
*Marek Pawłowski nie żyje. Przypominamy wywiad z nim sprzed pięciu lat
Jak się zostaje zbieraczem złomu?
- Ja, wie pani, jestem w tym fachu już 14 lat! Kolega potrzebował pomocnika. Popracowałem z nim, zobaczyłem, że z tego są pieniądze, więc po pół roku kupiłem samochód i zacząłem zbierać sam, ze swoim kolegą.
Już po pół roku kupił pan samochód?
- Tak! Najpierw żuka, bo był tani. Miałem w sumie tych żuków 15! Jak się jeden zepsuł, to kupowałem drugiego, bo nie opłacało się naprawiać. Teraz mam już droższy, lepszy samochód i własnego kierowcę.
To ile można zarobić na złomie?
- Różnie to wygląda. Wytłumaczę pani, jak jest: jednego dnia trzeba dołożyć do interesu, a drugiego mam 2 tysiące złotych na czysto. Rozumie pani? Bywa, że ledwo na paliwo zarobię i dniówkę dla kierowcy z kieszeni muszę wyłożyć. A na drugi dzień już po godzinie zbierania mam i dla niego, i te 2 tysiące dla siebie. Nie ma reguły, nie wyliczysz.
W ciągu jednego dnia "Krzykacz" potrafi zarobić nawet 2000 zł (fot. Discovery)
Jak się zdobywa złom?
- Nie każdy daje go za darmo, czasem trzeba zapłacić. Ale grunt to spostrzegawczość. Jedziemy sobie kiedyś przez Babice. Każę pomocnikowi i kierowcy patrzeć na prawo, a po lewej widzę, że leży blacha cynkowa za płotem. Pani powie, jak? Mówię: - Nawrotka! Blacha! Kierowca i pomocnik pytają: - Gdzie?! Pokazuję im: - Tam! Ja mam magnes w oczach. Może mi pani nie wierzyć, ale wszyscy mi to mówią! Ja białą kuchnię w śniegu wypatrzę! Niemożliwe? Możliwe? Wyszkoliłem oczy przez lata. Wiem, gdzie mam spojrzeć, żeby coś znaleźć.
Ma pan wyczucie.
- No, i to trenowane latami. Trzeba wyczuć, co może być w środku. Jest na przykład zwykła skrzynka, a w niej... kilo srebra! Zaglądam do środka, są styki, to biorę kwas i rozbieram. Półtora kilo styków przez dzień wyjąłem! Trzy tysiące złotych!
A inne skarby?
- Niemieckie pianino förster. Z 1812 roku. Wyjąłem je prosto z kontenera na Mokotowskiej w Warszawie. Od razu wiedziałem, że to jest cacko. Sprzedałem. Wziąłem za nie 6,5 tysiąca. Nieraz naprawdę można znaleźć fajne rzeczy. Na przykład telewizory na chodzie. Mam w domu LG 32 cale. Człowiek wyrzucił, bo powiedział, że się nie nadaje do naprawy. A ja zapłaciłem za naprawę 2,50 zł! Na śmietnikach są przedwojenne obligacje, sprawne wieże, komputery... Ludzie pozbywają się naprawdę wszystkiego... Wie pani, jak ktoś dużo zarabia i zepsuje mu się na przykład telefon, to go po prostu wyrzuca.
To znaczy, że w Warszawie mieszkają bogaci?
- Jeżdżę po całym Mazowszu i widzę, że w Warszawie wyrzucają najwięcej. Zwłaszcza na Wilanowie i Żoliborzu. Tam mieszkają najbogatsi. Wywalają nawet antyki. Nikt mi nie chce w to wierzyć, ale ja wiem, co mówię. Wyłącznik się takiemu z Żoliborza w pralce zepsuje, to ją wystawia na śmietnik. Wziąłem jedną taką pralkę i u mnie w domu chodzi już drugi rok. W sklepie kosztowała chyba ze 2600 zł! Porządny sprzęt!
Myśli pan wtedy: co za idiota, dobrą pralkę wyrzucił?
- Ludzie nie są głupi, tylko po prostu za dużo mają! W Polsce nie jest tak, że się rozdaje potrzebującym, tylko wszystko idzie na śmietnik! Regał, dobra lodówka, pralka na chodzie...
A ja jak widzę, że kobieta sama z dziećmi żyje, to jej zawożę taką znalezioną lodówkę. Mówię: - Rzuć mi na pakę grosza na szczęście i jadę. Albo babcia jakaś ma 600 zł na miesiąc, a pralka jej się zepsuła. Mam jakąś na chodzie, to jej dam. Za herbatę. Taki jestem. Tylko temu, co chla, nie pomogę.
"Krzykacz" zbiera złom od 14 lat (fot. Discovery)
Praca zajmuje panu większą część dnia?
- Wyjeżdżamy w teren o ósmej rano i zaczynamy zbierać. Chyba że ktoś zadzwoni, żebyśmy do niego zajechali po złom, to wyruszamy nawet o szóstej! Dzisiaj, przed spotkaniem z panią, zadzwonił jeden gość, że ma półtorej tony papieru do zabrania. Bo papier też zbieramy. Jest teraz droższy od złomu. 38 groszy płacą za kilogram, a za złom - 35. Na samochód ładujemy folię, telewizory, pralki. Całe AGD w sumie. Jak jest w dobrym stanie, to można sprzedać albo komuś dać. Jak jakaś kobitka ma regał do wyrzucenia, a wiem, że ktoś potrzebuje, to mu daję adres, żeby sobie pojechał. A jak nie ma czym, to na paliwo da i mój kierowca przywiezie.
Najlepiej jest, jak gmina AGD zbiera. Ludzie wystawiają sprzęt przed domy. Na słupach są ogłoszenia, to wiadomo, kiedy i gdzie. Jedzie się na taką wystawkę i zabiera. Godzina, dwie i jest pełny samochód. Po co gmina ma dostać dotacje, jak ja mogę zarobić? Tylko przed nimi muszę być, o czwartej rano!
A jak nikt nie dzwoni i nie ma gminnych zbiórek?
- To jedziemy szukać złomu w ciemno. Wybieramy jakąś miejscowość na mapie i lecimy, gdzie nas oczy poniosą. Piękna nasza Polska cała! Warszawa, Piaseczno, Góra Kalwaria, Izabelin, Iwiczna, Magdalenka... Złom sprzedaję od razu, a miedź, mosiądz i aluminium składuję na podwórku. Po tygodniu je czyścimy i dopiero potem sprzedajemy. Straż miejska się czepia, bo trzymam to wszystko przy komórce przed domem.
Jak pan sobie z nimi radzi?
- Ja się z nimi kłócę!
Jak to "Krzykacz". Mandaty dają?
- Kobieto, wiesz jak ja na nich mordę drę? Wzięliby się za robotę, zamiast się czepiać uczciwych ludzi. Choć oni też różni są. Jeden podejdzie i powie: - Weź to człowieku ogarnij, a drugi od razu mówi: - Masz tu mandat 500 złotych. I trzeba płacić.
U mnie, wie pani, wszystko musi być "na legalu". Bez pozwolenia na czyjąś posesję nie wejdę. Jak się ktoś nie zgadza, żeby mu opróżnić kontener, to do widzenia. Ja na komendzie nie chcę wylądować albo pójść siedzieć.
Na śmietnikach można znaleźć prawdziwe perły, jak niemieckie pianino förster z 1812 roku, czy przedwojenne obligacje (fot. Discovery)
Zdarza się, że czegoś pan nie bierze, bo się nie opłaca?
- Co się nie opłaca? Zawsze się opłaca! Ja biorę wszystko! Nawet jakbym miał złotówkę zarobić! Nic się nie zostawia, wszystko trzeba zabrać.
Kiedy kończycie robotę?
- Zwykle tak o drugiej, trzeciej po południu. Choć zdarza się, że i o 22. Na przykład ktoś chce, żeby szybko mu dom opróżnić. Jeżdżę więc tak długo, aż wszystko zwiozę. Drugiego dnia klucze oddaję i pozamiatane. Jak jest robota, to się robi. Nie ma - to się w domu siedzi. W zimie też pracuję, choć latem jest lepiej. Ludzie porządki robią na działkach, mieszkania remontują, grzejniki wymieniają. To dla nas żniwa, głównie w wakacje. Nie wyjeżdżamy na zbieraninę tylko wtedy, kiedy leje jak z cebra.
Bywa niebezpiecznie?
- Pojechałem raz na budowę zabrać złom. Była studzienka do wzięcia, więc ją podniosłem i spadła mi na nogę. Czterdzieści pięć kilo ważyła. Tak się zdenerwowałem, że ją sam jeden do kontenera zaniosłem. Bo ja mam, wie pani, urodzoną siłę. Jak zaczynałem, brałem grzejnik na metr wysoki, cztery żeberka i sam na plecach znosiłem z czwartego piętra.
Ciężki fach.
- Przede wszystkim niewdzięczny. Dzień w dzień człowiek jest brudny, spocony. Czasem ciuchy nadają się tylko do wyrzucenia. Bywa, że jest piec do pocięcia. Taki, co waży 12 ton. Biorę wtedy kolegę czy dwóch do pomocy. Mamy po 12 godzin roboty przez trzy dni.
No i czasy teraz gorsze. Za złom na skupie mniej płacą. Miesiąc temu kilo złomu było po 80-90 groszy, a teraz jest po 35-40. Kokosy się skończyły, nawet przez dwa, trzy dni z rzędu zarobki mogą być marne. Trzeba się najeździć, naszukać.
I trzeba się na metalach znać. Wiedzieć, co miedź, a co aluminium. Miedź jest po 16 zł za kilogram! Czego magnes nie złapie, to jest dobry towar. Ja już setki tysięcy ton przerzuciłem, więc wiem. Jak zaczynaliśmy, potrafiliśmy zebrać 6-7 ton złomu dziennie.
"Krzykacz" ze zbierania złomu utrzymuje żonę i dwóch synów (fot. Discovery)
Jest wśród złomiarzy podział na rewiry?
- Nie jest tak, że każdy ma swój rewir. Tam gdzie chcę, tam jadę. Jak ktoś mówi, że to jest jego rewir, to ja do niego: - Pier***l się chamie! Twoja ulica? To se ją kup.
W latach 90. konkurencja była większa niż dziś. Wszyscy się na złom poprzerzucali. W samym Pruszkowie złomiarzy było z pięćdziesięciu, teraz może z dziesięciu zostało. Przestali jeździć. Do pracy poszli.
U mnie na osiedlu codziennie jeżdżą ci sami dwaj goście z wózkiem.
- Wózkarze to są złodzieje! Ktoś naszykuje złom dla mnie, przyjeżdża wózkarz i bez pytania zabiera. Kradnie normalnie! Nie mówię, że każdy taki jest, ale niektórzy tak robią. Są też rowerzyści. Na rowerach złomu szukają. Mam takiego sąsiada, puszki zbiera. To mniejsza liga.
Nie obraża się pan, jak mówią o panu "złomiarz"?
- Nie, a niby czemu? Proszę pani, ja od 14. roku życia na siebie pracuję. Sam sobie na ślub zarobiłem, teraz na dzieci zarabiam. Jeden syn ma 21 lat, drugi 13.
Nauka ciężko mi szła, bardzo ciężko. Najpierw byłem w Ochotniczym Hufcu Pracy. W OHP uczyłem się na dekarza, po roku, jak już miałem 16 lat, poszedłem do piekarni. I nauczyłem się zawodu piekarza.
Dlaczego pan nie jest piekarzem?
- Piekarz nie ma pieniędzy. Żeby zarobić 700 złotych, trzeba pracować przez sto godzin w tygodniu. Moi koledzy mają po 500-600 zł na tydzień, a pracują po 12 godzin dziennie. A w soboty to nawet po 16. To jest bardzo ciężki fach. Nawet na chwilę nie można usiąść i papierosa zapalić. Przez sześć czy siedem lat byłem zatrudniony w piekarni. Niewdzięczna robota. Nie chciałem być piekarzem i nie chciałbym tam wrócić. Wolałem zostać złomiarzem. Ja się żadnej pracy nie boję. Jak mi zapłacą, to będę gówno przerzucał.
A znajomi się z pana nie śmieją po kątach?
- Jak zaczynałem, to koledzy się śmiali. W końcu mówię do jednego prosto w oczy: - Ty stoisz pod sklepem i żebrzesz o drobne na piwo, a ja idę sobie piwo kupić. Bo mnie stać. Moje dzieci mają ubrania i mają co jeść, a twoje? Zęby w ścianę, w porwanych spodniach. I się, k***a, śmiej! I już się nie śmieją.
Żona w domu siedzi, dzieciakiem się zajmuje. Nie ma problemu z tym, że jestem złomiarzem. Bo jaka kobieta ma problem, żeby przyniesione przez męża pieniądze wydawać? Śmierdzą? Nie śmierdzą! Ale żeby syn miał przejąć biznes, tobym raczej nie chciał. Niech sobie lżejszą robotę znajdzie.
Marek "Krzykacz" Pawłowski. Pochodzi z Pruszkowa. Od 14 lat zbiera złom na Mazowszu. Od ponad 6 lat w przeszukiwaniu śmietników pomaga mu Edek, kierowca. Ma wykształcenie podstawowe, a jego wyuczony zawód to piekarz. Ze zbierania złomu utrzymuje żonę i dwóch synów. "Krzykacz" lubi piłkę nożną. Jest jednym z bohaterów "Złomowiska PL" w Discovery Channel.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka słoni, mądrych ludzi, z którymi rozmawia też w podcaście "Miłość i Swoboda", kawy i klasycznych samochodów.
Polub Weekend Gazeta.pl na Facebooku
zerozer52
Oceniono 490 razy 468
Szacun dla gościa.