
LAGO (OD 1992): PIONIERZY
- Byłem w muzeum w Egipcie. Wie pani, co znaleźli w grobie Tutanchamona? Wyciosane z drewna wibrator i bawole oczko. Trzy tysiące lat temu już były używane takie rzeczy - informuje mnie pan Leszek. Siwy wąs szczelnie otula jego górną wargę. Na początku lat 90., jeszcze jako pracownik Instytutu Fizyki Jądrowej, pojechał służbowo do Hamburga. Szwendając się, trafił na Reeperbahn Strasse, ulicę zwaną "najbardziej grzeszną milą" w sercu St. Pauli, tamtejszej dzielnicy czerwonych latarni. Kiedy kilka miesięcy później jego syn szukał pomysłu na biznes, pana Leszka olśniło: - A może sex-shop sobie założysz? - rzucił.
Trudne początki
Sklep Lago od ćwierć wieku rezyduje przy ulicy Worcella w Krakowie. Przetrwał donosy do US, PIH, zmiany przepisów BHP i prowokacje policyjnych tajniaków. - U nas przez wychowanie kościelno-katolickie ludzie się boją, że za seks do piekła pójdą albo spali ich coś - zauważa biznesmen. Nieobcy są mu obrońcy wiary z krzyżem, zamiast "dzień dobry" witający się od progu tyradą, że pana Leszka zesłał Szatan. To nieprawda. Pan Leszek, świetny żeglarz, nie pochodzi z piekła. Jest rodowitym krakusem.
- Co takiego? O nie, nie! - kolejne banki odmawiały wsparcia "takiej" działalności. Dopiero znajomy żony, szef banku w Wieliczce, pomógł załatwić sprawę. Kiedy napisał o tym lokalny dziennikarz, w banku zaczęły urywać się telefony. Koledzy z branży byli oburzeni. Ekonomista Tomasz Kopyściański tłumaczy, że ich reakcja niekoniecznie miała wymiar moralny. - Na początku lat 90. banki nie chciały kredytować inicjatyw związanych z erotyką ze względu na brak podobnych doświadczeń w nowym systemie gospodarczym. Odstraszała też ewentualność zamknięcia biznesu, na przykład z powodu protestów wspólnoty czy sąsiadów. Nie było gwarancji zrealizowania biznesplanu. Były to inwestycje ryzykowne . Syn pana Leszka, po studiach wyższych, na początku prowadził cudem uruchomiony sklep z kolegą, ale ten wkrótce odszedł. - Rozkręcać własny biznes - ojciec znacząco podnosi brwi. - Tak zwany burdel. Jedyny, jaki znam, który zbankrutował . I tak sklep Lago stał się firmą rodzinną.
Seks z ambony
Przez pierwszy rok największą reklamę robił mu Kościół. Co niedzielę na sumie ksiądz grzmiał z ambony: - Te sekszopa zniszczyć należy! A parafianie stawali przed sklepem w kolejce. Niestrudzeni wysłannicy diecezji chodzili po sąsiadach z listami protestacyjnymi. - Obok mieszkał Piotr Skrzynecki, od razu ich odesłał. Sąsiadka Oblatka też nie podpisała - wspomina Pan Leszek. Przyjmował księży w sklepie, w domu i po kolędzie, próbował rozmawiać. - Kościół zawsze będzie przeciwko. Gorzej, jak się wp***rza w życie jednostki. Odkąd ksiądz odmówił mamie pana Leszka pochówku, już nie wpuszcza księży do domu.
Pan Leszek wspomina, że kiedy przez chwilę pornografia była nielegalna, policja robiła na krakowskie sex-shopy naloty. Konfiskowała filmy (do właścicieli wróciły rok później, nie wszystkie). Miejska legenda głosi, że lata temu podczas rewizji kabin z porno na ulicy Lubicz funkcjonariusze zastali na miejscu trzech księży i jednego zakonnika. Niedawno, w trakcie wykładu w Centrum Nauki Kopernik, profesor Jerzy Vetulani, wybitny neurobiolog, pochylał się zresztą nad seksualnym zdrowiem kleryków. - Odsetek raka prostaty u mężczyzn nieprowadzących aktywnego życia seksualnego powinien być znacznie wyższy, a u księży nie jest. Może to łaska zmaz nocnych? - dywagował ku uciesze publiczności.
Edukacyjna impotencja
Pan Leszek trochę rozumie, co czuje ksiądz. Przez chwilę prowadził w Radiu Kraków nocną audycję o seksie. Słuchacze dzwonili po porady. Był takim spowiednikiem, lubił to. Ale ktoś na górze się oburzył i program zdjęto. - Ci ludzie, którzy do mnie przychodzą, traktują sex-shop jak konfesjonał. Jestem dla nich osobą anonimową. Pogada sobie taki, jest zadowolony. I jakoś to leci . Pan Leszek się dokształca, czyta artykuły. Swoich klientów nigdy nie poucza. - Niech pan weźmie ten, co się podoba - mówi tylko. Jakieś dziewięćdziesiąt osiem klientów to mężczyźni. Przychodzą też pary. Większość robi zakupy "dla koleżanki" albo rzeczywiście dla koleżanki, która wstydzi się przyjść. Skąd ten wstyd? - Mentalność miejsca - podpowiada mój rozmówca. Kraków - w szczególności dzielnica Huta, gdzie seksbiznesy padają jak muchy - to miasto konserwatywne. Jest tu tylko sześć sex-shopów, a w Warszawie ponad sto. Dodatkowy, ogólnopolski problem stanowi bardzo niska świadomość seksualna. Przychodzi trzydziestoparolatek, wskazuje na prezerwatywę i pyta, co to jest - właściciel kręci głową. Kiedyś klient w szale namiętności urwał świeżo zakupionej dmuchanej lalce głowę. Potem reklamował, że popsuta.
Trendy zakupowe są w miarę stałe. Pompki, wibratory, zabawowe pipeczki i przyrządy dziwne przedziwne . Tylko jadalnych majtek zwiniętych w pąk róży już nie ma. Żadne proszki, sugar love. Przepisy są jasne: jadalne jest teraz nielegalne. - Wegetacja! - wzdycha pan Leszek, dopijając czarną kawę w kawiarni Dym, gdzie przychodzi co sobotę z żoną. - Zabija nas internet .
Słabe jakościowo produkty z Tajlandii czy Chin sprzedaje się online w zaporowych cenach. Dbający o jakość sprzedawca nie ma szans. Zanim przed krakowskim Dworcem Głównym w 2006 r. wyrosła wielka galeria handlowa, do sklepu przy Worcella chętnie zaglądali przypadkowi spacerowicze. Teraz okoliczne punkty usługowe są dla przechodniów przezroczyste. Niczym ciągnące krakowskie dorożki konie mają klapki na oczach i jeden, wyśrodkowany cel: przesuwne drzwi handlowego molocha. Wychodzą zmęczeni i bez pieniędzy. Nie mają ochoty na nic. Nawet na seks.
KINKY WINKY (OD 2011): QUEEROWA REWOLUCJA
- O rany, jakbym chciał, żeby mnie ktoś kiedyś pikietował! - wzdycha tęsknie Antoni Ruszkowski, kiedy opowiadam mu o przejściach pana Leszka. Antoni od 2011 r. prowadzi internetowy sex-shop Kinky Winky. Grafika strony wyraźnie odcina się od estetyki burdelowych ulotek i pisemek z "kociakami". Jest wesoła, przejrzysta. Zamiast do "koszyka" produkty wkładamy w "torebkę" (logo sklepu to przypominający teletubisia różowy stworek). Kinky jest "queer" - przyjazny dla wszystkich płci i tożsamości seksualnych. Antoniego tylko raz ktoś prawie oprotestował. W zeszłym roku przed akademicką konferencją "Porne graphos. Pornografia w perspektywie nauk społecznych i humanistycznych" zapowiadano krucjatę różańcową. - Jak przed koncertem Behemotha! - wspomina. Ale krucjata się nie odbyła.
Sexy biznesplan
Niektórzy oburzają się, że za jego sex-shop zapłaciła Unia albo państwo. To nieporozumienie spieszy wyjaśnić Przemysław Sola, partner zarządzający Akademickich Inkubatorów Przedsiębiorczości w Gdańsku, w ramach których powstał sklep Ruszkowskiego. Misją AIP jest szerzenie postaw przedsiębiorczych wśród Polaków. Kinky Winky był ich pierwszym start-upem tego typu, dziś jest jedną z pereł w koronie. - Chętnie pokazujemy Antoniego i jego biznes, gdzie tylko możemy. Jest doskonałym przykładem, że osoba mająca nawet trochę "kontrowersyjną" pasję może ją z powodzeniem przekuć w biznes przy odpowiednim nakładzie pracy. Sukces firmy to w 100 proc. ciężka praca Antoniego, który podjął ryzyko finansowe związane z inwestowaniem własnych oszczędności i na bieżąco zarabianych pieniędzy w dalszy rozwój projektu - tłumaczy Sola. Pięć tysięcy złotych na start Antoniemu pożyczyła mama.
Byle fioletowy!
- Wszyscy uprawiają seks, a jak ktoś się nim zajmuje zawodowo, to nagle jest perwersem i nie wiadomo kim - wkurza się Ruszkowski. - Dotyka nas stygmatyzacja, tabuizacja. Za granicą taki wybór jest oczywisty, u nas wciąż trzeba mieć jakieś usprawiedliwienie. Nie można mówić o pornografii, bo to ciekawe. Seks musi mieć nadbudowę, najlepiej teoretyczną, naukową .
Pornografią mój rozmówca interesuje się od dawna. Uważa, że to fascynujący i zaniedbany gatunek filmowy. Jest autorem najprawdopodobniej pierwszej w Polsce filmoznawczej pracy magisterskiej na ten temat. W czasach studenckich współprowadził prężnie działający DKF w Trójmieście. Dziś poprzez Kinky Winky chce zainteresować ludzi nieznanym w Polsce alternatywnym porno. Podkreśla, że takie filmy mogą spodobać się ludziom, których "zwykłe" porno odrzuca. Właśnie kończy przygotowywanie e-booka poświęconego twórczości jednej ze współczesnych bogiń niszowej pornografii, Eriki Lust. Wydawnictwo ma być darmowe.
Przed wizytą w sex-shopie stacjonarnym ludzi często powstrzymuje bariera wstydu. Internet zapewnia pożądaną dyskrecję, ale też uniemożliwia dotknięcie, powąchanie gadżetu. - Skąd masz wiedzieć, czy ten przedmiot się do ciebie "uśmiecha", czy chciałabyś go zaprosić do swojej sypialni? - zastanawia się Ruszkowski. Dlatego sklep od samego początku współpracuje z testerką gadżetów, która swoimi doświadczeniami dzieli się z klientami. Na stronie znaleźć można też teksty poradnikowe, szczegółowo objaśniające działanie akcesoriów, uwzględniające nawyki, budowę ciała, preferencje, a nawet alergie potencjalnego klienta.
W wyborze siły wibracji pomocny może być sposób, w jaki się masturbujesz. (...) Zwróć uwagę na materiał, z jakiego zrobiony jest wibrator. (...) Unikaj akcesoriów z cyberskóry, lateksu oraz gumy (...). Za wszelką cenę wystrzegaj się zabawek zawierających ftalany - czytamy w zakładce "Jak kupić wibrator". Niektórzy mają jeszcze inne wymagania. - Wszystko jedno jaki, ale fioletowy - instruował kiedyś telefonicznie pan ze Śląska. Dostał najintensywniejszy fiolet w całym magazynie. Nadrzędna zasada Kinky Winky to być otwartym dla klientów. Mailowo, telefonicznie, na Facebooku.
Handel z misją
Antoniemu zdarza się odpisywać na maile o trzeciej nad ranem. Dzięki smartfonowi sklep jest cały czas przy nim, wie o każdym zakupie, pytaniu. Jest nocnym markiem. Docelowo chciałby poświęcać sklepowi cały swój czas. Póki co bierze czasem nocne zmiany w linii telefonicznej, oferującej zdalną pomoc dla seniorów. Jeśli pacjent ma problem, daje znać, a on wysyła pomoc. W pracy wiedzą, że prowadzi sex-shop. Wolnego czasu raczej nie miewa. Jeśli już, to chętnie słucha death metalu i chodzi na spacery. Marzy o psie. Na razie hoduje chomiki. I chyba lubi koty. Kilka miesięcy temu
medialną furorę zrobiła akcja "Zrób dobrze kotkowi". Przez miesiąc 10 zł od zakupu dowolnego wibratora sklep przekazywał na zakup karmy weterynaryjnej dla kotów ze schroniska Ciapkowo w Gdyni.
Do sprzedaży Ruszkowski wprowadza tylko to, do czego jest przekonany. Oprócz akcesoriów także filmy i książki (m.in. akademickie kompendium "Queer a islam" czy komiks "Tom of Finland"). Wszystkie produkty funkcjonalne są atestowane, cieszą oko. Jego duma to ręcznie robione, fantazyjnie zdobione dilda z barcelońskiej manufaktury i lejki do sikania na stojąco dla kobiet. - To przekraczanie granic płciowych - podkreśla z dumą. Na Kinky Winky nie znajdziemy kategorii "Dla Niego", "Dla Niej" - queerowa perspektywa niczego nie narzuca. Antoni wie, że sklep prowadzi się po to, żeby robić kasę. - Są ludzie, którym jest wszystko jedno, czym handlują, ale ja tak nie mam. Byłbym nieszczęśliwy, robiąc coś, za czym nie stoi coś jeszcze.
PUSSY PROJECT (2010-2014): Wibrator orężem feminizmu
Skończyła się era "trzy ruchy i głuchy"! - Dziś nie ma sprzedawania gadżetów tak po prostu, musi być jakaś nadwyżka. Najbardziej obciachowe opisy w sieciowych sex-shopach próbują nawiązywać do edukacji seksualnej. Nawet legendarni panowie z Jana Pawła w Warszawie zaczynają rozumieć, że sam wacek się nie sprzeda - mówi Marta Niedźwiecka. Zmęczona latami pracy w korporacji, marzyła o anarchistycznej działalności, która zmieni świat. Jej przyjaciółka Dorota Sakowska chciała założyć sex-shop. Szybko zorientowały się, że mówią o tym samym. I tak pięć lat temu powstał Pussy Project, dziś już niedziałający sklep i projekt edukacyjny.
Żegnaj, żyłkowany "chińczyku"!
Na przełomie 2009 i 2010 r. nastąpiło przesilenie. Ruszyła pierwsza w Polsce szkoła pole dance Oh Lala , pojawiła się moda na pin-up, burleskę i wyraźnie zaczęła zmieniać się narracja wokół żeńskiej seksualności. Pojawiające się wtedy już nie sex-shopy, ale love-story czy erotic-butiki, choć różne, miały dla świata wspólny komunikat: - Od teraz gadżety erotyczne przestaną być oślizgłym tematem sprośnych żartów. Żyłkowanym penisom z Chin mówimy nie!
Żegnaj, androcentryczny modelu seksu i ginekologiczno-pornograficzna estetyko! Na świecie ta rewolucja dokonała się już co najmniej dekadę wcześniej. W branży gadżetów erotycznych "żyłkowane chińczyki" wyparte zostały choćby przez świetne technologicznie i starannie zaprojektowane produkty szwedzkie (Lelo) i niemieckie (FunFactory). Wibrator przewędrował z bazarowej budy do sterylnego laboratorium, gdzie dwóch naukowców i designerów optymalizuje jego krzywiznę na podstawie szczegółowych ankiet.
Seks zmienia świat
Marta z Dorotą wprowadziły do Polski Pussy Parties - imprezy z wibratorami. W tym były najlepsze, w pewnym momencie jeździły po całej Polsce. Na stole leżały wibratory i kulki gejszy, a dziewczyny gadały z przybyłymi kobietami. Uczyły, żeby nie traktować seksu jak biegu do mety, a ciała - narzędziowo. Pokazywały, że można głośno i bez wstydu mówić o swoim ciele. Marta relacjonuje, jakie awantury zachęconym do kupna gadżetu dziewczynom potrafili urządzać przez telefon partnerzy. Pussy Parties to miał być "fun": - A tu się okazało, że prowadzimy walkę światopoglądową. Że dla wielu wibrator to symbol kobiety, która nie potrzebuje mężczyzny, rodzaj transgresji, feministyczne wyznanie wiary .
Wspomina wyjątkową imprezę, zorganizowaną przez mamę jednej z klientek. Nobliwa stołeczna dzielnica, panie 55 plus. Wykształcone kobiety sukcesu, które nigdy nie miały orgazmu. Pytania - bez odpowiedzi od lat. To wspomnienie do dziś bardzo ją porusza. Postanowiła kontynuować anarchistyczny plan zmieniania świata i w 2011 r. rozpoczęła studia z life-coachingu w Warszawie, a potem specjalistyczne studia z sex-coachingu w USA. Dziś odnosi sukcesy jako pierwsza w Polsce certyfikowana sex-coach.
Pussy Parties były sukcesem, ale sprzedaż w sieci szła marnie. Sfinansowana z własnych oszczędności spółka rozbijała się o brak znajomości e-commerce. "Pozytywny galop" zaliczał kolejne gleby, jak wtedy gdy polecona graficzka odmówiła brania udziału w "lesbijskim zboczonym projekcie". Rebranding ostatecznie doszedł do skutku, ale nie przyniósł poprawy. Kiedy Dorota się zakochała i wyjechała z Polski, koniec był blisko. Marta usiłowała ciągnąć biznes sama, potem chciała go sprzedać. Ale wszyscy chcieli kupić nie firmę, ale know-how. Uciekinierka z korpo nie chciała znowu iść w jasyr. Pod koniec 2014 r. zamknęła Pussy Project na dobre.
W łóżku z Frankiem Underwoodem
Mainstreamowe media powoli otwierają się na swobodniejszy seksualny słownik, mówienie o seksie nie w kontekście związku - do niedawna niedopuszczalne. - Jakby mi ktoś w 2010 r. powiedział, że będę siedziała ze [Zbigniewem Lwem] Starowiczem na kanapie w TVN i rozmawiała jak równy z równym, dostałabym ataku śmiechu - mówi Marta. Jednak posadzona obok najbardziej uznanego w Polsce seksuologa, zamiast się śmiać, ostro i przekonywająco z nim polemizowała. Niedźwiecka docenia zasługi starej gwardii, ale widzi też, że jej przekaz powoli przestaje być aktualny. Nawet pozornie nowocześni sprzedawcy z sex-shopów interesownie zmieniają opisy produktów, ale nie zmieniają mentalności. Jednak nowe idzie, niezależnie od tego, jak dobrze mają się tradycyjne wzorce. - Koleżanka koleżance orgazmu zazdrości, bo się po tym można dobrze wyspać.
"Ciało zanurzone jest bezpośrednio w sferze polityki, stosunki władzy wpływają na nie wprost: blokują je, naznaczają i urabiają, torturują (...) jego siła staje się pożyteczna dopiero wówczas, kiedy będzie ciałem produktywnym i ujarzmionym zarazem" - czytamy w "Nadzorować i karać" Michela Foucault. "Władza sięga najbardziej subtelnych i najbardziej osobistych zachowań (...) przenika i nadzoruje codzienne przyjemności" - to z kolei cytat z "Historii seksualności" tego autora. Podążając za Foucaultowską koncepcją biowładzy, łatwo zauważyć, jak negatywnie zarządzana była polska seksualność przez ostatnie kilkaset lat. Oderwany od przyjemności seks podporządkowany został rozrodowi - dla Kościoła, armii, fabryki. - Zutylizowana, zredukowana, pozbawiona świętości, duchowości seksualność. Mechaniczne dymanie dla utrzymania populacji albo ustanowienia stosunku władzy i podległości. Tak jak mówił Frank Underwood w serialu "House of Cards": Wszystko na świecie toczy się wokół seksu. Poza samym seksem. W seksie chodzi o władzę - puentuje Niedźwiecka.
Duchy przeszłości okrutnie ją uwierają. W swojej pracy na co dzień widzi ślady, jakie zostawiły na polskim seksie. Choćby wagina. U nas wciąż: dziura, niebyt, nieistnienie. Absencja treści - lamentuje i przejęta pyta, czy wiem, jak wiele kobiet nigdy nie widziało własnej cipki. A to ważne. - Medialnie żyjemy w dobie środków do wybielania odbytu i labioplastyki. Wargi sromowe muszą być symetryczne! A na koniec silikon w punkt G . Niedźwiecka czuje się częścią nowego pokolenia specjalistów zajmujących się ciałem. Wreszcie to nie tylko newage'owi długowłosi szamani albo napięci profesorowie w garniturach, ale też normalni, przystępni ludzie. - To jest mocarne - podkreśla z uśmiechem.
Od redakcji: Artykuł został pierwotnie opublikowany w sierpniu 2015 r.
Marta Niedźwiecka. Współtwórczyni Pussy Project - projektu edukacji seksualnej kobiet. Obecnie prowadzi praktykę coachingową jako pierwsza polska certyfikowana sex coach - www.sex-coach.pl
Antoni Ruszkowski. Kulturoznawca i "pornograf". Ukończył historię (UG) oraz filmoznawstwo (UJ). Autor bodaj pierwszej w Polsce pracy magisterskiej o pornografii filmowej (Seks, hardcore i kasety wideo. Narodziny i rozwój filmu pornograficznego). Z czasem zaczął dojrzewać do tego, by tą tematyką zająć się zawodowo. I tak narodził się pomysł otwarcia sklepu www.kinkywinky.pl , którego prowadzeniem zajmuje się na co dzień. Uwielbia death metal, piwo i dobre jedzenie.
Anna Tatarska. Dziennikarka pisząca dla polskich i amerykańskich mediów. Absolwentka Filmoznawstwa i Wiedzy o Kulturze, studentka Polskiej Szkoły Reportażu. Z Tomaszem Raczkiem spiera się o filmy w onetowym "Tatarska kontra Raczek". Ceni wolność w pracy i życiu. Za dużo mówi. Jej pasją są wywiady, wegetariańskie kulinaria i podróże, ale najbardziej lubi innych ludzi.