artykuły
Y (fot. Kamil Kajko)
Y (fot. Kamil Kajko)

Magii nauczył cię dziadek?

- ?

To ostatnio modne. Dynamo opowiada o dziadku, dzięki któremu zajął się iluzją. Ty też masz dziadka, który ci kupił pierwszą różdżkę?

- U mnie ta opowieść zaczyna się od taty, który umiał jedną sztuczkę i mi ją pokazał. Miałem trzy czy cztery lata. Tata najpierw pokazał mi ją raz, potem drugi i trzeci... Tego się absolutnie nie powinno robić. A na koniec ją wyjaśnił. Wtedy, na chwilę, umarło we mnie przekonanie, że magia istnieje. Przez całe życie miałem przeświadczenie, że za tym stoi metoda, ale do pewnego momentu. Jednak czasami iluzja staje się tak rzeczywista, że zaczynasz ją mylić z rzeczywistością. Zaciera się granica. Gdy mówimy o czytaniu w myślach, to powiedz mi: to sztuczka czy psychologia, czyli dziedzina nauki? Czasami złudzenie staje się prawdą...

A ta sztuczka twojego taty?

- Była słaba (śmiech). Karta przenikała przez gazetę. Sam zrobiłem potem kilka innych wersji. Ale to nie jest coś, co chciałbym komukolwiek pokazywać. Niedobrze, że tata mi powiedział, jak to zrobił. Nie powinno się psuć dziecku świata iluzji. Z drugiej strony jednak ja miałem potem cały czas w głowie myśl, że też bym tak chciał. To mnie zainspirowało. Później rodzinnie analizowaliśmy Copperfielda, czytaliśmy "Lilavati". Kilka lat później przyjechał do nas znajomy z Niemiec, który nauczył mnie prostej rzeczy z kartami. Byłem wtedy w gimnazjum i nie zajmowałem się jeszcze iluzją, ale jak to w gimnazjum, kochałem się w dziewczynach z klasy. One z kolei wolały starszych chłopaków z liceum. Kiedy jechaliśmy autokarem na wycieczkę, pokazałem tę sztuczkę dziewczynom.

Y (fot. Kamil Kajko)

I co?

- Na początku myślałem, że się ze mnie śmieją. Ale okazało się, że śmieją się do mnie. To była ich reakcja na iluzję. Pierwszy raz doświadczyłem tego uczucia i to było super! Postanowiłem się tym zająć. Dzięki internetowi miałem szanse kontaktować się z najlepszymi iluzjonistami w Stanach, m.in. konsultantami Copperfielda, więc z nie byle kim. Zresztą sam David Copperfield to legenda. Wiesz, że wciąż robi 500 pokazów rocznie?

To nie jest wyczerpujące?

- Zależy od człowieka. Ja jestem introwertykiem, ale mam wyuczony ekstrawertyzm. To znaczy, że czasami jest to wyczerpujące, ale jednocześnie sprawia mi ogromną przyjemność. Copperfield mi imponuje, ale nie zamierzam tak jak on zajmować się dużą iluzją. Duża iluzja z pudłami czy kobietami przecinanymi w pół jest co prawda spektakularna, ale w dobie dzisiejszej technologii za pomocą kamery wszystko można pokazać z bardzo bliska. Spektakularność powstaje wtedy, gdy robię coś przy stoliku i ktoś patrzy na to z odległości pół metra.

Czemu Y?

- Jest generacja Y - to ludzie urodzeni w latach 80. i 90. Należę do tej generacji i chciałbym tę generację inspirować. Jeżeli ja mogę zrobić coś niemożliwego, to i oni mogą zwalczyć swoje problemy w pracy czy w szkole. Dodatkowo rozwój młodego pokolenia jest też inspirujący dla starszych.

Zainspiruj mnie.

- Dobra, zrobimy eksperyment. Pożyczę twój telefon i w kalkulatorze zapiszę jedną cyfrę, a ty pomyśl cyfrę.

Mam.

- To 8?

Nie, 6.

- Dziwne. Ale byłem blisko. Wciśnij dwie dodatkowe cyfry, naciśnij razy, jeszcze trzy, naciśnij razy i jeszcze trzy. Nie myśl nad nimi, wpisz dowolne, które ci przychodzą do głowy. Przemnożyliśmy wybrane przez ciebie losowo liczby i mamy teraz bardzo dużą losową liczbę. Teraz skopiuj wynik do telefonu i zadzwoń. Zobaczymy, co się stanie... (Po chwili dzwoni komórka Y. Odbiera ją.).

 

Jak to zrobiłeś?

- Połączyłem rachunek prawdopodobieństwa z sugestią.

Umiesz czytać w myślach? To co teraz pomyślałam?

- To nie jest takie proste... Czytanie w myślach to połączenie psychologii i modelowania zachowania. Zresztą nic więcej ci nie powiem, to tajemnica...

Trudno. Pierwsza sztuczka jaką zrobiłeś?

- W domu robiliśmy różne rzeczy z "Lilavati", książki z trikami. Wiesz, sztuczki to sztuczki. Tworzenie magii jest czymś innym. W grę wchodzi wtedy cała prezentacja, emocje, które chcemy komuś dać. Jak w teatrze. Iluzja jest sztuką, a jak niesie za sobą całe spektrum emocji, to staje się magią. Zrozumiałem to dopiero, jak dorosłem do magii. Żeby to nie były triki.

Jaka jest różnica między trikami a magią?

- Triki są tylko środkiem artystycznym, który ma wywołać magię. Magia powstaje w głowie widza. Nikomu nie mówię, że magia istnieje, że ma w nią wierzyć. Widz, który idzie do teatru, nie kwestionuje przecież tego, że aktorzy to ludzie, którzy grają. Przecież doktor Lubicz z "Klanu" nie jest z zawodu lekarzem. Tak samo na pokazach nie powinno się kwestionować, że to nie jest magia. Jeszcze raz mówię: magia powstaje w głowie, wtedy, kiedy ktoś na chwilę zaakceptuje fakt, że niemożliwe może stać się prawdą. Ja na swoich pokazach zawsze chcę zostawić widza z niemożliwym. A jak robię coś, co jest niemożliwe, i widzę, że to dla niego za dużo, to staram się zasiać w widzu tę wątpliwość. Niektórzy ludzie nie są gotowi na to, by rzeczy niemożliwe działy się na co dzień. Potrzebujemy tego, ale nie wszyscy jesteśmy na to gotowi.

Ty wierzysz w magię?

- Wierzę.

 

Co się zdarzyło w twoim życiu magicznego?

- Moje życie w ogóle jest magiczne. Dam ci przykład. Jak szedłem do "Mam talent", pracowałem już na eventach. To był zabieg typowo promocyjny. Jak poszedłem z kartami do "Mam talent", nie chciałem wygrać. Chciałem być w półfinale i mieć dobre oceny jurorów. Miałem ten obraz cały czas w głowie i tak dokładnie się stało. Show na żywo w telewizji był dla mnie prawdziwym testem. I wyzwaniem, bo nikt nie robił jeszcze w "Mam talent" manipulacji karcianej. Jurorzy to docenili, ale finał nie był mi potrzebny.

Z "Mam talent" trafiłeś do DDTVN?

- Nie, dostałem dobrą radę, żeby otworzyć kanał na YouTube. Tam robię iluzję. Nie mogłem się zablokować tylko na kartach, choć ludziom się to bardzo podoba. Dopiero po sukcesie na YT dostałem propozycję z DDTVN.

YouTube żeby zarabiać?

- Nigdy nie było to moim celem. Jednak opracowanie iluzji i nagranie jej zajmuje sporo czasu. To ciężka praca, więc czemu na tym nie zarabiać? Nie żyję jednak z pieniędzy z YouTube i nigdy bym nie chciał. Jestem iluzjonistą, performerem. Aby żyć, muszę występować. Od zawsze występowałem na korporacyjnych eventach. Nie robię pokazów dla dzieci, specjalizuję się w iluzji dla dorosłych. To mnie nakręca, bo ma to wyższy wymiar niż do tej pory znana Polakom iluzja.

Co robisz na takich pokazach?

- Powiedzmy, że klient chce w nietypowy sposób zaprezentować nowy produkt. Przyszli sprzedawcy muszą być do tego zainspirowani, więc nie dopasowuję istniejącej już iluzji do marki, tylko faktycznie tworzę iluzję z marką, od zera. To strasznie stresujące. Muszę się sprężyć, by dobrze pokazać iluzję po raz pierwszy publicznie. Ale efekt mojej pracy sprawia, że dorośli ludzie pracują efektywniej i, co najważniejsze, mają z tego większą satysfakcję.

Postawiłeś na sprawdzony schemat. Nagrywasz, jak chodzisz po ulicy, robisz sztuczki i czekasz na reakcję ludzi.

- Mylnie uważa się, że schemat ten zapoczątkował Dynamo, ale przecież iluzja na ulicy działa się od dawna! Iluzjonista to drugi najstarszy zawód świata. W latach 90. do tego modelu wrócił w nowej formie David Blaine. To on mnie zainspirował, choć mam zupełnie inny styl. Więcej żartuję, ale też bywam poważny, bardziej eksperymentuję środkami, żeby osiągnąć większe spektrum emocji. Uliczna forma jest najlepsza, bo jest prawdziwa. Teraz ludzie już sami zaczepiają mnie na ulicy. Udaje się szybciej nakręcić materiał. Co ciekawe, jeden odcinek do DDTVN kręciliśmy tak, że ja nikogo nie zaczepiałem, bo ludzie podchodzili do mnie sami. - Możesz coś pokazać? - pytali.

Y (fot. Kamil Kajko)

A jak nie byłeś rozpoznawalny?

- Ludzie są wycofani. Moim zadaniem jest z nich to zdjąć. Nie zawsze się udaje. Początkowo miałem problem, by nagrać jeden dobry materiał na tydzień. Ostatecznie puszczaliśmy taki, gdzie te reakcje nie były najlepsze. Przez to pojawiły się zarzuty, że to nie są przypadkowo poznane osoby, tylko podstawione. Niektórych peszy kamera, więc czasem muszę wychodzić kilka razy, żeby nagrać naturalną reakcję. Z kolei wyluzowani też nie wypadają najlepiej, bo robią różne dziwne rzeczy, których potem nie możemy puścić.

Nigdy się nie ustawiam po drugiej stronie barykady z widzem.

Czasem coś mi nie wyjdzie, więc okazuje się, że ja też jestem człowiekiem. Wtedy reakcja jest lepsza, bo udaje mi się wydobyć od widza niespodziewane emocje. W teatrze mówi się - bo uczę się aktorstwa - że nawet najlepsza emocja, jak będzie cały czas taka sama, to stanie się nudna. To prawda. Dlatego czasami, by wydobyć emocje, odcinek jest bardziej drastyczny, co niektórym nie odpowiada, ale ja to szanuję. Zawsze zresztą o tym uprzedzam. Na pokazach podchodzę do rodziców z dziećmi i mówię, że nie chcę, aby to naśladowały.

Czasem specjalnie ci coś nie wychodzi?

- Tak, ale poza celowymi zdarzają się też nieprzewidziane wpadki. Wcześniejsze występy w klubach muzycznych umocniły moją asertywność, a to pozwala z kolei wyeliminować wiele wpadek. Ale przecież każdy jest tylko człowiekiem, więc błędy są nie do uniknięcia. Ja, analizując swoje pokazy, zawsze oceniam, że nie były idealne. I że zawsze mogę coś poprawić. Na przykład użyć innych słów.

Nie do końca rozumiem.

- Wyobraźmy sobie, że mamy pacjenta, któremu trzeba podać lek znieczulający działający po 10 minutach. Pacjent cierpi, więc nic nas nie kosztuje powiedzenie mu, że ten środek zacznie działać za minutę zamiast dziesięć. Czyli szybko. To nie ma nic wspólnego z kłamstwem. Ale jak to powiesz, efekt placebo może sprawić, że ta osoba szybciej poczuje ulgę.

Gdzie się uczysz sugestii?

- Z sugestią jest tak, że ilekolwiek się nie naczytasz, to nic nie będzie to warte, dopóki tego nie przetestujesz. Po prostu uczę się jej w życiu. To trochę manipulacja ludźmi. Ale wyłącznie w celach rozrywkowych. Tobą jeszcze dziś nie manipulowałem. No może trochę (śmiech). Nie mam tego w rutynie, ale nie będę ukrywał, że to wykorzystuję.

Na przykład jak policjant chce ci wlepić mandat?

- To są umiejętności społeczne. Uwierz mi, że znajomi są pod ogromnym wrażeniem, gdy się nagle zaczyna ich słuchać. Gdy się przejmujesz tym, co do ciebie mówią. Postrzegają cię wtedy jako osobę dużo bardziej wartościową. Ja, choć nie zawsze tak miałem, mam teraz bardzo wyostrzony słuch. Nie wiem czemu. Inne zmysły też. Uważam, że percepcja powinna być na najwyższym poziomie skupienia. Dostrzegam pewne szczegóły, które później mogą mi się przydać.

Ostatnio, robiąc promocję produktu, zauważyłem, że ludzie się dziwią, że słyszę, jak ktoś w piątym rzędzie mówi: A, znam to. Odpowiedziałem mu: Niech pan patrzy do końca, jeśli po wszystkim powie pan, że to zna, postawię panu piwo (akurat rozdawaliśmy piwo, więc nie miałem nic do stracenia). Dla tego człowieka magią jest już to, że go usłyszałem. Dlatego polecam słuchać innych. Słuchać i słyszeć. Wracając do pytania - na pewno jest mi łatwiej negocjować...

Ile w tym daru, a ile wyuczonych umiejętności?

- Wiesz, do tej pory jak padało to pytanie, odpowiadałem, że to jest kwestia pracy. Że talent to jest nic, że trzeba chcieć. Teraz już nie mam tej pewności. Dostaję masę listów od młodych iluzjonistów. Pytają mnie, jak to zrobiłem. Proszą o pomoc, bo chcą zacząć. Wolałbym nie dostawać tylu listów, bo czuję się odpowiedzialny za tych ludzi. A nie jestem w stanie odpowiedzieć wszystkim. Jak widzę niektórych, to wiem, że coś jest w tym darze. Nie mogę powiedzieć, że się nie nadają, ale mogę stwierdzić, że mi niektóre rzeczy wychodziły łatwiej. Jeśli chodzi o manualne umiejętności, to na pewno jest to kwestia pracy. Ja początkowo naprawdę nie byłem w tym dobry. Ale ćwiczyłem. I wiem, że umiejętności manualne można wytrenować. Ale charakter? Uważam się za ogromnego szczęściarza. Jak widzę ludzi, którzy się dołują czy popadają w nałogi, to wiem, że nie mają predyspozycji, by zostać iluzjonistą. Bo bycie iluzjonistą to cały styl życia. Pracuję non stop. Jak śpię, to też myślę o iluzji. Sny, w których mi się przyśni pomysł, są najlepsze.

Niedawno kupowałem młodszej siostrze iPhone'a, bo to było takie jej małe marzenie. Poszedłem z nią. I wiesz, że w nocy od razu mi się ten telefon zwrócił? Przyśnił mi się scenariusz bardzo fajnego efektu. Właśnie nad nim pracuję.

Myślisz, że każdy może być iluzjonistą?

- Nie każdemu będzie dany pewien poziom. Ale każdy, kto chce, może próbować. Na Zachodzie iluzja jest popularnym hobby. Czasem zdarza mi się widz, który mówi, że jego znajomy jest w tym najlepszy. I naprawdę ciężko czymkolwiek takiego widza zaskoczyć. Jego znajomy umie jedną sztuczkę, ale ma ją opanowaną perfekcyjnie. Poza tym to jego znajomy i to jest najważniejsze. Za to manipulacja karciana bardzo rozwija, ćwiczy dłonie. Jest kapitalna dla osób, które obgryzają paznokcie.

Jaki jest twój wymarzony numer życia?

- Nie lubię określenia numer. Wolę określenie efekt magiczny albo efekt iluzjonistyczny. Ale... kurczę, mam coś takiego, że jak chcę coś zrobić, to po prostu robię. Niektóre efekty wymagają co prawda długich przygotowań, ale nie planuję ich, tylko działam. Iluzja jest tak szeroką dziedziną. Jak mi się na chwilę znudzą karty, to chwytam monety. Nie mam wymarzonego efektu. Po prostu dużo rzeczy jeszcze przede mną...

Y (fot. Kamil Kajko)

Czemu tak często robisz efekty z kartami?

- Ludzie je lubią. Ja też. Kiedyś w ogóle kolekcjonowałem karty. Popatrz, jakie są ładne. Zresztą założenie do iluzji mam takie, żeby wykorzystywać wyłącznie naturalne przedmioty. Nie lubię dziwnych pudełek, których ludzie nie używają, trzeba im tłumaczyć, co to za pudełko. Wolę wykorzystać do efektu telefon, monetę, kartę. Gdy zaczynałem zajmować się iluzją, był w Polsce boom na pokera. Chciałem się nauczyć oszukiwać kolegów, z którymi grałem. Żeby im zaimponować (śmiech). To jest tak: kobietom częściej pokazuję magię, a facetów próbuję trochę przechytrzyć. Na przykład zdjąć zegarek. Wiadomo, że oni na to lepiej zareagują. Dobieram iluzję do osoby, do jej wrażliwości.

Karty są o tyle wygodne, że to niby jeden przedmiot, który nosisz w pudełku. A tak naprawdę 52 przedmioty, z którymi możesz robić nieskończoną liczbę rzeczy. To niesamowicie praktyczne. Kiedyś pracowałem tylko z kartami. I zawsze się to sprzedawało świetnie. Do tej pory mam takie sytuacje, że ludzie nawet nie chcą innych rzeczy. Wolą karty. Fascynują ich. Gdy się jednak pojawiały pytania, czy tylko karty, postanowiłem otworzyć się na coś więcej.

Co robisz, żeby odwrócić czyjąś uwagę?

- Poprawny termin to "kierowanie uwagą". Jeżeli na przykład machnę ręką, to wiem dokładnie, że twoja uwaga poszła właśnie ma moją rękę. Jak to robię? Bardzo dobrze (śmiech). To jest ściśle związane z psychologią. I sugestią. Można manipulować poziomami wzroku, ale dokładnie w tym momencie, kiedy chcę, żeby widz to zrobił. A sugestia? Wyjmuję na przykład kartę z tylnej kieszeni i mówię: Nie wiem, czy widziałeś, jak to zrobiłem. Słowo "widziałeś" sugeruje komuś, żeby spojrzał na mnie, najlepiej prosto w oczy. Bo widzenie kojarzy się z oczami. A to jest ten krótki moment, kiedy ja mogę coś zrobić. To silniejsze od ciebie, nie powstrzymasz tego. I nie zauważysz. Podoba się to też tym, którzy patrzą na to z boku. Oni z daleka odkryli sekret, a ten kto patrzy z bliska, nie jest w stanie się połapać. Obserwatorzy to lubią, bo dowodzi to prawdziwości tego, co robię. Oczywiście magia rośnie w głowie tej osoby z bliska, ta patrząca z daleka czuje tylko podziw.

Wiesz, iluzjoniści mają ogromne umiejętności psychologiczne, choć nie zawsze potrafią je usystematyzować czy opisać. Zresztą chyba nawet nie muszą tego robić. Na przykład znikam monetę. W pewnym momencie ona już nie jest w mojej dłoni, ale ja ciągle udaję, że ją trzymam. Pokażę ci na moim pierścionku. Przekładam go z ręki do ręki. Jak wykonuję dłonią ruch po skosie czy w linii prostej, mózg jest w stanie wrócić do momentu, w którym pamiętam, że pierścionek był trzymany w tym miejscu. To rodzaj pamięci, który psychologowie potrafią nazwać. A iluzjoniści od zawsze robią dłonią łuk, który tę pamięć po prostu rozmywa. Ogłupia. Jest mnóstwo takich małych szczegółów, które są bardzo ważne. Ja słynę z tego, że jestem bardzo techniczny i lubię teorię iluzji, dbam o te szczegóły. I nie lubię iluzjonistów, którzy nie dbają. To najczęściej gadżeciarze, którzy kupili rekwizyt, który działa sam. Nie zdobywają manualnych umiejętności. Nie analizują.

Jesteś przeciwny wyjaśnianiu iluzji?

- Jeżeli iluzjonista wyjaśnia iluzję, to dla mnie znaczy, że nie ma na tyle charyzmy, żeby osiągnąć coś samymi pokazami. Ja nigdy nie będę tego robił. Pokazałem kilka gagów, robiąc je dla Fanty, ale to nie była iluzja, drugim dnem akcji była walka z wyjaśnieniami przez tytułowanie filmu tym, że jest tam wyjaśnienie, kiedy go tam na prawdę nie ma. Filmy iluzjonistów zdradzających sekrety wtedy nie wyświetlają się na pierwszych pozycjach w wyszukiwaniu.

Nie popełnisz błędu swojego taty, który odarł sztuczkę z magii?

- Mój tata tego żałuje. Po latach, kiedy już zajmowałem się iluzją, spytał mnie: Nie powinienem był ci mówić, jak to zrobiłem, prawda? Odpowiedziałem: tak Tato, generalnie się tego nie robi. Ale wiesz, mój Tato jest hobbystą, nie jest do niczego zobowiązany. Jeżeli ktoś traktuje magię jako sztukę, szczególnie gdy na tym zarabia, to podstawowym zobowiązaniem jest trzymanie tajemnicy. I tu nie ma żadnej dyskusji. Najgorsi są ci, którzy wyjaśniają cudze efekty. Nie mają na tyle charakteru, żeby zrobić coś swojego, a palą cudze efekty. Szukają szybkiej drogi do popularności, a to nie jest dobre. Powstało nawet coś takiego, jak etyka iluzji. I tam jest napisane, kiedy i co można wyjaśniać. Ważny jest bowiem sposób, w jaki to robisz. Niektórzy uważają, że jak wyjaśnienie efektu jest ciekawsze od samego efektu, to można je podać.

Mógłbym już właściwie napisać książkę z wyjaśnieniami. Ale tego nie zrobię, bo jestem przeciwny wyjaśnianiu efektów. Chyba że w zaufanym gronie. Ale wyjaśnianie iluzji na forum publicznym jest zupełnie niepotrzebne. To tak jakby powiedzieć dzieciom, że nie ma świętego Mikołaja. A przecież jest (śmiech). Wiem, bo wysyłałem do niego listy i nadal wysyłam co rok. Jak byłem młodszy, znalazłem jeden list u Mamy w szufladzie. Dowiedziałem się wtedy, że Mikołaj na pamiątkę odsyła rodzicom kopię listu.

Korzystasz z podstawionych ludzi?

- Nie.

 

A z pomocy operatorów komórkowych? Może masz deal z jakimś, że przekierowuje ci rozmowy i tak właśnie powstał ten efekt z numerem telefonu?

- Technologia jest w iluzji od dawna. Iluzjoniści są zresztą zawsze dekadę przed resztą. Już dziesięć lat temu kombinowali, co można zrobić z mappingiem 3D, a mapping dopiero teraz stał się popularny. Oczywiście jest rodzaj technologii, którego nie powinno się używać w iluzji. Na przykład jak miałbym podczas show słuchawkę w uchu i ktoś podpowiedziałby mi przez słuchawkę, co zapisał na kartce jeden z widzów. Cóż by to było za czytanie w myślach? Do czytania w myślach używa się przede wszystkim masy psychologii. To jest dobre, to jest tworzenie złudzeń.

Wracając do pytania - nie mam żadnej umowy z operatorem. Wierzę w magię tak najbardziej prawdziwą, jak tylko się da. Staram się więc nie używać masy technologii.

Czemu nie robi się tego samego efektu kilka razy z rzędu?

- Czasami się robi, choć według spisanych klasycznych zasad iluzji rzeczywiście się nie powinno. Jestem nowoczesnym iluzjonistą, więc czasem te reguły łamię. Gdy się efekt powtarza, to głównie po to, żeby kogoś totalnie wkręcić. Ja lubię łamać tę zasadę w szczególności. Bo jak zrobię ten sam efekt drugi raz, to jest on jeszcze bardziej niesamowity. Bywa, że pokazuję to samo, ale w inny sposób i efekt nadal jest ciekawy. Albo jeżeli powtarzasz i coś komuś wyjaśniasz, by zbudować w ten sposób lepszy efekt, to też jest dopuszczalne. Albo mówisz, że coś wyjaśniasz, a tak naprawdę szykujesz kolejną niespodziankę...

Zająłeś się magią dla pieniędzy?

- Daję ludziom rozrywkę. Nie myślę o tym, że chcę mieć pieniądze, taki czy inny samochód. Gdy się kładę spać, myślę zwykle o tym, jakby tę kartę inaczej pojawić, czy jak mógłbym robić coś magicznego. Nie myślę w kategoriach pieniędzy. Oczywiście są przecież bardzo potrzebne. To środek. Jeśli mam większe zasoby, to mogę zrobić coś lepszego. Niektóre efekty są niezwykle kosztowne. Wiesz, jaki jest główny powód, dla którego zajmuję się magią? Robię to dla reakcji ludzi. To jest uzależniające, przyznaję. A czasami nawet niebezpieczne, jak za bardzo uwierzysz w swoją magię...

Y. Polski magik, nowoczesny iluzjonista, mentalista. Urodził się na Mazurach, wychowywał w Trójmieście, obecnie mieszka w Warszawie. W 2012 roku był półfinalistą programu " Mam talent". W 2013 roku rozpoczął na YouTube autorski program "Magia Y", który szybko odniósł sukces. Zaowocowało to współpracą z wieloma markami, jak i cyklicznymi materiałami w Dzień Dobry TVN. Na co dzień występuje i tworzy iluzje dla dużych korporacji oraz oczarowuje znane osobistości.

Angelika Swoboda. Ekspert show-biznesowy portalu Gazeta.pl. Komentuje życie gwiazd w Polsat Cafe, TVN i Superstacji. Zaczynała jako dziennikarka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka mądrych ludzi, z którymi chętnie rozmawia zawsze i wszędzie, kawy i sportowych samochodów.