest kolorowy i bardzo spektakularny. Zaznacza się w przestrzeni. Kłopot w tym, że nie bardzo wiadomo po co.

Filip Springer . Reporter, fotograf, współpracuje z "Dużym Formatem", "Polityką", "Tygodnikiem Powszechnym". Autor książek reporterskich poświęconych przestrzeni, między innymi "Zaczynu. O Zofii i Oskarze Hansenach" (Karakter) oraz "Wanny z kolumnadą. Reportaży o polskiej przestrzeni" (Czarne), " 13 Pięter " (Czarne). Stypendysta Fundacji Herodot im. Ryszarda Kapuścińskiego.