
Dla mnie to było odkrycie. Oczywiście zaraz odezwą się komentarze, że oto słoik przyjechał do Warszawy i wydziwia, nawet jednak najbardziej warszawscy warszawiacy muszą przyznać, że można mieszkać w stolicy, można w okolicy tego budynku przechodzić dziesiątki razy i nadal nie mieć o jego istnieniu bladego pojęcia.
>>> Od dzisiaj działamy siedem dni w tygodniu. Poznaj nowy Weekend w Gazeta.pl
Został sprytnie ukryty - nie widać go, gdy idzie się ulicą Moliera, z trudem można go dostrzec między drzewami, spacerując ul. Kozią. Budynek stara się specjalnie nie wystawać ponad inne. Aby go zobaczyć, trzeba zajrzeć na jedno z podwórek domów stojących przy wspomnianych ulicach. Stoi na ich zapleczu. Stoi i się pyszni.
Jest młodszym bratem tego, którego wszyscy znają. Któż bowiem nie kojarzy charakterystycznej bryły bloku przy ulicy Karowej 18A. Na jego geometryczne wykusze zwracają uwagę niemal wszyscy, którzy w tę czy inną stronę idą Krakowskim Przedmieściem. Karowa 18A jest obfotografowana ze wszystkich stron i o każdej porze roku. Wystarczy wpisać ten adres w wyszukiwarkę grafiki. Obiekt powstał w 1978 r. - zaprojektował go zespół architektów pod kierownictwem Jerzego Kuźmienki i Piotra Sembrata. Gdy przystępowali do pracy nad nim, mieli już jednak inną, nie mniej udaną, za to o wiele mniej widoczną realizację. Budynek mieszkalny przy Koziej 9. Wpisanie tego adresu do internetowej wyszukiwarki nie owocuje już taką masą zdjęć. A szkoda.
Budynek ten ukryto nie bez powodu. Mieli w nim zamieszkać wybrańcy ówczesnej władzy - był projektowany dla uprzywilejowanych pracowników ministerstw i innych państwowych instytucji. Przeciętny Kowalski o przydziale mieszkania tutaj mógł sobie jedynie pomarzyć. Właśnie dlatego budynek zdecydowano się nieco ukryć, tak by nie kłuł w oczy tych wszystkich Kowalskich mieszkających w standardowych blokach. Nie oszczędzano jednak na jakości architektury i standardzie jej wykonania.
Kozia 9 to świetny adres - samo centrum miasta, blisko stąd na Starówkę, w zasięgu spaceru są wszystkie ważniejsze gmachy, Teatr Wielki Opera Narodowa znajduje się właściwie po sąsiedzku. Aż trudno w to wszystko uwierzyć, gdy stanie się na zielonym dziedzińcu, a właściwie w niewielkim parku, jaki posesja ta współdzieli dziś z Muzeum Karykatury. Cicho tu, spokojnie, roślinnie - sielsko. Huk i zgiełk wielkiego miasta został gdzieś indziej, tutaj można wypoczywać w ciszy i spokoju.
Z tej zieleni wynurza się właśnie (i to dosłownie, kto nie wierzy, niech tam czym prędzej idzie i się przekona) budynek zaprojektowany przez Jerzego Kuźmienkę i Piotra Sembrata. Przygodą jest oglądanie go, chodzenie wokół. Z każdej strony bowiem ten obiekt wygląda zupełnie inaczej, odsłania nowe widoki, zachwyca i czaruje.
Od strony parku i ulicy Koziej to właściwie gigantyczna ściana spiętrzonych balkonów. Wiele z nich opływa dziś roślinnością pielęgnowaną przez mieszkańców, co dodatkowo łagodzi siłę działania tej architektury. Balkony są rzecz jasna ponadstandardowych rozmiarów i usytuowano je w taki sposób, by mieszkańcy mogli cieszyć się prywatnością. Budynek ma bowiem tę charakterystyczną cechę, że wzrasta stopniowo, zarówno w pionie, jak i poziomie. Jego najniższy, północno-zachodni i nieco cofnięty segment ma tylko trzy piętra, najwyższy, południowo-wschodni i najbardziej wysunięty w stronę parku jest o cztery kondygnacje wyższy. Z mieszkań i ich balkonów na ostatnich piętrach rozciąga się zapierający dech widok na warszawską Starówkę i Wisłę wraz ze śródmiejskimi mostami.
Od strony ulicy Moliera i zaplecza stojących przy niej domów budynek prezentuje się nie mniej spektakularnie, choć trzeba przyznać, że także nieco groźniej. O ile od strony parku kojarzył się nieco z marzeniami o wiszących ogrodach, o tyle tutaj przybiera kształt bunkra. Od tej strony zlokalizowano w mieszkaniach kuchnie i inne pomieszczenia gospodarcze. Elewacja znów została rozbita i spiętrzona w charakterystyczny dla jej twórców sposób. Ma to znaczenie nie tylko formalne - umieszczenie okien de facto prostopadle do płaszczyzny elewacji pozwala doświetlić z tej strony kuchenne wnętrza.
Mieszkania tutaj to rzecz jasna nie typowe klitki. Aż 23 lokale mają powierzchnię 100 metrów kwadratowych, dwa mieszkania są dwupoziomowe. Obiekt zaopatrzono też w podziemny garaż (wjazd zarówno od strony Moliera, jak i Koziej), który przykryto trawnikiem. Nic więc dziwnego, że dziś za 68-metrowe mieszkanie w tej lokalizacji trzeba zapłacić prawie milion złotych.
Książki Filipa Springera są dostępne jako e-booki w Publio.pl
Filip Springer . Reporter, fotograf, współpracuje z " Dużym Formatem", " Polityką", " Tygodnikiem Powszechnym". Autor książek reporterskich poświęconych przestrzeni, między innymi " Zaczynu. O Zofii i Oskarze Hansenach" (Karakter) oraz " Wanny z kolumnadą. Reportaży o polskiej przestrzeni" (Czarne). Stypendysta Fundacji Herodot im. Ryszarda Kapuścińskiego.