artykuły
Lis pospolity jest jednym z gatunków zagrożonych wyginięciem (fot. Shutterstock)
Lis pospolity jest jednym z gatunków zagrożonych wyginięciem (fot. Shutterstock)

Potężne nielotne ptaki moa, znacznie wyższe od człowieka, można oglądać już tylko na nielicznych czarno-białych zdjęciach. Nawet na nich wyglądają niesamowicie. Po ptaku dodo, wytępionym jeszcze przed wynalezieniem fotografii, zostały tylko rysunki i wypchane eksponaty. Inaczej jest z wymarłą ropuszką pomarańczową, zwaną też ropuchą złocistą. Wystarczy wpisać jej nazwę w wyszukiwarkę, żeby zobaczyć wyraźne, kolorowe zdjęcie: zachwycające, kontrastowe ujęcie jaskrawej ropuszki na ciemnozielonym liściu. Szukamy dalej, ale fotografia okazuje się jedyną, a innych nie będzie. To chyba najjaskrawszy przykład zniknięcia.

Wymieranie całych gatunków jest procesem, który od początku towarzyszy życiu na naszej planecie. W tej chwili żyje już tylko mniej niż jeden procent spośród wszystkich gatunków zwierząt, jakie kiedykolwiek istniały na Ziemi. A przecież nadal jest ich sporo, nawet 8,5 miliona, z czego poznano zaledwie 14 procent lądowych i 9 procent morskich. Ziemskie organizmy nie wymierają z jednakową częstotliwością. Okresowo tempo znikania całych taksonów przyspiesza, przybierając katastrofalne rozmiary.

Skutki impaktów

Wielkie wymierania kojarzą się przede wszystkim z zagładą dinozaurów pod koniec kredy, około 65 milionów lat temu, chociaż nieporównanie większe żniwo zebrało masowe wymieranie permskie, sprzed około 250 milionów lat. Przestało wtedy istnieć 9 na 10 gatunków organizmów morskich, a z lądów zniknęła ponad połowa rodzin gadów i płazów. Dinozaury i wielkie gady wodne wymarły przez zmiany klimatyczne spowodowane upadkiem asteroidy. W permie przyczyną zagłady ogromnej liczby gatunków też najprawdopodobniej była katastrofa kosmiczna. Wymieranie zwane holoceńskim, odbywające się na naszych oczach, to już zupełnie inna sprawa, żeby nie powiedzieć sprawka.

Nie ma wątpliwości, że nasza cywilizacja, wkraczająca, przekraczająca, eksploatująca, eksterminująca, polująca, przekształcająca, przetrzebiająca, przenosząca, przywlekająca, zagospodarowująca, zmieniająca, przystosowująca - słowem niszcząca - powoduje, że nie widać końca obecnego wielkiego wymierania. Za to jego początek, mający miejsce 10 tys. lat temu, nieprzypadkowo zbiega się z momentem, kiedy człowiek nauczył się uprawiać ziemię, zaczął masowo karczować lasy, wypalać dzikie rośliny i zastępować je uprawami, co miało wielki wpływ także na zwierzęta. Nasz gatunek, człowiek współczesny, będący podgatunkiem wymarłego człowieka rozumnego, jeszcze zanim zaczął wpływać na szeroko rozumiane środowisko, przyczynił się do wyginięcia człowieka neandertalskiego.

Co do wymarcia mamutów, pasja łowiecka prehistorycznych łowców z pewnością nie pomogła im przetrwać zmiany klimatu pod koniec epoki lodowcowej. Nauka wprawdzie nie obwinia już wędrownych łowców za wybicie do cna tych ogromnych słoniowatych, stoi jednak na stanowisku, że resztki populacji mamutów zostały wytępione przez ludzi. Zwłaszcza mamut włochaty był gatunkiem, za którym człowiek późnego plejstocenu uganiał się zawzięcie, do momentu, kiedy nie było już za czym.

Lekkość odławiania

Liczne przykłady świadczą o tym, że człowiek wcale nie musi wkraczać na jakiś teren z całą cywilizacyjną machiną, zmieniającą klimat i radykalnie ingerującą w środowisko, żeby zostawić po sobie zgliszcza. Ptaki moa żyjące w Nowej Zelandii w XVIII wieku wybili "żyjący blisko natury" Maorysi. Nie trzeba było ani ekspansywnego "białego człowieka" z jego bronią, ani nawet niekorzystnych zmian klimatu czy środowiska. Wystarczyła łatwość, z jaką moa dawały się łapać. Podobnie jak dront dodo czy alka olbrzymia wymarły dlatego, że były nielotne, dzięki czemu bez trudu mogliśmy je dopaść. Paradoksalnie, tę fatalną w skutkach nieumiejętność latania wykształciły w toku ewolucji, ponieważ dopóki nie pojawił się człowiek, nie miały wrogów, przed którymi musiałyby uciekać.

W przypadku gatunków takich jak wspomniane nieloty czy choćby wilkowór tasmański (wilk workowaty) można odtworzyć scenariusz zagłady i wskazać jej konkretną przyczynę. Winę za wymarcie wilka workowatego ponoszą europejscy osadnicy na Tasmanii, zaciekle tępiący go jako szkodnika. Zanim do tego doszło, populację australijską i nowogwinejską unicestwiły psy dingo przywiezione przez osadników. W tym wypadku można więc mówić już o wpłynięciu na środowisko, poprzez sztuczne wprowadzenie obcego gatunku. Najczęściej jednak gatunki giną z przyczyn bardziej złożonych. Powiedzmy, że populację jakichś zwierząt niszczy choroba. Fakt, że gatunek jest na nią mało odporny, może być skutkiem osłabienia genów w wyniku krzyżowania się osobników zbyt blisko spokrewnionych. Człowiek mógł się do tego przyczynić, zmieniając środowisko, np. zabudowując znaczne tereny czy karczując lasy, co z kolei wymusiło na grupie zwierząt trzymanie się jednego niewielkiego obszaru.

Zagłada owada

Stosunkowo łatwo dociec przyczyn wymierań w przypadku zatrucia środowiska. Chemikalia, które dostają się do gleby, a z niej do wody, mogą wywoływać niekorzystne mutacje. Zwłaszcza płazy są niezwykle wrażliwe na stosowanie niektórych środków ochrony roślin. Gorzej, jeśli wykluczono choroby, a liczebność gatunku z nieznanych przyczyn maleje. W takich przypadkach, nie mogąc wyeliminować szkodliwych wpływów, trudniej ocalić ginący gatunek.

Czynniki środowiskowe są niekiedy powiązane w sposób trudny do przewidzenia. Okazuje się, że w przypadku gatunków motyli wyspecjalizowanych w pobieraniu nektaru z kwiatów tylko jednego gatunku, wyeliminowanie takiego "chwasta" może oznaczać zagładę owada. Chronienie naturalnej bioróżnorodności środowiska zawsze wpływa korzystnie na żyjące w nim gatunki roślin i zwierząt. Natomiast sztuczne urozmaicanie, poprzez wprowadzenie na jakiś teren nowych gatunków, może bardzo zaszkodzić. Znane są liczne przypadki, kiedy jeden agresywny gatunek, po zdobyciu nowego obszaru wyparł z niego dotychczasowych mieszkańców lub wręcz wytępił zasiedziałe towarzystwo.

Żaden z miliardów

Przyzwyczajonym do oglądania egzotycznych i rzadkich zwierząt na ekranach telewizorów trudno nam sobie uzmysłowić, że jakiś gatunek, z pozoru liczny, skoro nakręcono o nim dużo filmów przyrodniczych, może trafić na listę wymarłych ot tak, z dnia na dzień. Okazuje się, że duża liczebność gatunku nie chroni go przed szybkim unicestwieniem. Wszystko zależy od przyczyn, a te bywają nadspodziewanie "wydajne" i skuteczne w dziesiątkowaniu nawet wielkich populacji.

Przykładem zwierzęcia niezwykle pospolitego, które w szybkim tempie uległo zagładzie, jest gołąb wędrowny. Temu być może najliczniej występującemu ptakowi na kuli ziemskiej zaszkodziło wycinanie północnoamerykańskich lasów i nieustające polowania, niekiedy przybierające rozmiar hekatomby. Niespełna pół wieku wystarczyło, by nie ocalał ani jeden z ptaków formujących stada liczące po kilka miliardów osobników.

Niektóre gatunki ludzie eksterminowali bez cienia refleksji. Alka olbrzymia, ptak zamieszkujący surowe skaliste wyspy Północy, z braku chrustu służyła mieszkańcom jako podpałka. Zagłady alk dopełniła katastrofa naturalna. W 1830 roku erupcja wulkanu zniszczyła ostatnią kolonię na wyspie Geirfuglasker. Ostatnią parę alk olbrzymich islandzcy rybacy zabili 14 lat później.

One zagrożone? - a to niespodzianka!

W nowej limitowanej serii Kinder Niespodzianki firmy Ferrero można znaleźć figurki zwierząt zagrożonych wyginięciem. Obok zwierząt, co do których nie ma wątpliwości, że są rzadkie, jak grizzly, ryś czy tygrys syberyjski, są i takie, które kojarzą się z pospolitością, podkreśloną nawet w nazwie, pozornie zapewniającą trwanie przez długie lata. Do nich należą np.: wiewiórka pospolita, zając szarak, lis pospolity czy dzik. Zabawa sprzyja utrwalaniu informacji, jest więc duża szansa, że zawartość czekoladowych jajek nauczy nas, które ze zwierząt mimo powszechności występowania na jednych obszarach, na innych walczą o przetrwanie.

Jeden gatunek co 25 minut - tempo wymierania gatunków zwierząt na Ziemi szokuje

Jedną z większych niespodzianek pośród figurek jest dzik (Sus Scrofa). Gatunek kojarzony z niszczeniem upraw, w powszechnym mniemaniu bardzo pospolity. Czy jednak wszędzie dziki mają się równie dobrze? Na Ukrainie, Litwie i Białorusi przed rokiem poważnie zagroziła dzikom nieuleczalna choroba wirusowa: afrykański pomór świń. Ponieważ wędrujące dziki nie respektują granic, nasze również dosłownie otarły się o pomór. Dziki trzymają się bajorek i bagien. Błoto jest im potrzebne do wytworzenia ochronnej warstwy na skórze, wzmocnionej dodatkowo żywiczną impregnacją zdobytą podczas "malowania", czyli ocierania się o korę. Żyją w watahach prowadzonych przez doświadczoną lochę. W niewielkie, odrębne stada często łączą się matki z pasiastymi dziećmi, samce trzymają się osobno. W poszukiwaniu jedzenia dziki wypuszczają się na dalekie wędrówki. Po lodzie jezior docierają do wysp, które są dla nich nietkniętą dzikim ryjem stołówką. Zdarza się niestety, że odwilż odcina im drogę powrotną. Jak niesie wieść hodowlana, świnie, które są udomowioną formą dzika, wybierają czasem wolność u boku dzików.

Chytre i sprytne lisy występują w bajkach. Rzeczywiste gonią myszy i połykają żaby. Kury kradną, bo muszą nakarmić dzieci. Do podkopania się pod szopę z towarem porozkładanym na grzędach nie trzeba wiele sprytu, a spryt to przymiot pierwszej ligi. Lisy grają w trzeciej i zwykle przegrywają z człowiekiem. Jak wyliczyli nieliczni miłośnicy lisów, każdy z nich zjada rocznie około stu kilogramów myszy, norników i innych gryzoni. Oczyszcza las i pobocza szos z wszelkiej padliny, nawet bardzo płaskiej. Mimo tych zasług powszechniejsza od wdzięczności do lisów jest skierowana przeciwko nim niechęć, co wiąże się z ich bezsensownym zabijaniem.

Szary przedmiot polowania

Zające pospolite "przesiadują" życie. Pod przysłowiową miedzą lub z daleka od niej. Jeśli akurat nie uciekają ani nie boksują się, walcząc o samice, można mieć niemal pewność, że siedzą i jedzą. Skulone przywierają do płytkiego, wygrzebanego w ziemi dołka albo naturalnego zagłębienia. Nie kryją się w jamach ani norach. Polegają na swoich barwach ochronnych i dużych wrażliwych uszach, wystawiając się często na publiczny widok drapieżników. Polskim zającom zagraża wyginięcie. W ciągu zaledwie ćwierćwiecza ich populacja zmalała u nas o połowę. Jedną z przyczyn jest wzrost liczby drapieżników polujących na zające.

Wiewiórki są jednymi z najbardziej "rozsądnych" zwierząt. Przed zimą gromadzą mnóstwo zapasów, które segregują i przechowują w różnych miejscach. Te przeznaczone do zjedzenia w ciągu najbliższych dni chowają wprost w gnieździe. Te "o przedłużonej przydatności do spożycia", jak żołędzie i orzechy czy nasiona szyszek, zakopują pod drzewami. Niektóre z zapasów, jak choćby grzyby, składują dopiero po wysuszeniu, przedtem nabijając kawałki grzybów na cienkie gałązki lub sosnowe szpilki. Wiewiórki nie zapadają w sen zimowy. Jeśli nie są widoczne, to znaczy, że dzień jest dla nich zbyt zimny i spędzają go w gnieździe. Jeśli chodzi o "kwatery", wiewiórki mają ich kilka, tak by po wichurze nie zostać bez domu. W takim wypadku nie przygarnąłby ich żaden z krewnych, muszą więc liczyć na siebie. Wiewiórce pospolitej zagraża niewiele od niej większa kuzynka: wiewiórka szara. Dopóki ten odrębny gatunek mieszkał w Ameryce Północnej, europejsko-azjatycki "rudzielec" czuł się jak u siebie. Jednak odkąd ludzie sprowadzili wiewiórkę szarą do Anglii, Szkocji i Irlandii, co stało się ponad sto lat temu, szarogęsi się ponad miarę. Jako silniejsza i sprytniejsza wypiera wiewiórkę rudą. W przeciwieństwie do niej potrafi budować gniazda z byle czego, nawet z wciąganych na drzewa tekturowych pudeł.

Oto ryś, kot i miś

Dorosłe samce rysia potrzebują co najmniej 250 kilometrów kwadratowych prywatnej powierzchni. W obrębie ich terytoriów leżą "państwa samic". Młode samce zmuszone są dokonać własnej ekspansji terytorialnej. Tak powstają wielkie, chociaż rzadko zarysione, imperia. Aby znaczyć ich granice, w związku ze skurczeniem się terenów leśnych, rysie muszą wychodzić na otwartą przestrzeń, czego nie znoszą. Dla bezpieczeństwa buduje się dla nich zielone korytarze ułatwiające wizytowanie włości. Liczba zwierząt tego gatunku maleje, mimo objęcia ich 20 lat temu ścisłą ochroną gatunkową z całkowitym zakazem odstrzału.

Lampart, zwany też panterą, to najczujniejszy i najcichszy z dużych ssaków kotowatych. Mimo wrodzonej ostrożności jest bezbronny wobec polujących. Wyginięcie grozi mu z kilku powodów, a najbardziej bulwersującym są polowania na lamparta dla uzyskania skóry, rzekomo zapewniającej męstwo, oraz dla amuletów z pazurów, wąsów i zębów.

Grizzly nie jest miłym misiem. Człowiek, który go za takiego uważał, za błąd zapłacił życiem. Największy podgatunek niedźwiedzia brunatnego, cięższy, dłuższy i wyższy od niedźwiedzi żyjących w Polsce, jest nieobliczalną bestią. Grizzly to niedźwiedź północnoamerykański. Jego populację, niegdyś bardzo liczną, znacznie przetrzebili biali osadnicy. Dzisiaj jest gatunkiem zagrożonym wyginięciem, chociaż starania zmierzające do powiększenia jego zasięgu przynoszą dobre skutki. W Kanadzie nie wygasła jednak tradycja polowań na grizzly. W samej Kolumbii Brytyjskiej ginie legalnie 400 tys. tych ssaków rocznie. Ile nielegalnie, nie wiadomo. 50 niedźwiedzi grizzly rocznie ludzie zabijają w północno-zachodnich stanach USA, broniąc się przed atakiem. Dlatego kiedy Timothy Treadwell, wielki obrońca niedźwiedzi, postanowił dowieść, że zagrożenie ze strony grizzly jest legendą, znawcy gatunku protestowali. Twierdzili, że grizzly, pozornie gapowaty, góra futra leniwie przemierzająca las, zaskakująco szybko zmienia się w ryczącą bestię. W ruch idą wtedy potężne tnące pazury i zęby, zapaśnicze ramiona chwytają jak w imadło. O słuszności tych słów Treadwell przekonał się w 2003 roku, nie dane było mu jednak skomentować swojej pomyłki. Grizzly rozszarpał i częściowo pożarł badacza i jego narzeczoną podczas eksperymentu w Parku Narodowym Katmai na Alasce.

Niebezpieczne związki

Wydra morska, latami dziesiątkowana w polowaniach na cenne futro, za gatunek zagrożony z powodu polowań została uznana już ponad sto lat temu. Obecnie uważana jest za gatunek ginący. Identyczny status ma foka grenlandzka. Jeszcze pół wieku temu zabijano rocznie po kilka milionów fok. Tak długo, dopóki będzie popyt na focze futra, gatunek będzie w niebezpieczeństwie.

Co roku bezpowrotnie znika ponad 20 tysięcy gatunków zwierząt. Ich los mogą podzielić m.in. foka grenlandzka, tygrys syberyjski, lampart i dzik (fot. Shutterstock)

Niedźwiedziowi polarnemu grozi niebezpieczeństwo głodu i w związku z tym wymarcia. Jego tereny łowne podlegają szybkim zmianom klimatycznym. Ocieplenie dosłownie odbiera mu potencjalne ofiary, które zmieniają obyczaje, dostosowując je do temperatury otoczenia i przebiegu prądów morskich, całkowicie lekceważąc menu niedźwiedzi. Najgorszym wrogiem tego gatunku może się jednak okazać zanieczyszczenie. Wydawało się, że rejony leżące daleko na północy niewiele ucierpiały z powodu zatrucia ziemi i powietrza. Woda jest tam czysta jak kryształ, śnieg śnieżnobiały. A jednak nie jest dobrze. W tłuszczu niedźwiedzi wykryto wysoki poziom zakazanych już dzisiaj związków chemicznych. Z wiatrami i prądami morskimi przedostały się tu z Europy i Ameryki Północnej. Związki, mogące działać rakotwórczo, należą do tak zwanej "brudnej dwunastki". Są pośród nich m.in. polichlorowane bifenyle dokonujące spustoszeń w mózgu i układzie odpornościowym i źle wpływające na reprodukcję. Niedźwiedzie zwiększają poziom trucizn w swoich tkankach, pożerając skażony foczy tłuszcz, w którym gromadzą się fatalne związki.

Morsy w systematyce usytuowane są gdzieś pomiędzy uchatkami a fokami. Płetwy służą im nie tylko do pływania, ale także do niezdarnego poruszania się po lądzie. Nie mają za to małżowin usznych, co upodabnia je do fok. Potężne ciosy, które u samców dochodzą nawet do 75 cm, to przekształcone górne kły. Ciosy morsów zbudowane są z tkanki bardzo przypominającej kość słoniową. Ten fakt, obok zapotrzebowania na tran, którego dostarczają morsy, przyczynił się do trwających do dzisiaj masowych polowań na te zwierzęta.

Rachując z niepokojem

Wilki szare żyją pojedynczo lub łączą się w pary. Zimą tworzą watahy polujące na duże zwierzęta. Istnieje też "instytucja" wilka samotnika, który nie chce się podporządkować i żyje poza stadem: najczęściej do czasu założenia własnego. W watasze obowiązuje hierarchia: od najsilniejszego, do najsłabszego. Przewodzi jej jeden osobnik lub para. Związki między wilkami w stadzie są silniejsze niż u innych zwierząt. Nie obowiązują tam typowe prawa natury, bo słabsi nie są dyskryminowani, a jedzenie jest dzielone sprawiedliwie. Najwięcej wilków żyje w Kanadzie: ponad 50 tys. W Rosji 30 tys., na Alasce 5-7 tys., w Rumunii ok. 2,5 tys., a w Polsce zaledwie 700.

Lisy polarne budzą troskę zoologów ze względu na bardzo wysoką śmiertelność młodych. Stwierdzono, że samicy udaje się utrzymać przy życiu tylko co drugie dziecko. Jeśli chodzi o renifera, ostatnie zwierzę z kolekcji, która trafi do jajek niespodzianek, ochrona obejmuje dzisiaj tylko jeden jego podgatunek, karibu Peary'ego. Kanada notuje stały niepokojący spadek populacji tego ssaka, być może spowodowany zbyt intensywnymi polowaniami. Liczenie karibu w 1994 roku dało wynik przekraczający 250 tysięcy zwierząt, podczas gdy w ubiegłym roku doliczono się zaledwie 10 tys. sztuk tych arktycznych jeleniowatych. Jest więc się o co niepokoić.

Renifery zamieszkują Rosję, Finlandię, Szwecję, Norwegię, Kanadę, Stany Zjednoczone, Mongolię i Chiny. W każdym z tych krajów są zagrożone. Jeszcze dziesięć lat temu w samej Kanadzie żyło 120 tys. reniferów. Dziś zostało ich tylko 10 tys.

Ogrom spustoszeń, jakie ludzka cywilizacja poczyniła w naturalnym środowisku, wywołuje czasem poczucie bezsilności. Nikogo, komu zależy na tym, żeby życie na Ziemi było różnorodne, ta przytłaczająca bariera nie powinna jednak zatrzymywać. Najważniejsze to wiedzieć, co się dzieje i co w związku z tym można zrobić. Mieć świadomość procesów, które niszczą środowisko, i sposobów, w jaki można temu przeciwdziałać. Dbania o naturę warto uczyć już najmłodsze dzieci. Im wcześniej zetkną się z problemem, tym bardziej będą mogły pomóc w przyszłości. Walkę o przetrwanie ginących gatunków najlepiej zaczynać od podstaw, od początku, od jajka...