
Pojawił się w Stanach w październiku 2012 i natychmiast zrobił furorę na studenckich kampusach. W następnym roku zdobył najbardziej prestiżową nagrodę dla start-upów: Crunchie Award podczas festiwalu TechCrunch w San Francisco. Tinder, bo o nim mowa, to aplikacja randkowa na smartfony, która umożliwia kontakt z zalogowanymi osobami znajdującymi się w promieniu maksymalnie 160 km (odległość można dowolnie zmniejszyć do 2 km). Jak to działa? Najpierw trzeba polubić czyjś profil na podstawie zdjęcia i wspólnych zainteresowań. Wystarczy przesunąć palcem po zdjęciu osoby w prawo, a aby ją odrzucić - w lewo. Jeśli zlajkuje ona również ciebie (zrobi to zupełnie niezależnie - nie wie wcale, że została przez ciebie polubiona), nastąpi "match" i będziecie mogli czatować.
Obecnie każdego dnia w aplikacji rejestruje się 750 milionów "swipes", czyli ruchów palcem po ekranie smartfona - w lewo lub w prawo - co daje 10 milionów "matchów" dziennie. Tinder ma 24 wersje językowe i ponad 10 milionów użytkowników aktywnych codziennie - takiego sukcesu nie odniósł jeszcze żaden serwis randkowy. Według ostatnich danych, na Tinderze odbyło się już więcej niż miliard "matchów". Użytkownicy są przeważnie heteroseksualni i mieszkają w dużych miastach. Choć formalnie Tinder jest apką do poznawania ludzi, zawiera wyraźny podtekst seksualny...
- Nie można oczekiwać od gruszki, że będzie jabłkiem. Tinder nie jest aplikacją matrymonialną. Służy do tego, by mieć dowolną liczbę partnerów seksualnych, wtedy gdy ma się na to ochotę - mówi dr Paula Bialski, polsko-kanadyjska socjolożka badająca media społeczne w Laboratorium Kultury Cyfrowej na niemieckim Uniwersytecie Leuphana. Według Ani (dobiega czterdziestki, na Tinderze od marca), jest to aplikacja dla osób poszukujących mocnych wrażeń. - Tinderowe związki trwają bardzo krótko: kilka dni albo nawet kilka godzin - mówi. Bialski podkreśla też, że najciekawsze w Tinderze jest wykorzystanie systemu lokalizacji w terenie: - Można się zalogować w podróży, co dodatkowo wpływa na nietrwałość nowego związku.
Taniec w sieci
Inspiracją do powstania Tindera była stworzona trzy lata wcześniej aplikacja dla gejów i lesbijek o wymownej nazwie Grindr. "To grind" oznacza taniec, podczas którego partnerzy ocierają się o swoje partie intymne. Monika (po trzydziestce, na Tinderze od stycznia): - To tak jakby nazwać aplikację "Seks w toalecie" . Piotr, gej przed trzydziestką, na Grindrze od 2,5 roku, tłumaczy: - Grindr umożliwia znalezienie kolesia na szybki seks... Rozmowa jest krótka i konkretna, o upodobaniach seksualnych i wymiarach penisa.
Czy inspiracja Grindrem sprawia, że Tinder jest tak wyraźnie ukierunkowany seksualnie? Quentin, trzydziestoletni Francuz mieszkający w Warszawie, korzysta z aplikacji od miesiąca i przyznaje, że niektórzy wykorzystują ją do poszukiwania szybkiej i łatwej zabawy. - Dziewczyny, które same mnie zagadują, są zbyt bezpośrednie, aby chodziło im tylko o kawę. Na przykład o północy piszą mi, bym natychmiast gdzieś przyjechał. Wtedy wiem, że mają po prostu ochotę na seks - relacjonuje. Quentin nie stawiałby jednak znaku równości między Tinderem a Grindrem: - Mój kolega gej jest na Tinderze, bo Grindr opiera się wyłącznie na seksie. A on jest nieśmiały i nie interesuje go jedynie seks - tłumaczy. - Poza tym Tinder jest podłączony do twojego konta na Facebooku, co eliminuje wszelkie seksualne konotacje z Grindrem. Możesz zamieścić wyłącznie zdjęcia z Facebooka, więc zero nagości. Facebook jest twoim paszportem wstępu na Tindera .
Temat tabu
Mimo to wiele osób nie chce oficjalnie wypowiadać się na temat apki. Zwłaszcza mężczyźni. Na przykład taki Filip - ponoć "wyrywa laski na pęczki" i nawet nie fatyguje się postawić poznanej na Tinderze dziewczynie drinka, tylko od razu zmierza do wiadomego celu (tak przynajmniej relacjonuje swoim znajomym). Ale gdy przesłałam mu przez Facebooka prośbę o wypowiedź, nie raczył odpisać choćby "tak" lub "nie".
Dr Paula Bialski potwierdza, że wokół Tindera panuje atmosfera tabu. - Ludziom głupio się przyznać, że jest to aplikacja do jednorazowych przygód - opowiada. - Podobnie jest z couchsurfingiem: oficjalnie nie jest to sieć ludzi poszukujących one-night-standów, ale sporo osób właśnie w tym celu z niej korzysta. Sieci społeczne żyją własnym życiem i to jest dla socjologów fascynujące.
Męscy rozmówcy często oznajmiali mi, że z nikim się nie spotykają - czasem wchodzą "i tyle." Quentin nie umówił się z żadną dziewczyną, ba! rzadko z nimi czatuje (nigdy nie zagaduje ich sam), choć w ciągu miesiąca uzyskał aż 88 "matchów". Zatem dla niektórych Tinder może być medium społecznościowym, które niekoniecznie jest "społeczne".
Najbardziej pożądani
Po co w takim razie Quentinowi tych 88 polubień? - Główny powód, dla którego jestem na Tinderze, to dowartościowanie ego - odpowiada. A co, jeśli mamy niewiele "matchów"? Monika otrzymała radę od koleżanki z dłuższym stażem na Tinderze, aby "uderzyć w masę", tzn. lajkować więcej osób, niż jej się faktycznie podoba, bo "zawsze można ich wywalić" - a ego tak czy siak zostanie połechtane. Bialski wyjaśnia: - Media społeczne mają to do siebie, że można oszacować swoją "atrakcyjność" na podstawie liczby swoich znajomych (Facebook), adoratorów (Tinder) czy lajków.
W Nowym Jorku portal randkowy OKCupid zorganizował w lutym tego roku konkurs na Najbardziej Pożądanych Ludzi: Mężczyznę Hetero, Kobietę Hetero, Geja i Lesbijkę. W kategorii faceta hetero wygrał ten, który sam przyznawał innym użytkownikom maksymalną liczbę punktów.
Mimo pozytywnego oddziaływania apki na ego, zaobserwowałam wśród swoich koleżanek tinderowe "kryzysy". Na jakiś czas usuwały w złości swoje konta, aby niedługo potem do nich wrócić. - Rozczarowania pojawiają się, jeśli w Tinderze pokładasz jakieś nadzieje - wyjaśnia Łucja (przed trzydziestką, na Tinderze od września zeszłego roku). - Niby nie traktujesz tego poważnie, aż w końcu poznajesz kogoś, kto ci się bardzo podoba. Widujecie się i wszystko idzie dobrze, po czym coś się psuje i wtedy tłumaczysz sobie, że to na pewno przez Tindera .
Ania przeżyła z facetem poznanym na Tinderze dwutygodniowy romans. - Mimo że to się skończyło, dalej jesteśmy w kontakcie - opowiada. - Choć ostatnio zapraszał na Tinderze moją znajomą na seks-weekend... Niby jestem wyluzowana i wiem, że z Tindera nie ma miłości, ale z drugiej strony jak się poznaliśmy, to proponował mi, że przeprowadzi się dla mnie do Polski...
Gra na kilku frontach
Mężczyźni widzą Tindera nieco inaczej. Moja przyjaciółka przygotowuje się do triatlonu i sporo czasu spędza w męskim towarzystwie. Kiedyś podczas treningu dowiedziała się o "regule czterech randek": Przecież z laską poznaną na Tinderze nie pójdziesz na więcej niż cztery randki - czy kobiety naprawdę tego nie wiedzą? Dr Pauli Bialski takie podejście wcale nie dziwi: - Nie możemy oczekiwać, że facet umówi się z nami więcej niż cztery razy, skoro nie jest to norma przyjęta w tej sieci społecznej - mówi. Porównuje wręcz Tindera do prostytucji: - Zasada jest ta sama: kobieta wystawia się na swoim profilu i oferuje swoje wdzięki, a mężczyzna może z nich jednorazowo skorzystać. Wiadomo, że tinderowy seks odbywa się bez żadnej transakcji finansowej, ale wystarczy spojrzeć, w jakim kierunku poszedł Tinder w USA czy Anglii - opiera się już wyłącznie na seksie. Oczywiście może się to wydarzyć także w drugą stronę. Zmienia się rola społeczna kobiet, wybierając swoich kochanków na Tinderze, kobiety mogą poczuć, że mają władzę.
Psycholożka i seksuolożka Joanna Barlińska dodaje, że może to także wynikać z naturalnych zmian rozwojowych u konkretnej kobiety. - Jeśli była już w dłuższym związku i nie jest obecnie zainteresowana poważną relacją, korzysta z aplikacji. Po prostu ma ochotę pochodzić sobie na randki i cieszyć się seksem - mówi Barlińska. Jak Ania: - Dzięki Tinderowi odkryłam, jak łatwo mogę nawiązać relacje, które mnie aktualnie interesują: krótkie i intensywne. Teraz mam podejście typu "jak nie ten, to inny". Jak z kimś flirtuję, nie jest on jedyny. Zresztą myślę, że każdy użytkownik Tindera działa na kilku frontach.
No właśnie - jak to jest z tą tinderową poligamią? Zauważyłam, że moje koleżanki korzystające z Tindera szybko nabierają dystansu i nie skupiają uwagi na jednej osobie, nawet jeśli znajomość rozwija się pomyślnie. Czy Tinder może zmienić adeptkę wierności w zwolenniczkę wolnego seksu? Joanna Barlińska: - Może, ale tylko w kontekście nowego doświadczenia - zakładam sobie konto na Tinderze i akceptuję reguły gry. I skoro na Tinderze powszechne jest umawianie się z różnymi osobami jednocześnie, to albo się na to godzę, albo rezygnuję.
Podryw 4D
Quentin wykorzystuje Tindera w zaskakujący sposób: - Jeśli spotkasz przez przypadek w realu kogoś widzianego na Tinderze, pozwala ci to przełamać lody i zagadać: "Hej, widziałem cię na Tinderze!".
Sean Dan, jeden z trzech założycieli Tindera, planuje, aby aplikacja miała jeszcze większy wpływ na sytuację w świecie 4D. Bardziej szczegółowe dane w profilu użytkownika (typu: czym się zajmuje i gdzie dokładnie jest - nie chodzi o przybliżoną lokalizację powyżej 2 km, tak jak teraz) pozwolą odszukać i zlajkować na Tinderze osobę, z którą przebywa się w tym samym pomieszczeniu. Może to zaowocować natychmiastowym spotkaniem - w czasie rzeczywistym.
Póki co z tym zaczepianiem dziewczyn w realu to u nas trochę słabo... Praktycznie wszystkie moje koleżanki narzekają, że Polacy ich nie podrywają. Co innego, jak wyjadą do Włoch czy za Ocean... - W Polsce zmienia się aktualnie układ kobiecości i męskości, równouprawnienie zatacza coraz szersze kręgi i sytuacja jest jeszcze niejasna - nie wiadomo, kto ma się czym zajmować i jaką pełnić rolę - tłumaczy Barlińska. A Sean Rad zauważa, że nawet największy przystojniak poczuje się pewniej, jeśli dziewczyna da mu sygnał, że chce, by do niej podszedł.
Tinder nie wyrówna jednak różnic kulturowych. Bialski wyjaśnia, że miejscowe normy kulturowo-społeczne obowiązują zarazem online, jak i offline. - Nie zachowujesz się na Tinderze tak samo, będąc w Nowym Jorku, jak wtedy gdy jedziesz do Nepalu - tłumaczy. - Zresztą w socjologii internetu bardzo rzadko mówimy "online" i "offline", granica stała się płynna i nie odróżniamy już "znajomości online" od "znajomości offline".
Dla Francuzów Tinder to przede wszystkim narzędzie do nawiązywania znajomości. Zdecydowanie bardziej seksualny jest portal Meetic. Natomiast Anglikom i Amerykanom Tinder służy do szybkiego seksu. Gosia wspomina: - W Londynie zszokowała mnie liczba ludzi na Tinderze. Czatowałam z kolesiami o chorych porach, typu trzecia w nocy. Siedziałam na Tinderze godzinami - otrzymujesz tam "match" za "matchem". I ci faceci od razu do ciebie piszą! Na przykład: "Hej, jesteś trzy kilometry stąd, co teraz robisz?" Skończyło się na tym, że uprawiałam z jednym kolesiem "sexting" (pikantny czat - przyp. autorki). Czułam się jak w kiepskim filmie pornograficznym. Po tym wszystkim go zablokowałam.
Nawet gustujący w szybkim podrywie Filip był zszokowany, gdy odkrył w Nowym Jorku, że na tamtejszym Tinderze dziewczyny wyglądają przeważnie jak call girls. Ania opowiada o Szwecji: - Większość mieszkańców Sztokholmu to single. Nie sposób się przebić przez liczbę facetów na Tinderze. Mają konkretne oczekiwania typu "If you want to fall in love, I'm not the one".
Anty-Tinder?
W jakim kierunku zmierza Tinder? Dr Paula Bialski: - Tinder jest chwytliwą aplikacją, której popularność w pewnym momencie się skończy - prognozuje. - Niby fajnie, że dzięki niej poznajesz ludzi dookoła siebie, ale jeśli nawiązane relacje są płytkie, w pewnym momencie się znudzą. Może stąd rosnąca popularność amerykańskiej aplikacji Hinge, łączącej znajomych znajomych? Z taką osobą już na wstępie ma się wiele wspólnego i może powstać głębsza relacja, taka anty-Tinder. Poza tym, jeśli macie wspólnych znajomych, to nie będziesz robić głupich rzeczy, bo podobnie jak w małym miasteczku wszystko wróci do twoich znajomych i będzie skandal... - mówi. Czy następna aplikacja randkowa będzie zatem przypominać tradycyjną instytucję swatki?
Być może najsilniejszym i najtrwalszym typem relacji, jaki obecnie ułatwia Tinder, jest związek człowieka z jego smartfonem? Przeciętny użytkownik aplikacji sprawdza swoje konto średnio 11 razy dziennie. W autobusie, poczekalni, na imprezie i nawet w trakcie tinderowych randek! Choć większość moich rozmówców nie poszła na wiele randek. Łucja przez rok swojej obecności na Tinderze spotkała się z czterema osobami, Monika, która jest na Tinderze od stycznia - z jedną, a Quentin, od swojego debiutu w maju, z żadną...
A ja? Po parotygodniowym okresie próbnym skasowałam swoje konto. Jakoś obco się tu czułam.
Dominika Baranowska. Dziennikarka, specjalistka od PR i podróżniczka 3-w-1. Pisała dla "VIVY!" i "ELLE". Egzotyczne dzieciństwo w Emiratach Arabskich zaraziło ją genem podróży. Najlepiej na Wschód: Bliski lub Daleki. Fascynują ją ludzie pod każdą szerokością geograficzną. Lubi poznawać języki. Następne wyzwanie? Japoński!